wtorek, 30 lipca 2013

ROZDZIAŁ XV

Rozdział XV

- O.. Kol i Katherine – przywitał ich Stefan.
- Stefan – powiedział uśmiechnięty pierwotny. – Jest twój brat albo ktokolwiek?
- Damon śpi… Chyba był zmęczony. Tylko my jesteśmy.
- Nie śpię już – oznajmił znajomy głos. Zza drzwi pomieszczenia naprzeciw wyszedł Damon.
- Damonie, trochę świecisz… - dodała Katherine. – Spociłeś się?
- Yh… Może trochę. Ostatnio mam koszmary, jak nigdy.
- Ty i koszmary? – zapytał jego brat, patrząc na Kola.
         Jednak Kol cały czas na twarzy miał uśmiech.
- Nie przyszliśmy rozmawiać o Damonie. Chcieliśmy was zaprosić na imprezę. Jest w Mystic Grillu. Będzie pełno ludzi. Przyjdziecie?
- Zo… - Stefan nie dokończył, bo Damon mu przerwał.
- Pewnie.
- O 19 już bądźcie.
- Nie ma sprawy – odparł zadowolony Damon.
         Kol i Kath wyszli z domu bez słowa. Postanowili jeszcze odwiedzić Elenę i Caroline, chociaż wiedzieli, że one za nimi nie przepadają.
- To do której najpierw?
- Do Caroline.
- Jak się nie zgodzi, zawsze możesz ją zahipnotyzować.
- Racja.
         Szli prosto przed siebie, trzymając się za ręce. Wyglądało to słodko. Kiedy doszli do domu Forbes, Katherine zapukała do drzwi. Otworzyła jej Caroline. Kiedy zobaczyła nieproszonych gości, chciała zatrzasnąć im drzwi przed nosem.
         Kol to przewidział i wstawił nogę, żeby tego nie zrobiła. Było to trochę trudne, gdyż nie byli zaproszeni. Mieszkała tam w końcu pani szeryf, która jest człowiekiem.
- Czego chcecie? – zapytała ostro, nie patrząc na nich.
- Chcieliśmy cię zaprosić na imprezę w Mystic Grillu.
- Caroline, kto to?! – usłyszeli wszystkim znajomy głos. Była to Elena, która po chwili ukazała się w drzwiach razem ze swoją przyjaciółką.
- Zapraszają nas na imprezę.
- Na imprezę? – zdziwiła się Elena.
- Tak. Moglibyście się wybrać. Pewnie będzie pełno waszych znajomych. Damona i Stefana już zaprosiliśmy – Kol spojrzał na Elenę.
- Choć Stefan nie miał zbytniej ochoty się wybrać – dodała Kath.
- Możecie zabrać tą waszą czarownicę.
- A skąd wiesz, że przyjdziemy? – zapytała Caroline.
- Elena pójdzie ze Stefanem. A ty nie będziesz chciała zostać sama w domu.
         Obie dziewczyny otwarły szeroko oczy, ale próbowały zachować twarz pokerzysty.
- To co? Przyjdziecie?
- Zastanowimy się – odparła Elena, zamykając im drzwi przed nosem, ale tym razem skutecznie.
         Kol i Katherine wzruszyli ramionami i poszli do swojego domku. Zegar wybił godzinę siedemnastą.
- Ja pójdę już się uszykować. W końcu musimy być tam wcześniej.
- O osiemnastej dwadzieścia musimy najpóźniej wyjść.
- Zdążymy – oznajmiła zadowolona Kath. – Jak myślisz proste włosy?
- W kręconych ci lepiej.
- Dzięki. To sobie poprawię. Ty też się przebierz. Ubierz koszulę i jakieś inne spodnie.
- Niech będzie. Dla ciebie – objął ją w pasie i pocałował w usta.
- Dziękuję.
         Z ich twarzy nie znikał uśmiech. Wyrwała się z jego objęć i poszła do pokoju. Musiała się przebrać, umalować i uczesać włosy.
         Kol nie miał problemu z ubiorem. Miał na sobie granatową koszulę zapinaną na guziki oraz zwykłe spodnie. Buty miał takie same jak wcześniej.
         Katherine wyszła z pokoju o za dziesięć osiemnasta. Trochę czasu poświęciła, ale opłacało się. Loków miała mnóstwo. Były one rozpuszczone i opadały na jej plecy. Jeden z kosmyków opadał jej na policzek. Rzęsy pomalowała czarnym tuszem. Kolor cieni do powiek był ledwie zauważalny. Policzkom dodała trochę pomarańczy, przechodzący w czerwień. Usta były czerwone, co dodawało jej charakteru. Na sobie miała imprezową sukienkę. Była ona krótka i czarno-złota. Nie była na ramiażkach, lecz na zamek. Podkreślała jej atuty. Na nogi założyła buty na obcasie, niższym niż na co dzień. Były koloru czarnego z krótkimi ćwiekami przy zapięciu. Każdy facet obejrzałby się za nią.
- O cholera… Mogłem im powiedzieć, żeby się ubrali hmm… jak to powiedzieć.
- W stylu Katherine Pierce – przerwała mu.
- Dokładnie. Wyglądasz niesamowicie.
- Wiem, ale dzięki. Ty też nieźle. Koszula okej. Spodnie nie są złe, ale przebierz je. Załóż jakieś ciemne spodnie, a nie takie jasne.
- Oh.. Musisz iść kiedyś ze mną na zakupy.
- Zgadzam się z tym – powiedziała uśmiechnięta. – Tu ty idź przebrać te spodnie, a ja poszukam jeszcze kolczyków, bransoletek i jakieś torebki.
- Dobra – odparł i wszedł do pokoju.- Katherine!
- Ops… Posprzątam to jak wrócimy! Przepraszam – mówiła.
         W pokoju, w którym się przebierali był bałagan. Na łóżku leżało chyba z dziesięć sukienek, a na podłodze z pięć par butów.
- Mam nadzieję! – odparł, po czym westchnął.
         Kath zakładała kolczyki. Były one dość długie ze złota. Na nadgarstkach wisiały już bransoletki. Były one dopasowane kolorystycznie. Pierce postanowiła jeszcze dodać pierścionki.
         Była już gotowa do wyjścia. Wybiła osiemnasta. Kol wyszedł z pokoju.
- Mogą być? – miał na sobie ciemne spodnie. Pasowały one i do jego koszuli i do ubioru Katherine.
- Idealne – powiedziała i obejrzała go dokładnie.
         Podeszła do niego i pocałowała go. On odwzajemnił pocałunek i objęli się. Kath oderwała się w końcu od niego i popatrzała mu w oczy. On też na nią patrzył.
- Możemy już iść – powiedział Kol.
Ukochana tylko pokiwała twierdząco głową. Pierwotny podał jej ramię, jak dżentelmen.
- Możemy iść dzisiaj za rękę? – zapytała.
- Pewnie. Jak tylko chcesz.
         Wyszli. Szli spacerkiem trzymając się za rękę. Było to słodkie. Było jeszcze dość jasno. Kiedy przechodzili koło jakiś ludzi, najczęściej koło młodych chłopaków, słyszeli gwizdy lub komplementy na temat Katherine. Jednak Kol też o sobie słyszał, gdy przechodzili obok dziewczyn . Jedna szeptała do drugiej: „ zobacz jakie ciacho idzie, ona ma szczęście”. Oczywiście śmiertelnik by tego nie słyszał.
         W końcu doszli do Mystic Grillu. Gdy weszli do środka, zauważyli na stołach szklanki i kieliszki. Były chyba dwie lub trzy kule dyskotekowe. Było tego mnóstwo. DJ, którego pewnie zamówił barman właśnie się rozkładał.
- Dobry wieczór – zaczął. – Państwo zamawialiście imprezę?
- Tak.
- Jaką muzykę chcecie?
- Hmm… Kochanie jak myślisz?
- Może pan nam wybierze… - zaproponowała.
- Nie ma sprawy – odparł DJ. – Mówcie mi Harry.
- Jestem Kol, a to moja dziewczyna Katherine – podeszli do niego i się przywitali.
- Mam pytanie… Kiedy zapłacicie?
- Nie potrzebujesz od nas pieniędzy – hipnotyzował Kol.
- E tam… Nie potrzebuję pieniędzy.
- No to dobrze, jesteśmy umówieni.
         Kol i Katherine odeszli od DJ –a. Usiedli przy barze, przy którym stał już barman.
- O, już jesteście – powiedział niezbyt ucieszony.
- Jak masz na imię? – zapytała Pierce.
- Peter. - był on przystojnym blondynem ubranym w białą koszulę i dżinsy. 


- Ja jestem Katherine. Czemu nas tak nie nawiedzisz?
- Nie nienawidzę was. Po prostu nie ufam twojemu chłopakowi.
- A mi ufasz?
- Hmm… Nie znam cię, ale mogę ci zaufać – mówił, nie tracąc ostrożności.
         Kol nie chciał przeszkadzać ukochanej i poszedł jeszcze porozmawiać z DJ –Em.
- Co mam zrobić, żebyś mi zaufał?
- No nie wiem. O tobie wiem tylko tyle, że jesteś Katherine. Ile masz lat?
- O kobiety się takie rzeczy nie pyta, ale mogę mieć tyle, ile chcesz. Jestem z Mystic Falls, ale wyprowadziłam się z rodzicami, kiedy miałam 2 lata. Wróciłam tutaj. Moi rodzice zginęli 3 lata temu w wypadku. Jestem jedynaczką. Już coś o mnie wiesz. Teraz ty o sobie coś powiedz.
- Okej – powiedział nie dowierzając w to, co przed chwilą usłyszał. – Hmm… Ja urodziłem się w Los Angeles. Przyjechałem tutaj, bo chciałem znaleźć mojego ojca, który zostawił mnie i moją mamę, kiedy jeszcze byłem dzieckiem. Też jestem jedynakiem. Moja matka nadal jest w Los Angeles. Wiesz co? Ostatnio myślałem o tym, że jestem sam. Nie znam tutaj nikogo, prócz Matta, z pracy i teraz ciebie.
- Ile masz lat?
- Dwadzieścia. Rzuciłem szkołę, choć dobrze się uczyłem. A ty?
- Ja też rzuciłam szkołę. A kiedy się tutaj przeprowadziłeś? Bo o ile się nie mylę, pierwszy raz widziałam cię tutaj dwa miesiące temu.
- Właśnie, bo dwa miesiące temu zacząłem tu pracować, ale przeprowadziłem się prawie trzy miesiące temu.
- Ja mieszkam już tutaj od roku, ale parę razy byłam tutaj. Chcesz coś wiedzieć?
- Co?
- Mogę ci powiedzieć, że od pierwszej wizyty tutaj, kiedy cię zobaczyłam, nie mogę cię zapomnieć. Śniłeś mi się wczoraj – mówiła mu to, kładąc dłoń na jego dłoni, podobnie jak Ericowi. – Nie zrozum mnie źle… Chcę kogoś nowego poznać. W śnie byliśmy przyjaciółmi. I tak mogłoby być w rzeczywistości. Ja jestem zajęta – głową wskazała Kola, który nadal rozmawiał z DJ –Em. – To co, spotkamy się jeszcze? A może potańczymy dzisiaj razem?
- Dzisiaj pracuję – powiedział zaskoczony – może innym razem. Dasz mi swój numer?
- Pewnie.
         Katherine podała numer Peterowi i podeszła do Kola. Szepnęła mu do ucha:
- Barmana nie zjem, może się przydać. Jeszcze nie wiem do czego.

         Kol spojrzał na nią dziwnie, ale później skinął głową. Do baru schodzili się goście. 

______________________________________________



Hejka ;** 
Po pierwsze chciałam przeprosić, że tak długo nic nie dodawałam, ale miałam wirusa i nie mogłam nawet wejść na internet... Dopiero wczoraj wieczorem, przyszedł znajomy moich rodziców i wszystko usunął. Musiałam więc uporządkować moje rzeczy... Bardzo przepraszam.
Po drugie przepraszam, że nie dodawałam komentarzy, ale ostatnio nie mogłam ich dodawać, nawet nie wiem dlaczego ;c 
Po trzecie mam nadzieję, że mi wybaczycie ;*
I po czwarte mam nadzieję, że się podoba ;] 

niedziela, 21 lipca 2013

ROZDZIAŁ XIV

Mam nadzieję, że się będzie podobać :)    

Rozdział XIV 

         Katherine dobrze wiedziała, że się będą nim karmić. Nie było jej go ani trochę żal. Dopiero po niecałych 10 minutach otrzymali śniadanie. Przyniósł je ten sam chłopak.
- Dziękuję – podziękowała Kath, kiedy kelner położył talerz z jajecznicą i świeżym chlebem  przed nią.
- Nie ma za co – odparł uśmiechnięty chłopak.
         Odszedł, a ona zaczęła:
- Nie będziesz się gniewał, jak z nim trochę poflirtuję?
         Kol wytrzeszczył oczy. Nie wiedział co powiedzieć.
- Chcę się pobawić nim…
         Pierwotnemu zmienił się wyraz twarzy. Była na niej ulga. W odpowiedzi pokiwał twierdząco głową, gdyż przeżuwał pierwszy kęs chleba. Jedli w milczeniu. Pierce nie zjadła tylko małej skibki chleba, a Kol natomiast zjadł wszystko. Uśmiechnęli się do siebie, a po chwili podszedł kelner. Oczywiście ten sam.
         Kiedy chłopak chciał zabrać talerz Katherine ona położyła dłoń na jego dłoni. On spojrzał na nią zaskoczony.
- Ma pan piękne oczy.
         Chłopak był zagubiony. Spojrzał pośpiesznie na Kola, lecz ten wziął gazetę, leżącą na stole.
- Dziękuję, proszę mi mówić Eric – podał jej dłoń.
- Katherine – także podała dłoń.
         Kiedy już puścili swoje dłonie, chłopak dodał:
- Pani też ma piękne oczy.
- Dziękuję – powiedziała uśmiechnięta.
- Nie chcę się narzucać… - powiedział, patrząc na Kola.
- Nie narzucasz się, to jest mój brat – szepnęła, chociaż wiedziała, że ukochany ją słyszy.
- A… Rozumiem.
- Zaprowadzi mnie pa… Zaprowadzisz mnie Eric do toalety? Jestem tutaj pierwszy raz – powiedziała udając niepewną.
- Nie ma sprawy.
- Dzięki.
         Kath wstała i poszła za Ericiem. Musieli ominął wszystkie ławki i zakręcić. Po prawej, od razu za zakrętem były drzwi. Weszli do pomieszczenia. Było to pomieszczenie, w którym były 2 zlewy oraz 2 kabiny.
- Dzięki – podziękowała znowu całując go w policzek.
         Pewnie liczył na coś więcej. Zamierzał już odejść, ale ona przyciągnęła go do siebie i pocałowała weszli do pierwszej kabiny i zamknęli się w niej.
- A jak twój brat nas nakryje?
- Kol? Nie… Wątpię, a w ogóle nie powinien się mieszać w moje sprawy – mówiła go całując.
         Gdy Eric ją całował ona powiedziała:
- Nie krzycz.
         On przytaknął, a Kath oderwała się od niego i przyległa, kiedy tylko poczuła, że kły jej się wydłużyły. Poczuła smak krwi, jednak po chwili musiała się oderwać, bo do pomieszczenia weszła jakaś osoba. Eric, patrzał na nią oszołomiony.   
- Katherine? – był to Kol.
- Tutaj – odezwała się otwierając drzwi.
- Już go próbowałaś… - powiedział Kol wchodząc do środka i zamykając drzwi za sobą. – Ty umiesz uwodzić.
- Jak widać.
         Katherine przywarła do niego, tak jak wcześniej do szyi. Kol uczynił podobnie  tylko ugryzł go z drugiej strony. Eric tylko cicho jęknął.
- Mam trochę krwi dla niego. Wcześniej się skaleczyłem… - mówił to wyciągając z kieszeni małą tubkę z jego krwią.
- Jeszcze troszkę.
         Eric był ledwo przytomny. Kath po chwili się od niego oderwała i powiedziała, oblizując wargi:
- Dobra daj mu krew i zahipnotyzuj go.
- Oki – teraz popatrzył w oczy chłopaka. – Wypij to.
         Kol przyłożył mu do ust pojemniczek i przechylił go. Eric na początku stawiał opór, ale po chwili już nie było całej zawartości. Kelner odetchnął. Pierwotny mówił dalej, patrząc mu w oczy. Eric także patrzył na niego.
- Nas tu nie było. Poślizgnąłeś się tutaj, kiedy przyszłej umyć ręce. Obudziłeś się z bólem głowy.
         Chłopak pokiwał głową, a po chwili Kola i Katherine tam nie było. Nie wiedział co mu się stało.
         Tymczasem para już opuściła knajpę, śmiejąc się.
- Szkoda, że nie widziałeś jego miny, kiedy go pocałowałam w policzek. Liczył na więcej.
- Heh…
- Później przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam w usta. Oczywiście on odwzajemnił pocałunek, wtedy weszłam z nim do kabiny, wziął mnie na ręce i dobierał się do mnie i zahipnotyzowałam go. Jakoś tak było. I zdążyłam go tylko ugryźć.
- Też zrobię tak z jedną kelnerką. Opłaca się. Wszystkich można omotać.
- No… Nawet łatwo… - westchnęli oboje. – Taką randką bym nie pogardziła. Chociaż mogłaby być podwójna.
- Podwójna?
- Pewnie. Ty byś przyprowadził jakąś dziwkę, a ja jakiegoś chłopaka. Poszlibyśmy do łazienki tak jak dzisiaj i mamy co pić.
- Ty masz pomysły.
- A kiedy będę mogła kogoś zabić? – zapytała smutnym, ale też słodkim głosem.
- Może na imprezie dzisiaj? Później by mówili, że za dużo ćpał.
- Może być, dzięki – powiedziała całując go w policzek.
- Tylko tyle? – zapytał zawiedziony.
- Wieczorem, w domu dostaniesz więcej – mrugnęła do niego, śmiejąc się.
- Nie zawiedź mnie.
- Nie bój się nie zawiodę.
- To chodźmy teraz do Mystic Grilla zamówimy imprezę i będziemy każdego zapraszać.
- Oki – dodała zadowolona.
         Kol podał jej ramię i poszli. Kiedy doszli na miejsce i byli w środku, podeszli do baru. Nie było Matta.
- Podać coś? – zapytał barman.
- Nie… Chcemy zarezerwować dzisiejszy wieczór.
- Jest wolny.
- To dobrze – odwrócił się w stronę ludzi, których nie było za wiele. – Dzisiaj wieczorem jest tutaj impreza! Przychodźcie, zapraszam wszystkich.
         Ludzie obrócili się do niego i słuchali uważnie.
- Zapraszajcie też swoich znajomych, każdego wpuszczą. Będzie piwo i inne alkohole!!
         Wszyscy zaczęli klaskać i krzyczeć takie słowa: „Przyjdę!” „Zaproszę wszystkich”, „Super” i wiele innych zwrotów.
         Pierwotny odwrócił się z powrotem w stronę baru. Barman mu się przyglądał podejrzliwie.
- Masz pan, tyle kasy? – zapytał.
- To jest na kosz firmy – hipnotyzował go. – Pracodawcy powiesz, że zapłaciliśmy.
         Przytaknął.
- Teraz chodźmy do Salvatorów, ich też zaprosimy – oznajmił Kol i wstał.
- Jesteś pewien? – zapytała Katherine, także wstając.
- Damon i tak nic nie pamięta.
- Pewnie tak – westchnęła i opuścili bar.
         Szli w milczeniu, trzymając się za rękę. Wyglądali jak para nastolatków, chociaż byli wampirami, które już sporo przeżyły. Na twarzach cały czas mieli uśmiechy.

         Kiedy już dotarli do domu Salvatorów, Kol zapukał w drzwi i wszedł razem z ukochaną. 

Zrobiłam filmik o Stelenie, jeszcze go nie dodałam na youtube... Na początek pokaże wam :) 




Czekam ponownie na wasze opinie i biorę się za pisanie następnego rozdziału o Klausie i Katherine :)

poniedziałek, 15 lipca 2013

ROZDZIAŁ XIII

Już dodaję :) Musiałam jeszcze dokończyć i jest :) 

Rozdział XIII



- O Damon… - powiedziała Caroline bez uśmiechu na twarzy.
- We własnej osobie – odparł unosząc głowę. – Czemu one tutaj są? – zawrócił się do brata.
- Ponieważ je zaprosiłem, a w ogóle Caroline chciała wziąć prysznic i tylko u nas we wodzie nie ma werbeny.
- A Elena?
- Już mówiłem. Zaprosiłem ją razem z Caroline.
- No dobra, dobra… To skoro łazienka jest już wolna, to pozwól bracie, że wezmę prysznic.
- Idź, idź – popędził go Stefan.
         Po chwili Damona już nie było w korytarzu. Elena i Caroline razem ze Stefanem usiedli na kanapie w salonie.
- Chcecie coś do picia? – zaproponował Stefcio.
- Masz może krew?
- Ja bym poprosiła wodę.
- Mam krew, zaraz wam przyniosę – oznajmił, wstając i ruszając najpierw w stronę piwniczki.
         Wrócił po niespełna minucie. W lewej ręce trzymał woreczek wypełniony krwią, a w prawej szklankę z źródlaną wodą.
- Proszę – powiedział podając krew i wodę. Sam, dla siebie wziął szklaneczkę i nalał sobie whisky.
         Zapadła krępująca cisza, którą przerwał Stefan.
- Może pójdziemy do Mystic Grilla? I tak nie mammy co robić.
- No spoko, chodźmy – odezwała się Elena, po czym wstała z kanapy razem z Stefanem i Caroline. Wyszli bez poinformowania Damona.

- Co teraz porobimy? – zapytała Katherine.
- Hmm… Zaraz się pocałujemy namiętnie, a później zapraszam cię na śniadanie.
- Pomysł dobry – odparła uśmiechnięta. – Zobaczymy jakie będzie wykonanie.
         Wtedy Kath odwróciła się do niego twarzą i przybliżyła się do niego. Ich wargi złączyły się. Teraz były jednością. Po tym namiętnym pocałunku przytulili się i odetchnęli.
- Mamy dla siebie wieczność – westchnęła zadowolona Katherine. – O ile nikt mnie nie przebije kołkiem – dodała ze smutkiem w głosie.
- Nie pozwolę na to – odpowiedział z powagą. – Będę się tobą opiekował.
- Nie dasz rady, wiesz o tym, ale każda chwila, spędzona z tobą jest dla mnie za krótka. Mam nadzieję, że kiedy będę umierała, to ty będziesz przy mnie.
- Nie dojdzie do tego.
- A jeśli tak?
- Spróbuję cię uratować. Zrobię wszystko, co będę mógł.
- Nawet poświęcisz życie? – zapytała patrząc mu prosto w jego brązowe, piękne oczy.
- Poświęcę, chociaż mnie się tak łatwo nie da zabić. Chyba, że mają kołek z tego dęba. Nawet wtedy się poświęcę. Rozumiesz? – wziął jej twarz w swoje dłonie. Zasłaniały połowę twarzy.
- Ale po co mi życie bez ciebie? – westchnęła ponownie. – Po co? I tak prędzej czy później mnie zabiją.
- Znajdziesz sobie kogoś innego. Przecież jest tyle mężczyzn.
- Wiesz, że tylko ciebie kocham! Nigdy nie będę kogoś kochała tak jak ciebie – powiedziała zdejmując jego dłonie z twarzy i trzymając je w swoich dłoniach. Zabiłabym się, gdyby ciebie nie było.
- Nie!
- Życie bez ciebie nie miałoby sensu – dodała spuszczając głowę. Chciała, żeby nie widział jej łzy spływającej po jej policzku.
- Nie płacz – poprosił łagodnie i ciepło.
- Dobrze – zgodziła się, pociągając nosem. – Miejmy nadzieję, że w najbliższym czasie nic się nie stanie, co zagroziłoby nam – powiedziała uśmiechając się lekko.
- Miejmy nadzieję – powtórzył Kol, a po chwili pocałował ją ostrożnie i delikatnie w usta. Oderwał je i powiedział: - Katherine, moja ukochana, zawsze będę cię kochał.
- Ja ciebie też, Kol – i powtórzyli pocałunek.
         Kiedy już byli ubrani, ktoś zapukał do drzwi. Kol poszedł je otworzyć. W drzwiach stał Niklaus.
- Klaus? Co ty tutaj robisz? – zapytał zdziwiony Kol.
- Chciałem porozmawiać. Sprawy rodzinne. Masz czas?
- Nie za bardzo… Może przyjdziesz wieczorem na imprezę do Mystic Grilla? Wtedy pogadamy, bo teraz nie mogę, ponieważ …
- O… Klaus – powiedziała także zaskoczona Katherine.
- Katerina – spojrzał na nią.
         Zarumieniła się.
- To wieczorem na imprezie pogadamy… Nie będę wam przeszkadzał. Do zobaczenia – pożegnał się, odwrócił się do nich plecami i zniknął.
- Co chciał – zapytała, gdy byli z powrotem w salonie.
- Porozmawiać. Niby sprawy rodzinne, ale nie chciałem, żebyś czekała – odparł, uśmiechając się szeroko.
- Dzięki. Na imprezie pogadacie?
- Tak, bo uznałem, że tam będziesz miała się z kim bawić lub pogadać.
- No dobra… To gdzie idziemy na śniadanie? 
- Hmm… Do knajpki na końcu Mystic Falls. Podają tam wyśmienitą jajecznicę. Lubisz ją, prawda? – zapytał niepewnie.
- Pewnie, ale rzadko mam okazje ją zjeść.
- No to w końcu będziesz miała okazje – powiedział całując ją w policzek i przykładając usta do uch, szepcząc:- Później poczęstujemy się kelnerem – na jego twarzy pojawił się uśmieszek.
         Katherine w odpowiedzi tylko się uśmiechnęła. Ubrali tylko kurtki, oczywiście czarne i wyszli. Na początku szli wolno, ale gdy już nie widzieli twarzy ludzi zaczęli biec wampirzym tempem, trzymając się cały czas za rękę, jak zakochana para ludzi. Jak widać wampiry też coś czują, chyba że wyłączą człowieczeństwo.
         Dotarli już do parku. Kol zaczął rozmowę:
- Tu za parkiem jest ta knajpka. Jest koło małego lasu.
- Nigdy tu nie byłam, żyję już sporo lat – zażartowała nieśmiało.
- No widzisz. Ze mną zwiedzisz cały świat, chociaż nie….
- Dlaczego? – zapytała trochę zawiedziona, co było słychać w jej głosie.
- Bo ty jesteś dla mnie całym światem – szepnął jej do ucha, podobnie jak wcześniej, ale cieplej.
         Zarumieniła się i spuściła głowę. Wiedziała, że on ją naprawdę kocha. Wierzyła w to.
- Ty dla mnie też – dodała, kiedy podniosła głowę.
- Chodźmy już, pewnie jesteś głodna.
-Tak…
- To jest ta knajpka, może ją zapamiętasz – powiedział, wskazując małą, drewnianą „chatkę” Drzwi były dość wielkie, a nad nimi znajdował się napis „Przy lesie”
- Pewnie tak.
         Weszli do środka. Knajpa była dość dużo, choć z zewnątrz wygląda na małą. Było tam jasno, gdyż, przez okna wpadały już jasne promienie słońca. Ruch był niewielki. Było zaledwie 5 osób. Nie przejmując się ludźmi Kol i Kath podeszli do stolika przy oknie. Katerina rozglądała się po pomieszczeniu, a pierwotny przyglądał się jej z zaciekawieniem. Ona zauważyła to dopiero po minucie.
- Jestem aż taka ciekawa?
- Ciekawa i piękna – stwierdził.
- Dziękuję. A ty jesteś hmm… tajemniczy i przystojny – dodała wywracając oczami.  
- Dzięki.
         Podszedł do nich niski kelner z notesikiem i długopisem. Był ubrany w dżinsy i niebieską, obcisła bluzkę, który zasłaniał biały fartuch z kieszonką.
- Co podać? – zapytał uprzejmie, aż żal było się później nim karmić.
- Dwa razy jajecznicę poprosimy – odparł Kol cały czas wpatrzony w Katherine.
- Zaraz podam.
- Poczekamy.
- To po śniadaniu  się napijemy?

- Tak, z tego kelnera. 


Jak zwykle mam nadzieję, że się podoba, proszę każdą osobę o komentarz i swoją opinię :) Pozdrawiam wszystkich ;*

czwartek, 11 lipca 2013

ROZDZIAŁ XII

Przepraszam, że tak późno, ale ostatnio cały czas wyjeżdżam... Na szczęście, że na kilka godzin :) Cieszę się, że jesteście cierpliwi ;**

Rozdział XII

Katherine napiła się trochę krwi i odłożyła woreczek na brzeg kanapy.
Po 15 minutach Kol odezwał się:
- Sage, koniec. Przedłużyłem ci nawet trochę.


- Dobra tylko ostatni kopniak.
         Damon leżał zgięty w pół na podłodze, na której znajdowały się małe plamki krwi. Sage wzięła wielki zamach i kopnęła go z całej siły.
- Już – powiedziała zadowolona. – Dzięki za zabawę Kol. Trochę buty se pobrudziłam, ale warto było.
- Nie ma sprawy. Do zobaczenia.
- Pa – pożegnała się, po czym zniknęła.
- Damonie, teraz ostatnia część.
         Pierwotny wziął go za podartą koszulę i pomógł mu wstać. Damon stał niepewnie, uginając kolana.
- Najpierw załóż to i wracajmy – powiedział rzucając mu czyste, ciemne ubrania.
         Salvatore posłusznie ubrał się w świeżą koszulę oraz dżinsy.
- Masz troszkę krwi, okropnie wyglądasz – oznajmił mu Kol podając mu szklankę z odrobiną krwi.
         Damon niepewnie wziął szklankę i wypił zawartość. Nie było tam werbeny. Ta roślina już go nie dręczyła i nie była już zapewne w jego organizmie.
         Westchnął.
- Musimy pojechać koło lasu. Zawiąż mu oczy, Katherine.
         Pierce wstała, wzięła czarną chustę i zawiązała mu na oczach. Kol zawiązał mu jeszcze ręce na plecach dla bezpieczeństwa.
         W aucie usiedli następująco: Rebekah z Damonem usiedli z tyłu, a Katerina z Kolem usiedli z przodu. Jechali dobre 10 minut.
- Już jesteśmy – przerwał ciszę pierwotny, parkując obok jednego z drzew.
- To co robisz? – zapytała się ciekawa Rebekah.
- Hipnotyzuję go.
- Czemu nie mogłeś tego tam zrobić?
- Ponieważ, siostro, nie wiedziałby którędy wrócić.
- Niech będzie.
- To zaczynaj – dodała Kath.
- Oki. – spojrzał Damonowi w niebieskie oczy, gdy tylko zdjął mu przepaskę. – Nic nie będziesz pamiętał. Ten dzień będzie ci się śnił codziennie. Nie będzie w snach Rebeki. Będziesz budził się spocony. Nikomu nie powiesz. Zostawimy cię tu. Zasnąłeś na trawie. Obudzisz się za 5 minut, jak nas już tu nie będzie. Polowałeś tutaj na coś – zakończył.
- No w końcu… - westchnęła Katherine.
         Kol położył Damona na trawie i rozwiązał mu ręce. Już spał. Rodzeństwo wraz z Kath weszło do auta i odjechali.

- Teraz możesz nam powiedzieć, co chce Kol od Damona – zaczął Stefan.
- Po prostu chce się zemścić, za to, że dostał od niego z kija.
- Co to za powód?! – zdziwiła się Caroline, śmiejąc się.
- On jest taki nerwowy… i lubi się mścić. Może tym razem odpuści – powiedział wzdychając.
- Trzeba teraz tylko czekać – oznajmił Stefan.


         Cała trójka pojechała do domu Kola. Był to też dom Katherine. Kiedy weszli do salonu, Rebekah zaczęła.
- Będę tylko chwilkę… Odpocznę i już mnie nie ma.
- Dam ci krew. Szybciej pójdziesz – powiedziała ściszając głos, ale na twarzy miała uśmiech.
- Możesz dać.
         Kath weszła do kuchni i wyciągnęła krew z lodówki. Rzuciła woreczek z krwią w kierunek Rebeki. Ta złapała go z łatwością.
- Dzięki – odezwała się nie zwracając na nią uwagi.
- Kol chcesz?
- Nie, dzięki kochanie…
         Katherine wróciła do salonu. Kol siedział na fotelu, a Rebekah na kanapie. Nie chciała koło niej siedzieć, więc postanowiła usiąść na kolanach ukochanego. Tak też zrobiła.
- Wygodnie ci? Jak chcesz mogę zejść.
- Nie… Siedź. Jest dobrze – mówił to uśmiechając się do ukochanej.
- Ja już lecę… - oznajmiła, kiedy miała w ręku pusty woreczek od krwi. – Dzięki za krew – dodała wstając z kanapy.
- To na razie – powiedzieli niemal równocześnie Kath z Kolem.
         Rebekah nie odpowiedziała, bo już jej nie było.
- To co robimy? – zapytała Pierce.
- Hmm…. Już wiem.
         Nie musiała zgadywać. Kol błyskawicznie stanął. Katherine objęła nogami jego talię. Trzymał ją mocno. Zaczęli się całować. Ich usta cały czas były złączone. Kol wziął ją do sypialni. Położył ją delikatnie na łóżku i oderwał się na chwilę od niej. Ściągnął koszulkę. Ona uczyniła to samo. Kol ponownie przywarł do niej.
- Było cudownie – powiedziała Katherine, kiedy się obudziła. Wiedziała, że nie śpi. Jej głowa leżała na jej piersi, a palcami jeździła delikatnie po jego brzuchu.
- Wiem… - westchnął. – Trzeba to powtórzyć.
         Kath przytaknęła.
- To co zabierasz mnie dzisiaj gdzieś? – zapytała.
- Jeśli chcesz… To co… może wieczorem wyjdziemy na imprezę? Chyba, że wolisz romantyczną kolację. Wybieraj.
- Wybieram imprezę, może innym razem kolację.
- Dobrze…

         Kiedy Damon obudził się na trawie przy lesie, nie wiedział co się stało. Później sobie przypomniał, że polował na coś lub na kogoś. Później znalazł się tu. Więcej nie pamiętał. Postanowił wrócić do domu i napić się whisky. Kiedy wszedł do domu usłyszał znajomy głos. Stefan.
- Damon? No w końcu! Gdzie byłeś? Kol zrobił ci coś? – pytał Stefan, choć znał częściowo odpowiedź na ostatnie pytanie.
- Też się cieszę, że cię widzę… chociaż… nie wiem. Byłem na polowaniu i… i świetnie się bawiłem. – zmyślał. - Nie chciałem cię martwić, że późno wrócę. Idę wziąć prysznic. A Kol mi nic nie zrobił.
- Pod prysznic zaraz, bo jest u nas Caroline i Elena. Elena już wzięła prysznic, a Caroline właśnie to robi.
- O. Hej Damon. Wróciłeś – odezwała się Elena, gdy schodziła ze schodów. Ubrana była w niebieską bluzkę i dżinsy. Na szyi już wisiał naszyjnik. Włosy wyglądały na wilgotne i też takie były.
- Hej Elena.
- Masz szczęście, że Elijah nie został.
- Elijah? – zdziwił się Damon.
- Tak… Pomogliśmy mu trochę. Szukał Klausa, bo chciał mu coś powiedzieć.
- Niech zgadnę wykorzystaliście Blondie? – zgadnął.
- Hmm… Tak.

- No wiesz – mówił szeptem, ale nie dokończył, bo na schodach zjawiła się Caroline.


Mam nadzieję, jak zawsze, że się podoba ;** Nie jestem taka dobra w pisaniu.... ;p 
Czekam na wasze zdanie :) 

niedziela, 7 lipca 2013

ROZDZIAŁ XI

Wiem, trochę się przeciągałam, ale są wakacje.... Macie ;**

Rozdział XI

Kiedy zaczynamy?
- Jeszcze chwilkę. Karmiłaś się? – zwrócił się Kol do Sage.
- Tak – odpowiedziała.
- To my nakarmimy Damona.
         Sage zrobiła zdziwioną minę.
- Nakarmimy go tylko trochę i to zwierzęcą krwią.
- Niech będzie.
- Tylko go nie zabij – odezwała się Rebekah.
- Znam zasady, Kol mnie poinformował.
- To dobrze – stwierdziła pierwotna.
- Widać, że go wymęczyliście.
- Nic takiego, tylko rzucaliśmy go kołkami i drażniłem go werbeną.
- Jeszcze zdjąłeś mu pierścień i pozwoliłeś mu się palić – dodała Katherine.
- Nic takiego, mówisz? – zapytała retorycznie Sage.
- Później jeszcze coś wymyślę – dokończył Kol i zwrócił się do Damona, podając mu woreczek do pół napełniony krwią jakiegoś zwierzaka : - Napij się trochę tego.
         Damon niechętnie wziął woreczek i wypił całą zawartość.
- Myślałem, że gorzej smakuje – stwierdził.
- Zaczynamy? – dopytywała się Sage.
         Kol w odpowiedzi kiwnął twierdząco głową.

Klaus zaczął czytać:
         Drogi Bracie!
Skoro zacząłeś mnie unikać z wiadomego powodu, przeczytaj chociaż ten list. Chciałem Cię tylko ostrzec, że pewne osoby chcą się zemścić. Większość z nich to wampiry. Postaraj się przed nimi uciekać lub ich wytropić i rozwiązać problem. Mam nadzieję, że niedługo, między nami będzie tak jak dawniej.
                                                                                     Elijah
- No, to co teraz zrobisz?
- Hmm… Wytropię ich i zabiję.
- Yyy… Ja bym na twoim miejscu poszła poszukała Elijah i się z nim pogodziła.
- Tak myślisz?
- W końcu jesteście braćmi. Z resztą rób jak chcesz.
- Dzięki – powiedział wypijając resztę krwi z kubka.
- Za co? – zapytała Caroline.
- Za to, że mnie wysłuchałaś – szepnął jej do ucha.
         Nie odpowiedziała. Pewnie nie wiedziała, co by miała powiedzieć.
- Wybaczysz mi za wszystko?
- Wybaczyć? Za wszystko? Nie za dużo tego?
- Chociaż, za to, że zabiłem matkę Tylera.
- Za to jeszcze mogę.
- To będziesz mi wybaczać stopniowo.
- Ale jednej rzeczy ci nie wybaczę.
- Chodzi o Tylera?
- Tak – powiedziała smutno.
- Może kiedyś, pozwolę mu wrócić.
         Caroline podniosła oczy, lecz Klausa już nie było. Czuła się dziwnie, ale za to już miała to za sobą.
- Eleno, możesz po mnie przyjechać – powiedziała do słuchawki, kiedy wypiła resztę krwi.
- Już jadę.
         Odłączyła się. Spojrzała na stół, a na nim znajdował się list. Nie był to list, który czytał Klaus. Był zaadresowany do niej.

- Stefanie, jak tam ci się układa z Eleną? – zapytał Elijah, kiedy Elena wyszła z domu.
- Świetnie, dzięki, że pytasz – odpowiedział uśmiechnięty.
- Nie ma sprawy, po prostu jestem ciekaw, jak jest być w związku z człowiekiem.
- Tak jak z wampirem, tylko trzeba się pilnować. Ciebie to raczej nie dotyczy.
- Niby dlaczego.
- Bo ty jesteś o wiele starszy i umiesz się kontrolować, ja tak do końca nie potrafię.
- Trochę w tym racji – stwierdził Elijah. – Ale, kiedy byśmy chcieli wyznać kim jesteśmy, to reakcje naszych kobiet byłyby podobne.
- Tak. Obie by uciekły.
- Skąd wiesz?
- Elena tak zrobiła, chyba żebyś ją zahipnotyzował.
- No tak… - pomyślał. – Życie wampira jest trudne.
- Zgadzam się.
- Ciekawe, jak poszło Caroline – myślał na głos Elijah,
- Pewnie dobrze, ostatnio przechytrzyła Katherine.
- Naprawdę?
- Tak, ale opowiem ci to innym razem, bo już są.
- Dobrze.
         Elena i Caroline weszły do salonu.
- Jak było?
- Dobrze. Opowiedział mi o waszej kłótni.
- Opowiedział ci? – zapytał się zdziwiony.
- Tak i może dzięki mnie pogodzicie się, a w ogóle, list nie był za długi.
- Czytałaś go? – spytała trochę poirytowana Elena.
- Nie. Klaus przeczytał.
- Wow – odezwał się Stefan. – Widzę, że jesteś zadowolona.
- O tak… Nie wyjawię jednak powodu.
- Zachowaj dla siebie.

         W tej samej chwili Sage już walczyła z  Damonem. Rebekah, Katherine oraz Kol przyglądali się im z kanapy, którą odsunęli pod kominek. Bili się może już około 30 minut. Damon sapał ze zmęczenia, ale się nie poddawał. Stał jeszcze na nogach i unosił ręce przed twarzą, jak zawodowy bokser. Zadał on parę ciosów Sage, lecz ona uderzyła go dwa razy więcej i dwa razy mocniej.
- Już się zmęczyłeś? – zapytała złośliwie Sage.
         Wtedy Damon zebrał wszystkie siły i ruszył w stronę Sage. Ona nie zdążyła się odsunąć, a on przygniótł ją do ściany naprzeciw kominka. Trochę ją to zabolało, gdyż jęknęła, lecz po chwili odepchnęła go. Damon leżał na podłodze.
- Nieźle, ale i tak nie wystarczająco – powiedziała odsuwając włosy, które opadły jej na twarz.
         Damon wykorzystał moment i podłożył jej nogę. Upadła koło niego. Była trochę zaskoczona, ale także pod wrażeniem.
- Wow. Umiesz się popisać – odezwała się, wstając.
- W końcu jestem Damon Salvatore – powiedział uśmiechnięty, ale cały czas leżał na podłodze.
- Niestety nie zawsze gotowy na porażkę – dodała, kopiąc go w brzuch.
- Dlaczego tak mocno? – wymamrotał.
- Bo na to zasłużyłeś.
- Masz jeszcze 10 minut na znęcaniu się nad Damonem – oznajmił Kol.
- Pół godziny już minęło? Cholera… mało…


         Katherine siedziała obok Kola.
- Masz jeszcze trochę krwi? – szepnęła mu do ucha.
- Mam kochanie, proszę – odpowiedział podając jej woreczek z krwią.
- Dzięki.
- Wynagrodzę ci te okropne widoki.
- Nie musisz…
- Ale mogę. Na jutro coś wymyślę.
- Dobrze – przytaknęła obejmując go jednym ramieniem. On wykonał podobny ruch. 



Mam nadzieję, że się podoba, myślałam dość długo, ale musiałam dzisiaj dla was to dodać ;) Jeszcze mam puzzle do układnia i książkę muszę czytać, bo jeszcze połowa mi została... Trudno, następnym razem będę się tłumaczyła :* 
ZAPRASZAM!

czwartek, 4 lipca 2013

ROZDZIAŁ X

Myślałam, że będzie dłuższy, ale pół dnia spędziłam w Poznaniu i nie miałam kiedy napisać :( Trudno, ważne, że coś jest. Mam nadzieję, że będzie się podobać ;** 
Rozdział X

- Oki. To idę.
- Trzymaj się i daj mu ten list – pocieszała.
- Dzięki. Zadzwonię jak już go u mnie nie będzie.
- Spoko.
         Caroline wyszła z auta i weszła do domu. Spojrzała, czy Elena już odjechała. Nie było jej. Gdy się odwróciła od okna przed nią stał Klaus.
- O matko! Nie strasz mnie więcej – przestraszyła się Caroline.
- Nie będę, a tak ogólnie miłe przywitanie – powiedział szeroko uśmiechnięty Klaus.
- Wiem – odwzajemniła uśmiech.
- Stęskniłem się za tobą.
- Nie powiedziałabym tego samego.
- Nie gniewaj się, że zabiłem matkę Tylera – odezwał się ze skruchą.
- I jeszcze mu nie każesz przebywać w Mystic Falls.
- Nie moja wina. Musiałem przez niego zabić wszystkie hybrydy.
- Napijesz się krwi? – zaproponowała, zmieniając temat.
- Poproszę.
- Chodź do salonu.
         Przeszli do salonu.
- Zaraz wrócę, przyniosę tylko krew.
         Wróciła po niespełna minucie.
- Dzięki – podziękował Klaus odbierając szklankę z krwią. – Mogłaś dać we woreczku. Wystarczyłoby.
- Nie czepiaj się o drobiazgi – powiedziała siadając na fotelu. – Mam coś dla ciebie.
- Co?
- List od Elijah.
- To po to kazałaś mi przyjść…
- Mówił, że nie chcesz z nim rozmawiać.
- Sprawy rodzinne.
- Tak, to wiem – przewróciła oczami. – Nie możesz powiedzieć o co? Chętnie posłucham.
         Klaus zdecydował się jej opowiedzieć, co wydarzyło się między nim i Elijah. Gdy skończył Caroline poszła po list. Podała go Klausowi.
- Dzięki.
- Przeczytasz go?
- Skoro chcesz.


- Czemu to robisz? Wystarczyły mi kołki… - wymamrotał Damon.
- Ty nie jesteś taki słaby jak Stefan.
- Wiem…
         Ponowił torturę jeszcze kilka razy. Za każdym razem Damon krzyczał z bólu. Nic nie mógł poradzić. Minęła godzina.
- Już mam dosyć używania gaśnicy.
- A ja dość patrzenia na to – odparła Rebekah.
- To przejdźmy do niespodzianki.
- No wreszcie… - jęknął.
         Katherine podeszła do niego i chciała go odwiązać, ale Kol powiedział:
- Nie kochanie. Zostaw. Przynajmniej nie będzie się sprzeciwiał. To długo nie potrwa. Tylko zastanawiam się, czy go później zahipnotyzować…
- Nie… Mówiłeś, że tortury… - nie zdążyła dokończyć.
- Nie przerywaj mi proszę – powiedział spokojnie. – Zahipnotyzuję cię, swoim sposobem, ale nie złamię umowy.
- Aha…
- On ma sposoby – dodała Rebekah.
- Zauważyłam.
- Rebekah…
         Kol nie musiał dokańczać. Rebekah podeszła do Damona i założyła mu pierścień.
- Ładny, ale mógłby być ładniejszy.
- To co zaczynamy? – zapytał Kol, nie zwracając uwagi na wypowiedź Rebeki.
- Zacznijmy, zmęczona już jestem – oznajmiła Kath, opierając się o kanapę.
- Dobrze. Kath zawiąż Damonowi oczy. Ręce już ma związane.
         Gdy Katherine wykonała polecenie, Rebekah podała bratu ukrytą niespodziankę.
- Masz.
- Dzięki… Damon napij się, nie bój się, to nie jest z werbeną. Mogę przysięgnąć. Chcę, żebyś był odrobinę trzeźwiejszy – podszedł do Damona i podłożył mu coś pod usta.
         Był to woreczek z krwią. Damon pociągnął łyka, lecz po chwili się skrzywił i wypluł, to co wypił.
- Smakuje? Chciałem, żebyś poczuł się tak jak twój brat.
- To jest ta twoja niespodzianka?
- Po części…
- Co jeszcze? – zapytała się Katherine.
- Będzie walczył – powiedział uśmiechnięty.
- O mnie?
- Z kim? Z tobą? O nią? Wolę już zostać przebity kołkiem.
- Nie ze mną… Nie chcę, żeby Kath się martwiła.
         Pierce zrobiła zdziwioną minę. Myślała, że się przesłyszała.
- Ja? O ciebie się mam bać? Przecież ty wygrałbyś od razu.
         Rebekah zachichotała z Damonem.
- Możliwe… Ale nie będę się bił. Nawet o ciebie, przynajmniej teraz. Będzie się bił z Sage.
- Z tą Sage? – zapytała zdziwiona i niezadowolona Katherine.
- Tak. Chyba wiesz o kim mówię, prawda Damonie.
- Kojarzę.
- Przypomnę ci, że jest ona teraz trochę zła, za to, że ją wykorzystałeś.
- Ja? Wykorzystałem? Nie… - wyplątywał się.
- Ty mnie nie wykorzystałeś?! Nie chce się przyznać! To ci dopiero – do salonu weszła Sage ubrana w granatową, luźną koszulkę i wytarte dżinsy. 


Jak wam się muzyka na blogu podoba? ;**

Pozdrawiam wszystkich i zapraszam do obejrzenia mojego nowego filmiku na youtube o Delenie ;** 

środa, 3 lipca 2013

Drugi blog

Jeszcze nie dodam X rozdziału, może jutro ;** Tutaj macie link do drugiego bloga ;) Tam są opowiadania o Klausie i Katherine. Mam nadzieję, że tam was też będę widziała ;**

http://opowiadaniaoklausieikatherine.blogspot.com/

wtorek, 2 lipca 2013

ROZDZIAŁ IX



Nie jest to najdłuższy rozdział, ale zaczęłam pisać inne opowiadanie o Klausie i Katherine ;)


Elena dostała wiadomość i postanowiła z Jeremim wrócić do Stefana.
- Jesteśmy – powiedział Jer, kiedy tylko przekroczyli drzwi domu.
- Chodźcie do salonu! – zawołała Caroline.
         Elena i Jeremy weszli do salonu.
- Gdzie byliście? – zapytał się Stefan.
- W Mystic Grillu i dowiedzieliśmy się czegoś…
         Każdy z obecnych dodał coś od siebie. Elijah zaczął pisać list, tak jak polecił mu Stefan.
- Zostało jeszcze 15 minut. Powinnaś już pojechać – zwrócił się pierwotny do Caroline. – Masz jakąś krew w domu?
- Tak… 
- Poczęstuj go. Pewnie będzie głodny.
- Odwiozę cię – oznajmiła Elena uśmiechnięta. – W końcu jesteśmy przyjaciółkami.
- Pojadę z wami – odezwał się Elijah.
- Lepiej nie.
         Nie odpowiedział, co znaczyło, że zrozumiał.

         Do piwnicy weszła Rebekah. Miała w ręce chusteczki ubrudzone krwią. Musiała się pożywiać.
- Przepraszam, że tak długo. Ominęło mnie coś? Chyba tak… czuję werbenę.
- Nic takiego. Masz dla mnie to, o co cię prosiłem?
- Oczywiście, ale więcej razy mnie o to nie proś.
- Myślałem, że nie chcesz brać udziału w tym – mówił Damon.
- Nie biorę. Ja myślę logicznie – powiedziała patrząc na niego lekko uśmiechnięta. – Ja to przyniosłam bratu. A co on z tym zrobi, mnie nie interesuję.
         Damona zatkało, Kath chyba też, chociaż miała nieprzeniknioną minę.
- Długo się żywiłaś, jak na pierwotną – drażniła ją Katerina.
- Lubię się bawić jedzeniem – powiedziała niewzruszona Rebekah.
         Była opanowana. Była cierpliwa, przynajmniej tak się wydawało.
- Coś jeszcze? Widzę, że nie masz uszykowanych tekstów.
         Kath zacisnęła dłonie w pięści, ale nie rzuciła się na nią. Chciała udowodnić, że też jest opanowana. Kol nie zwracał na nie uwagi, tylko podszedł do Damona, który próbował się podnieść. Wyciągnął z kieszeni werbenę i przyłożył ją do twarzy Damona. Zaczął krzyczeć. Dziewczyny przestały się kłócić i spojrzały w stronę Kola i Damona.
- Takie tortury za uderzenie kijem nie widziałam nigdy – oświadczyła Kath.
- A ja owszem.
         Katerina spojrzała na Rebekę pytającym wzrokiem.
- Zapomniałaś, że jestem od ciebie o wiele starsza?
         Obie zamilkły, gdyż przerwał im ponowny krzyk Damona. Miał oparzoną całą twarz oraz dłonie.
         Pierce spojrzała na nich z lekkim obrzydzeniem.
- Kończ te tortury z werbeną. Słabo mi się robi. Chyba pójdę znowu się nakarmić.
-Mam krew w woreczkach. Przynieść ci? – zapytał Kol.
- Możesz. Lepsze to niż nic.
- Zaraz wracam.
- Idę z nim, wezmę też dla siebie, jak zgłodnieję.
- Damon, boli mocno – podeszła do niego, kiedy zostali sami.
- Nie… widać – wyjąkał. – Co cię to w ogóle obchodzi?
- Jesteś moim byłym. Troszczę się o ciebie…
- Kochasz mnie?– zapytał przerywając jej.
- Damonie… Nie… Kocham tylko Kola.
- A kiedyś? – patrzył jej prosto w oczy, ale wiedział, że nie mają dużo czasu.
- Kiedyś? Kiedyś kochałam tylko Stefana. Nie chcę cię kłamać.
         Do piwnicy wszedł Kol i Rebekah, a Kath błyskawicznie cofnęła się, tam gdzie wcześniej stała. Pierwotni nic nie zauważyli. Pierce odetchnęła z ulgą.
- Trzymaj kochanie. Napij się. Powinno ci wystarczyć.
- Dziękuję.
         Wzięła od niego woreczek krwi i bez wahania wypiła jeden łyk.
- Z werbeną kończymy. Przejdźmy teraz do salonu, gdzie są odsłonięte okna – powiedział zadowolony Kol.
         Wzięli Damona i poszli do salonu. Był on oświetlony. Stała tam tylko kanapa i krzesło. Posadzili Damona na krześle.
- Zasłońcie okna na chwilę.
         Katherine posłusznie zasłoniła okna, a Rebekah w tym samym czasie podała bratu gaśnice.
         Kol podszedł do Damona i zdjął pierścień z lapis-lazuli. Damon się nie bronił, bo wiedział, że nie ma z nim szans i chciał jak najszybciej skończyć te tortury, które miały prawdopodobnie trwać jeszcze 2 godziny.
- Łatwo poszło – powiedział lekko zawiedziony Kol. – Kath potrzymaj – dodał rzucając pierścieniem do ukochanej.
- Rebekah odsuń zasłonę.
- Wolałabym potrzymać pierścień. Zapomniałeś, że ja nie biorę w tym udziału?
- Rzeczywiście, Katherine daj jej ten pierścień, Ty odsuń zasłony, proszę.
         Kath zrobiła tak jak poprosił ją Kol. Kiedy promienie słońca wpadły do salonu, Damon próbował wyrwać się z krzesła, do którego był przywiązany. Zaczął krzyczeć, ponieważ jego skóra zaczęła płonąć.
- Kath, zasłoń.
         Pierwotny zwinnie wziął i użył gaśnicy. Damon odetchnął z ulgą, ale wiedział, że to nie koniec.

         Elijah podał Caroline list dla Klausa i posłał jej porozumiewawcze spojrzenie, co znaczyło ‘nie czytaj’. Ona w odpowiedzi pokiwała twierdząco głową. Następnie wyszła wraz z Eleną. Kiedy były w aucie, zaczęły rozmowę:
- Elijah jest chyba najlepszy z rodziny pierwotnych.
- Nie zaprzeczam – powiedziała Caroline, która zbytnio nie zwracała uwagi, na to co mówi.
- Słuchasz mnie?
- Tak. Po prostu jestem ciekawa, co jest napisane w tym liście.
         Były już w drodze, więc nie martwiły się, czy Elijah je usłyszy.
- Nie możemy tego przeczytać. Może Klaus sam ci powie, jak to przeczyta.
- Może…
         Resztę drogę przemilczały. Caroline, całą drogę wpatrywała się w kopertę z listem, a Elena patrzyła na drogę, rozmyślając.
- Już jesteśmy – zaczęła, gdy po 10 minutach znaleźli się pod domem Forbes.


Chciałam się też zapytać, czy podoba wam się muzyka na blogu?;)


Może założyłabym nowego bloga na te opowiadania z Klausem i Katherine? :) 

Komentujcie! ;)