Rozdział XV
- O.. Kol i Katherine –
przywitał ich Stefan.
- Damon śpi… Chyba był
zmęczony. Tylko my jesteśmy.
- Nie śpię już – oznajmił
znajomy głos. Zza drzwi pomieszczenia naprzeciw wyszedł Damon.
- Damonie, trochę świecisz… -
dodała Katherine. – Spociłeś się?
- Yh… Może trochę. Ostatnio
mam koszmary, jak nigdy.
- Ty i koszmary? – zapytał
jego brat, patrząc na Kola.
Jednak Kol cały czas na twarzy miał uśmiech.
- Nie przyszliśmy rozmawiać o
Damonie. Chcieliśmy was zaprosić na imprezę. Jest w Mystic Grillu. Będzie pełno
ludzi. Przyjdziecie?
- Zo… - Stefan nie dokończył,
bo Damon mu przerwał.
- Pewnie.
- O 19 już bądźcie.
- Nie ma sprawy – odparł
zadowolony Damon.
Kol i Kath wyszli z domu bez słowa. Postanowili jeszcze
odwiedzić Elenę i Caroline, chociaż wiedzieli, że one za nimi nie przepadają.
- To do której najpierw?
- Do Caroline.
- Jak się nie zgodzi, zawsze
możesz ją zahipnotyzować.
- Racja.
Szli prosto przed siebie, trzymając się za ręce. Wyglądało
to słodko. Kiedy doszli do domu Forbes, Katherine zapukała do drzwi. Otworzyła
jej Caroline. Kiedy zobaczyła nieproszonych gości, chciała zatrzasnąć im drzwi
przed nosem.
Kol to przewidział i wstawił nogę, żeby tego nie zrobiła.
Było to trochę trudne, gdyż nie byli zaproszeni. Mieszkała tam w końcu pani
szeryf, która jest człowiekiem.
- Czego chcecie? – zapytała
ostro, nie patrząc na nich.
- Chcieliśmy cię zaprosić na
imprezę w Mystic Grillu.
- Caroline, kto to?! –
usłyszeli wszystkim znajomy głos. Była to Elena, która po chwili ukazała się w
drzwiach razem ze swoją przyjaciółką.
- Zapraszają nas na imprezę.
- Na imprezę? – zdziwiła się
Elena.
- Tak. Moglibyście się
wybrać. Pewnie będzie pełno waszych znajomych. Damona i Stefana już
zaprosiliśmy – Kol spojrzał na Elenę.
- Choć Stefan nie miał
zbytniej ochoty się wybrać – dodała Kath.
- Możecie zabrać tą waszą
czarownicę.
- A skąd wiesz, że
przyjdziemy? – zapytała Caroline.
- Elena pójdzie ze Stefanem.
A ty nie będziesz chciała zostać sama w domu.
Obie dziewczyny otwarły szeroko oczy, ale próbowały zachować
twarz pokerzysty.
- To co? Przyjdziecie?
- Zastanowimy się – odparła
Elena, zamykając im drzwi przed nosem, ale tym razem skutecznie.
Kol i Katherine wzruszyli ramionami i poszli do swojego
domku. Zegar wybił godzinę siedemnastą.
- Ja pójdę już się uszykować.
W końcu musimy być tam wcześniej.
- O osiemnastej dwadzieścia
musimy najpóźniej wyjść.
- Zdążymy – oznajmiła
zadowolona Kath. – Jak myślisz proste włosy?
- W kręconych ci lepiej.
- Dzięki. To sobie poprawię.
Ty też się przebierz. Ubierz koszulę i jakieś inne spodnie.
- Niech będzie. Dla ciebie –
objął ją w pasie i pocałował w usta.
- Dziękuję.
Z ich twarzy nie znikał uśmiech. Wyrwała się z jego objęć i poszła
do pokoju. Musiała się przebrać, umalować i uczesać włosy.
Kol nie miał problemu z ubiorem. Miał na sobie granatową
koszulę zapinaną na guziki oraz zwykłe spodnie. Buty miał takie same jak
wcześniej.
Katherine wyszła z pokoju o za dziesięć osiemnasta. Trochę
czasu poświęciła, ale opłacało się. Loków miała mnóstwo. Były one rozpuszczone
i opadały na jej plecy. Jeden z kosmyków opadał jej na policzek. Rzęsy
pomalowała czarnym tuszem. Kolor cieni do powiek był ledwie zauważalny.
Policzkom dodała trochę pomarańczy, przechodzący w czerwień. Usta były
czerwone, co dodawało jej charakteru. Na sobie miała imprezową sukienkę. Była
ona krótka i czarno-złota. Nie była na ramiażkach, lecz na zamek. Podkreślała
jej atuty. Na nogi założyła buty na obcasie, niższym niż na co dzień. Były
koloru czarnego z krótkimi ćwiekami przy zapięciu. Każdy facet obejrzałby się
za nią.
- O cholera… Mogłem im
powiedzieć, żeby się ubrali hmm… jak to powiedzieć.
- W stylu Katherine Pierce –
przerwała mu.
- Dokładnie. Wyglądasz niesamowicie.
- Wiem, ale dzięki. Ty też
nieźle. Koszula okej. Spodnie nie są złe, ale przebierz je. Załóż jakieś ciemne
spodnie, a nie takie jasne.
- Oh.. Musisz iść kiedyś ze
mną na zakupy.
- Zgadzam się z tym –
powiedziała uśmiechnięta. – Tu ty idź przebrać te spodnie, a ja poszukam
jeszcze kolczyków, bransoletek i jakieś torebki.
- Dobra – odparł i wszedł do
pokoju.- Katherine!
- Ops… Posprzątam to jak
wrócimy! Przepraszam – mówiła.
W pokoju, w którym się przebierali był bałagan. Na łóżku
leżało chyba z dziesięć sukienek, a na podłodze z pięć par butów.
- Mam nadzieję! – odparł, po
czym westchnął.
Kath zakładała kolczyki. Były one dość długie ze złota. Na
nadgarstkach wisiały już bransoletki. Były one dopasowane kolorystycznie.
Pierce postanowiła jeszcze dodać pierścionki.
Była już gotowa do wyjścia. Wybiła osiemnasta. Kol wyszedł z
pokoju.
- Mogą być? – miał na sobie
ciemne spodnie. Pasowały one i do jego koszuli i do ubioru Katherine.
- Idealne – powiedziała i
obejrzała go dokładnie.
Podeszła do niego i pocałowała go. On odwzajemnił pocałunek
i objęli się. Kath oderwała się w końcu od niego i popatrzała mu w oczy. On też
na nią patrzył.
- Możemy już iść – powiedział
Kol.
Ukochana tylko pokiwała
twierdząco głową. Pierwotny podał jej ramię, jak dżentelmen.
- Możemy iść dzisiaj za rękę?
– zapytała.
- Pewnie. Jak tylko chcesz.
Wyszli. Szli spacerkiem trzymając się za rękę. Było to
słodkie. Było jeszcze dość jasno. Kiedy przechodzili koło jakiś ludzi,
najczęściej koło młodych chłopaków, słyszeli gwizdy lub komplementy na temat
Katherine. Jednak Kol też o sobie słyszał, gdy przechodzili obok dziewczyn .
Jedna szeptała do drugiej: „ zobacz jakie ciacho idzie, ona ma szczęście”.
Oczywiście śmiertelnik by tego nie słyszał.
W końcu doszli do Mystic Grillu. Gdy weszli do środka,
zauważyli na stołach szklanki i kieliszki. Były chyba dwie lub trzy kule
dyskotekowe. Było tego mnóstwo. DJ, którego pewnie zamówił barman właśnie się
rozkładał.
- Dobry wieczór – zaczął. –
Państwo zamawialiście imprezę?
- Tak.
- Jaką muzykę chcecie?
- Hmm… Kochanie jak myślisz?
- Może pan nam wybierze… -
zaproponowała.
- Nie ma sprawy – odparł DJ.
– Mówcie mi Harry.
- Jestem Kol, a to moja
dziewczyna Katherine – podeszli do niego i się przywitali.
- Mam pytanie… Kiedy
zapłacicie?
- Nie potrzebujesz od nas
pieniędzy – hipnotyzował Kol.
- E tam… Nie potrzebuję
pieniędzy.
- No to dobrze, jesteśmy
umówieni.
Kol i Katherine odeszli od DJ –a. Usiedli przy barze, przy
którym stał już barman.
- O, już jesteście – powiedział
niezbyt ucieszony.
- Jak masz na imię? –
zapytała Pierce.
- Peter. - był on przystojnym blondynem ubranym w białą koszulę i dżinsy.
- Ja jestem Katherine. Czemu
nas tak nie nawiedzisz?
- Nie nienawidzę was. Po
prostu nie ufam twojemu chłopakowi.
- A mi ufasz?
- Hmm… Nie znam cię, ale mogę
ci zaufać – mówił, nie tracąc ostrożności.
Kol nie chciał przeszkadzać ukochanej i poszedł jeszcze
porozmawiać z DJ –Em.
- Co mam zrobić, żebyś mi
zaufał?
- No nie wiem. O tobie wiem
tylko tyle, że jesteś Katherine. Ile masz lat?
- O kobiety się takie rzeczy
nie pyta, ale mogę mieć tyle, ile chcesz. Jestem z Mystic Falls, ale
wyprowadziłam się z rodzicami, kiedy miałam 2 lata. Wróciłam tutaj. Moi rodzice
zginęli 3 lata temu w wypadku. Jestem jedynaczką. Już coś o mnie wiesz. Teraz
ty o sobie coś powiedz.
- Okej – powiedział nie
dowierzając w to, co przed chwilą usłyszał. – Hmm… Ja urodziłem się w Los
Angeles. Przyjechałem tutaj, bo chciałem znaleźć mojego ojca, który zostawił
mnie i moją mamę, kiedy jeszcze byłem dzieckiem. Też jestem jedynakiem. Moja
matka nadal jest w Los Angeles. Wiesz co? Ostatnio myślałem o tym, że jestem
sam. Nie znam tutaj nikogo, prócz Matta, z pracy i teraz ciebie.
- Ile masz lat?
- Dwadzieścia. Rzuciłem
szkołę, choć dobrze się uczyłem. A ty?
- Ja też rzuciłam szkołę. A
kiedy się tutaj przeprowadziłeś? Bo o ile się nie mylę, pierwszy raz widziałam
cię tutaj dwa miesiące temu.
- Właśnie, bo dwa miesiące
temu zacząłem tu pracować, ale przeprowadziłem się prawie trzy miesiące temu.
- Ja mieszkam już tutaj od
roku, ale parę razy byłam tutaj. Chcesz coś wiedzieć?
- Co?
- Mogę ci powiedzieć, że od
pierwszej wizyty tutaj, kiedy cię zobaczyłam, nie mogę cię zapomnieć. Śniłeś mi
się wczoraj – mówiła mu to, kładąc dłoń na jego dłoni, podobnie jak Ericowi. –
Nie zrozum mnie źle… Chcę kogoś nowego poznać. W śnie byliśmy przyjaciółmi. I
tak mogłoby być w rzeczywistości. Ja jestem zajęta – głową wskazała Kola, który
nadal rozmawiał z DJ –Em. – To co, spotkamy się jeszcze? A może potańczymy
dzisiaj razem?
- Dzisiaj pracuję –
powiedział zaskoczony – może innym razem. Dasz mi swój numer?
- Pewnie.
Katherine podała numer Peterowi i podeszła do Kola. Szepnęła
mu do ucha:
- Barmana nie zjem, może się
przydać. Jeszcze nie wiem do czego.
Kol spojrzał na nią dziwnie, ale później skinął głową. Do
baru schodzili się goście.
______________________________________________
Hejka ;**
Po pierwsze chciałam przeprosić, że tak długo nic nie dodawałam, ale miałam wirusa i nie mogłam nawet wejść na internet... Dopiero wczoraj wieczorem, przyszedł znajomy moich rodziców i wszystko usunął. Musiałam więc uporządkować moje rzeczy... Bardzo przepraszam.
Po drugie przepraszam, że nie dodawałam komentarzy, ale ostatnio nie mogłam ich dodawać, nawet nie wiem dlaczego ;c
Po trzecie mam nadzieję, że mi wybaczycie ;*
I po czwarte mam nadzieję, że się podoba ;]