sobota, 7 grudnia 2013

ROZDZIAŁ XXII



Do pokoju weszła Caroline z trzema kubkami z krwią.
- Proszę – powiedziała, podając im po kubku. – Siadajcie. – wskazała krzesła naprzeciw jej łóżka, na którym usiadła.
- Dzięki – dodał Klaus.
- Dobra. O co chodzi? – zapytała.
- Mamy prośbę – odparł Kol.
- Raczej propozycję – wtrącił.
- Słucham uważnie.
         Kol z Klausem opowiedzieli jej wszystkie sytuacje. Czasem robili sobie krótkie przerwy na napicie się krwi. Próbowali nie ominąć żadnego szczegółu. Kiedy skończyli zapadła cisza.
         Przerwała ją Caroline:
- Czyli chcecie, żebym namówiła Bonnie, żeby wam pomogła w zamian za to, że?
- Pozwoliłbym Tylerowi wrócić już jutro.
- A jeśli tego nie zrobię? Mówiłeś, że pozwolisz mu wrócić za tydzień.
- No tak… - pomyślał Klaus.
         Zamiast hybrydy odezwał się Kol.
- Wtedy tego pożałujecie. W końcu macie pomóc nam w znalezieniu Katherine oraz pozbyłybyście się czar… wiedźmy.
         Caroline przygryzła dolną wargę. Widać było, że się zastanawia. Nie wiedziała, co zrobić. Po namyśle, jednak odpowiedziała:
- Spróbuję namówić Bonnie, ale niczego nie obiecuję. A co do tego, że pożałuję, Klaus się nie zgodzi.
- Pożałujesz w inny sposób. Na przykład skrzywdzę kogoś w niedalekich kręgach twoich znajomych.
- Przypominam ci, że mi coś obiecałeś.
- Jestem świadkiem – dodał Niklaus.
- Oh… Pierwszy raz mam taką sytuację… Mniejsza z tym. Najlepiej będzie, jeśli pójdziesz zaraz do Bonnie. Tyler szybciej wróci . Inaczej kogoś naślę.
- Dobrze, dobrze. Zaraz pójdę…  - odparła poirytowana. – Najpierw się przebiorę, nie pójdę w takim stroju.
         Nie wyglądała najgorzej miała na sobie krótsze spodnie i T-shirt. Podeszła do swojej szafy, otworzyła jedną połowę, gdzie rzeczy poukładane były na półkach. Stanęła, myśląc, co ma ubrać.
- Ubierz czarne spodnie i białą bluzkę z nadrukiem – powiedział Klaus.
         Ona odwróciła się do niego i skarciła wzrokiem.
- Niech będzie – zmarszczyła brwi.
         Wzięła ciuchy i poszła do łazienki się przebrać. Bracia tymczasem opróżnili swoje kubki do dna. Czekali niecierpliwie na Caroline. Kiedy wróciła, zerknęła na obu.
- Gotowi?
- To raczej my powinniśmy zapytać o to ciebie – rzekł Kol.
- Dzięki… Dobra wezmę tylko jakiś…
- Jest ciepło – znów wtrącił się Niklaus.
- Okej… To jest dziwne, ale dobra. Chodźmy już.
         Nie odpowiedzieli. Po prostu ruszyli za blond wampirzycą. Oznajmiła mamie, że wychodzi.
         Szli na skróty. Nie było to daleko, ale jak Kol powiedział „każda minuta się liczy”. Bracia odprowadzili ją prawie pod sam dom i zawrócili. Wiedzieli, że Bonnie nie zaprosi ich do domu, więc nie ryzykowali. Odeszli niedaleko. Usiedli na jednej z ławek niedaleko domu czarownicy.
- Czemu tak ci zależy na Katherine? – zapytał znienacka Klaus.
- Kocham ją – powiedział krótko.
- To się domyślam, ale dlaczego?
- Podoba mi się. Jest ostra, seksowna. Pociąga mnie. Lubi ryzyko.
- Jest podobna do ciebie… Trochę. Też lubi się zemścić. Lubisz ryzyko, łamiesz zasady. Przykładem jest, jak chciałeś zabić Matta podczas balu.
- A to… Pamiętam. Wykręciłem mu tylko rękę, bo Damon na mnie skoczył – uśmiechnął się na to wspomnienie. – Ciekawie było.
- Nie mogę zaprzeczyć.
- Wtedy każdy był na ciebie zły, a szczególnie ja – dodał Kol.
         Klaus spojrzał na niego pytająco.
- Za to, że mnie zasztyletowałeś, braciszku – jego uśmiech nie zniknął z twarzy.
- No tak – odwrócił wzrok. – To było dawno. Można powiedzieć.
- Niech będzie, zmienię temat. Nikogo nie masz u swojego boku?
         Klaus spuścił głowę i się roześmiał.
- Co cię tak śmieszy?
- Ty.
- Niby dlaczego?
- Sam już nie wiem. Zadajesz pytania o kobietach, chociaż twoją „porwano”.
- No tak… - westchnął. – Masz trochę racji… Po prostu nie chcę o tym myśleć. A o innych myślenie odrywa mnie od rzeczywistości, trochę – wyznał.
- Wydusiłeś to z siebie, no w końcu.
         Zapadła długa, złowroga cisza. Przerwała ją Caroline. Towarzyszyła jej Bonnie. Bracia jakby porażeni prądem wstali, gdy je ujrzeli. Bonnie miała na sobie dżinsy i ciemną bluzkę. Jej twarz nie kryła, że jest niezadowolona. Stanęła przed nimi z założonymi rękoma na piersi.
- Wszystko powiedziałam Bonnie. W zamian musicie jeszcze coś jej obiecać.
- Co? – zdziwił się Kol.
- Nie zabijecie żadnej osoby z Mystic Falls, ani osób, które tutaj będą przejazdem i tym podobne – była konkretna. W końcu była czarownicą.
- Ale możemy się pożywiać, tak? – zapytał z sarkazmem.
- W małych ilościach. Nie możecie zabijać. Inaczej ja się z wami rozprawię – powiedziała stanowczo. - Kiedy zaczynamy? Mam chyba wszystkie potrzebne rzeczy – wskazała swoją torbę, zawieszoną na ramieniu.
- Najlepiej teraz, idziemy do mnie – dodał Kol, wstając z ławki.
         Klaus także wstał.
- I jeszcze Tyler wraca jutro do Mystic Falls – wtrąciła, patrząc się na Klausa.
- Tak, zgadza się – skierował się do Caroline. – Możesz do niego napisać lub zadzwonić. Ja jeszcze dam mu znać dzisiaj.
- Już to zrobiłam – odparła.
         Klaus uniósł pytająco brew, a ona się uśmiechnęła. Wreszcie ruszyli do domu Kola. Szli, milcząc. Prowadził Kol, a obok niego szedł jego brat. Za nimi szły Caroline i Bonnie.
         Doszli do wyznaczonego miejsca. Kiedy znaleźli się w salonie, Bonnie usiadła wygodnie na kanapie przy stoliku. Caroline postąpiła podobnie. Pierwotni woleli postać i popatrzeć.
- Najpierw muszę ją zlokalizować – oznajmiła, wyciągając z torby małą mapkę i nożyk. – Daj mi swoją rękę. Jesteś jej chłopakiem. Potrzebuję twojej krwi.
         Kol podszedł do niej i podał bez wahania dłoń. Wzięła ją i przecięła. Pierwszy złożył ją w pięść i pozwolił kroplom krwi pospadać na mapę.
- Wystarczy – powiedziała Bonnie.

         Nie patrząc na niego zwiesiła swoje ręce nad mapą. Zaczęła wymawiać zaklęcie. Nagle krople krwi złączyły się w jedną i kręciły się po mapce. Ostatecznie zatrzymała się na mieście, które znali dobrze.
Nowy Orlean.
- Cholera – mruknął Klaus.
- Musimy tam zaraz jechać. Bonnie jedziesz z nami – odezwał się po chwili Kol.
- Słucham? – zapytała zdziwiona.
- Słyszałaś. Musisz nam pomóc uratować Katherine.
- Pomogłam wam.
- W znalezieniu jej, a nie uwolnieniu – wtrącił Niklaus.
- Dobra, dobra. Pojadę… - westchnęła.
- To weź z domu najpotrzebniejsze rzeczy.
- Jak długo tam będziemy?
- Najmniej trzy dni. Sam dojazd zajmuje parę godzin.
- Caroline, możesz mi przypomnieć, dlaczego się zgodziłam?
- Zrobiłaś to między innymi dla mnie i dla Mystic Falls.
         Westchnęła ponownie. „Czemu jestem taką silną czarownicą?”, zapytała się w myślach. Caroline posłała jej jedynie wymuszony uśmiech.
- Dasz radę. Jesteś silna.
- Dzięki – odparła. Skierowała się do Klausa i Kola. – Pójdę tylko po najpotrzebniejsze rzeczy. Pamiętajcie, że nie jestem waszą własnością. Robię to tylko dla Caroline i…
- I Mystic Falls. Tak załapaliśmy. Idź już, poczekamy koło Mystic Grillu na ciebie. Najlepiej wyjechać jak najszybciej.
         Caroline miała już iść, lecz wcześniej przytuliła swoją przyjaciółkę i powtórzyła:
- Pamiętaj jesteś silna, nie daj się zastraszyć.
- Dziękuję – odwzajemniła uścisk.
- To ja powinnam ci podziękować.
         Uwolniła ją od uścisku i uśmiechnęły się do siebie szczerze.
- Idź już… - powiedziała Caroline.
Czarownica odwróciła się i poszła pewnym krokiem do swojego domu, który był jakieś 15 minut drogi od domu Kola. Szła po najpotrzebniejsze rzeczy.
Wzięła walizkę, do której spakowała parę ciuszków, buty i bieliznę oraz kosmetyczkę szczoteczkę do zębów i trochę werbeny, a także dwie księgi z czarami. Wcześniej zażyła trochę werbeny, ale zawsze trzeba się zabezpieczyć. Chociaż na dworze było ciepło, założyła skórzaną kurtkę. Podwinęła rękawy i wyszła ciągnąc za sobą walizkę.
         Gdy doszła na umówione miejsce bracia czekali. Nie mieli żadnej walizki ani torby. Zdziwiła się, ale nie okazywała tego. Z jej twarzy, tak jak z ich, nie było można odczytać smutku ani niechęci.
- Gotowa? – zapytał Klaus.
- Um… Tak. – westchnęła i dodała. – Czym jedziemy?
- Autem – powiedział Kol wskazując głową parking obok baru.
         Stało tam czarne bmw.
- Że tym? – niedowierzała.
- Tak. Najszybsze auto, które udało nam się znaleźć w tym czasie. Nie mamy chwili do stracenia – mówił Kol.
- No dobra…
         Po 2 minutach wszyscy byli już w aucie. Bracia usiedli z przodu, a Bonnie z tyłu. Walizkę schowała do bagażnika. Kiedy wyjechali, czarownica zapytała ciekawa.
- Nie macie żadnych rzeczy?
- Nie… Załatwimy sobie coś na miejscu, mamy wystarczająco pieniędzy – odparł Klaus.
         To Kol prowadził. Siedział cicho, skupiony jedynie na drodze.  Jechał dość szybko, ale to było zrozumiałe. Chciał uratować swoją dziewczynę przed nieprzewidywalną wiedźmą. Pewnie cały czas o niej rozmyślał.
- Możesz się przespać, jak chcesz, podróż będzie trochę trwała, a tobie przyda się odpoczynek. Musisz mieć siły, gdybyś miała pokonać Jessicę. – od wyjazdu Kol pierwszy raz się odezwał.
- Może za chwilę – wymamrotała Bonnie.
         Po dziesięciu minutach drogi czarownica zasnęła oparta o głową o szybę. Sen miała głęboki, a zarazem spokojny. W tym czasie Klaus zagadał do Kola.
- Nie denerwuj się. Dopadniemy ją.
- Wiesz co?
- Co?
- Kiedy dopadniemy Jessicę, ty się nią zajmiesz. Skłamałbym, że nie chcę się zemścić, ale… - nie dokończył, bo przerwał mu Niklaus.
- Nie mów więcej. Rozumiem. Chcesz się zająć Katherine. Nie wiem do końca, co czujesz, ale pomagam ci, bo jesteś moim bratem. Moją rodziną – uśmiechnął się.
         Kol nie wiedząc, co powiedzieć, pokiwał głową i dodał tylko:
- Dzięki.
         Zapadła cisza. Towarzyszyła im do końca drogi. Obudzili Bonnie. Zatrzymali się przed Motelem „New Orlean”. Bardzo pomysłowe, są w mieście i w motelu o nazwie Nowy Orlean. Nie było chyba łatwiejszej nazwy do zapamiętania.
- Dostanę osobny pokój?
- Jeśli chodzi ci konkretnie o pokój to tak. Tak jakby mieszkamy razem.
- Ahaa… Chyba rozumiem. Można powiedzieć, że to jest mieszkanie, w którym ja mam swój pokój.
         Klaus potwierdził i ruszyli do recepty. Za ladą siedziała piękna blondynka o brązowych oczach. Miała na sobie obcisłą bluzkę i spódnicę, sięgającą jej do połowy ud.
- W czym mogę pomóc?
- Chcemy zarezerwować „jakieś mieszkanko”.
- Rozumiem, że mają być dwa pokoje.
- Najlepiej trzy – dodał Kol pośpiesznie.
- Już szukam – spojrzała się w monitor komputera i napisała coś na klawiaturze. Po chwili uśmiechnęła się i dodała. – Jest wolne na drugim piętrze. Można powiedzieć pierwsza klasa.
- Dobrze. Można zapłacić później?
- Hmm… Powinniście zapłacić od razu – ugryzła dolną wargę.
- Zapłacimy później – zahipnotyzował ją hybryda.
         Ona jedynie posłusznie przytaknęła i podała im klucz do pokoju numer 9. Ruszyli w stronę schodów.
- Ugh… Nie zabrałam walizki – powiedziała Bonnie.
- Przyniosę ci ją później – oznajmił twardo Kol.
         Chciała zaprzeczyć, ale Klaus spojrzał na nią ostro. Westchnęła. Gdy znaleźli się na drugim piętrze, zaczęli rozglądać się, poszukując mieszkania z numerem 9 na drzwiach. Znalazła je Bonnie. Zawołała braci i otworzyli drzwi.
         Kiedy weszli do środka, ukazał im się przestronny salon z dwoma fotelami oraz kanapą, stolikiem i telewizorem. Po bokach znajdowały się drzwi. Łącznie było ich troje.
- Zaklepuję ten po lewej – odezwała się bez wahania. To był jeden pokój po tej stronie.
- Niech będzie – dodał Klaus.
- Bonnie – zwrócił się do niej Kol.
         Oparła się o ścianę i założyła ręce na piersi. Zmarszczyła brwi.
- Co?
- Zaraz przyniosę ci walizkę… Możesz rzucić jeszcze jakieś zaklęcie, żeby dowiedzieć się, gdzie dokładnie znajduje się Kath?
- Hmm… Chyba tak. Będzie wyglądało podobnie, ale potrzebuję mapkę Nowego Orleanu i znów twojej… krwi. I innego zaklęcia użyję, bo zakładamy, że są blisko.
- Dobrze. Zaraz wrócę.
         Kol wyszedł z pomieszczenia. Bonnie chciała wejść do pokoju, ale nagle koło niej znalazł się Klaus.
- Wiem, że wiedźmy używają czarnej magii… Ty jesteś czarownicą, nie? To czym się różnicie, nie licząc magii?
- My czerpiemy moc z żywiołów. A one… No z ludzi, wilkołaków i… wampirów też.
- Ah… Pierwotnych też?
         Bonnie wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Nigdy nie poznałam wiedźmy, no nie wliczając Jessici.
- A co się stanie, jeśli wezmą moc z wampirów? Na przykład z Katherine?
- Tego też do końca nie wiem, ale może się dowiem, jeśli zadzwonię do mojej mamy. Będę próbowała się czegoś dowiedzieć. Nie myślcie tylko, że robię to dla was.
- Tak, wiem. Robisz to dla Caroline i Mystic Falls.
- Właśnie. Zadzwoń lepiej do Tylera. Albo daj mu znać, że może wrócić do Caroline.
- Niech będzie, a ty się zajmij lokalizacją.
         Czarownica pokiwała głową i weszła do swojego pokoju. Wtedy Klaus sięgnął po telefon i wybrał jakiś numer.
- Garrett? Tu Klaus. Przekaż wiadomość Tylerowi, że może wracać do Mystic Falls to swojej dziewczyny. No i jak zawsze, daj znać, że ode mnie ta wiadomość.
- Mówisz poważnie, chcesz, żeby wrócił do Mystic Falls?
- Tak… Nawet nie pytaj, dlaczego – powiedział stanowczo Klaus.
- Dobra. Już go łapię i mówię.
- Na razie.
         Rozłączył się. Właśnie wszedł Kol. W ręce trzymał walizkę Bonnie.
- Podam jej walizkę – jego głos był spokojny i opanowany, ale było słychać też rozpacz.
- Okej. Ja pójdę do tego pokoju – wskazał pierwszy. Na pewno było mu to obojętne.
         Nie odzywając się więcej, zniknął za drzwiami. Kol skierował się do drzwi pokoju Bonnie. Zapukał.
- Wejdź – zaprosiła go.
         Pierwotny posłusznie wszedł. Ujrzał średniej wielkości pokój. Było tam łóżko, stolik nocny, biurko oraz mała lodówka, a także półka. Czarownica siedziała przy biurku z księgą zaklęć.
- Widzę, że nie tracisz czasu.
- Chcę jak najszybciej wrócić do domu.
- No tak… Możemy zaczynać?
- Hmm… Myślę, że tak. Masz mapę?
- Tak. Nie musiałem długo szukać.
         Bonnie pokiwała głową i powiedziała Kolu, żeby usiadł na krześle. Wcześniej podał jej mapę.
- Daj mi rękę.
         Stało się podobnie, jak wcześniej. Kilka kropel stało się jednością i znów wędrowała  po mapie. Zatrzymała się na jakimś hotelu. Nazywał się „U Jake’a”.
- Wyruszamy za dwadzieścia minut. Przygotuj się – powiedział, wstając.
         Westchnęła i pokiwała twierdząco głową.
- Wcześniej pójdę jeszcze na dół do stołówki, muszę coś zjeść.
- Nie. Kupię ci coś po drodze.
- Nie. Mam prawo sobie zjeść, co chcę i gdzie chcę – powiedziała stanowczo.
         Kol patrzał na nią ostro, ale wiedział, że nie może jej rozkazywał. Pokręcił głową i wychodząc powiedział tylko.
- Dobrze. 


___________________



Zacznę ponownie przeprosinami. Miałam ostatnio dużo na głowię. Zastanawiałam się nad usunięciem blogów, ale koleżanka wybiła mi to z głowy. Jednak, będę o wiele rzadziej dodawała następne rozdziały na blogach. W święta powinnam pisać więcej :) W ferie także. Nie jestem jednak pewna... Bardzo mało osób obecnie czyta te blogi. Chyba tylko jedna - Katherine. Dziękuję ci :* Bez ciebie ten blog chyba, by nie istniał. 
Mam małą nadzieję, że ten rozdział się wam spodoba ^^

piątek, 29 listopada 2013

Hej ;]
Szczerze, przez parę chwil chciałam usunąć blogi, ale teraz nie wiem. Nie wiem, czy mogłabym wam taką przykrość wyrządzić (chociaż pewnie zaczęłabym pisać inny) Co sądzicie? Pomóżcie mi w wyborze!!!

poniedziałek, 14 października 2013

ROZDZIAŁ XXI



- Co tutaj robisz? – zapytał Kol, gdy Klaus go wyminął i wszedł do środka.
- Przyjemnie tu masz – odparł ignorując jego pytanie.
- Jak już, to mamy – wtrąciła Kath wstając.
         Klaus stał naprzeciw niej. Uśmiechnął się przybliżył twarz do jej twarzy i po chwili już go nie było. Katherine się odwróciła w stronę kanapy. Już na niej siedział.
- Nie da się ciebie zaskoczyć, Katherine.
- Zgadza się. Po co tu przyszedłeś? – wznowiła pytanie.
- Następna… Chciałem porozmawiać.
- O czym? – zapytał Kol wchodząc do salonu.
- O Jessice.
- Skąd o niej… - przerwał. – Kim ona jest?
         Klaus pokręcił głową. Spojrzał najpierw na Kola, a później na Kath.
 - Chyba się dowiedzieliście – jego oczy patrzyły teraz na półkę, leżącą na podłodze.
- Czarownica, tak to już wiemy. Ale kim jest dokładniej?
- Wiem sporo, ale nie wszystko. Zauważyłeś, że się nie boi pierwotnych, tak?
- Tak, nie słuchała nas. – Kol zamyślił się i dodał. – Klaus, o co tu do cholery chodzi?
- Wiem, że to jakaś silna czarownica.
- Ona nie jest silna, ona jest pomysłowa i wykorzystuje swoją moc w odpowiedni sposób – wtrąciła Kath.
- Kath, co czułaś jak wiesz, co ci zrobiła?
- Co Jessica jej zrobiła?
- Ohh muszę to opowiedzieć?
- Tak – powiedział Klaus.
- Bonnie najpierw przygniotła ją do ściany i ona później upadła. Następnie skierowała na mnie swój wzrok i powiedziała jakieś zaklęcie. Wykorzystała, że ją ugryzłam. Chociaż sama się na to zgodziła. Miała w sobie wtedy werbenę, ale jej nie czułam dopiero, gdy wymówiła zaklęcie, to poczułam w żołądku coś parzącego, jakbym przed chwilą miałam wypić werbenę tylko nie mogłam jej wypluć.Czy coś takiego...
- Piłaś z niej?
- Znaczy byłam spragniona i ona sama zaproponowała, że się mogę napić. Wykorzystałam okazję… Po, co ja w ogóle się tłumaczę – przewróciła oczami.
- Dobra… Kol, a ty coś o niej wiesz?
- Wiem, że nie jest prawdziwą czarownicą.
- Jak to?
- Dowiedziałem się razem z Elijah, że jedna z czarownic obdarzyła ją swoją mocą i zyskała umiejętności.
         Klaus otwarł szeroko oczy.
- Elijah też jest w to zamieszany?
- On spotkał ją pierwszy, nie licząc ciebie. Właśnie ty widziałeś ją pierwszy, jak przebiegło wasze spotkanie?
- Spokojnie, choć już miała dużo wiedzy. Ona udają tylko taką osobę, która mało wie.
- Co dalej, powiedziała ci, że jest czarownicą?
- Spotkaliśmy się w barze, w Nowym Orleanie. Po chwili sam zauważyłem, że jest czarownicą. Dziwnie się zachowywała. Skupiała wzrok na mnie, ale udawałem, że nic nie widzę – wziął głęboki wdech i powiedział. – Macie może krew? Jestem trochę głodny. Podałabyś mi Katherine?
         Kath chciała już coś powiedzieć, ale przerwał jej Kol.
- Ja pójdę.
         Wyszedł z salonu i poszedł do kuchni. Otworzył lodówkę i wyjął trzy woreczki z krwią. Wrócił i podał jeden woreczek Katherine, a drugi Niklausowi. Trzeci wziął dla siebie. Wziął Kath za rękę i usiadł na fotelu, ona na jego kolanach.
- Co było dalej?
- W końcu spytałem się, dlaczego mi się tak przygląda. Nie odpowiedziała nic, tylko wyciągnęła rękę po szklankę, a ona sama się przysunęła – Niklaus napił się krwi.
- Podobnie jak u nas, ale my wiedziałyśmy, że ona jest czarownicą… - dodała Pierce spuszczając głowę.
- Caroline wam powiedziała?
- Tak i nie. Wiedzieliśmy też to od Bonnie, bo chciała się dowiedzieć, czy Jessica jest czarownicą. Potwierdziło się.
- Dlaczego mi nic nie powiedziałeś? – zapytał poirytowany Kol.
- Nie wiem. Może chciałem, żebyście mieli jakieś zajęcie – mówiąc te słowa, na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Mamy zajęcia. Siebie – stwierdziła Kath.
- Zapomniałem… Dobra. Ja już wychodzę, nie będę wam przeszkadzał w waszych zajęciach – Klaus powoli wstał i poklepał Kola po ramieniu.
- Uważaj na Jessice, a raczej na siebie. Jessica może być silna. Do zobaczenia – powiedział i zniknął.
- Wrócił – oznajmiła Katherine.
         Pierwotny tylko pokiwał głową… Pociągnął łyka krwi z woreczka. Kath położyła głowę na jego ramieniu.
- Damy radę… jeśli coś się stanie.
         Zamknęła oczy. Jej usta złożyły się w prostą kreskę. Rozluźniły się dopiero wtedy, gdy Kol złożył jej pocałunek. Był krótki, ale znaczący.
- Dziękuję – dodała, ale nie było to w jej stylu.
- Za co? – Kol wyglądał na zdziwionego.
         Pierce nadal miała zamknięte oczy.
- Za to, że jesteś… - otwarła oczy. Był w nich smutek.
         Zamilkli. Katherine wstała.
- Idę się zdrzemnąć. Jestem zmęczona tym dniem.
- Ja się pójdę przejść.
- Dobrze.
         Ruszyła w stronę sypialni. Kol natomiast założył buty i kurtkę, gdyż na dworze było chłodniej niż wcześniej. Wyszedł, lecz przed tym pocałował swoją ukochaną w czoło.
         Szedł wolno. Ręce włożył do kieszeni od spodni. Wiatr muskał jego twarz. Nie wiedział, gdzie idzie, a może wiedział? Przyśpieszył kroku, gdy usłyszał, że ktoś go śledzi. Po chwili zatrzymał się i odwrócił. Uświadomił sobie, że zostawił swoją ukochaną samą w domu. Szybko pobiegł wampirzym krokiem do domu. Nie wiedział, czego się spodziewać. Kiedy zobaczył uchylone drzwi od domku, wkroczył do środka pewnym krokiem. Wszedł do sypialni, której zostawił Kath. Nie była tam sama. Był ktoś jeszcze.
         Zauważył, że to kobieta. Miała blond włosy.
- Jessica – powiedział.
         Ona się odwróciła i uśmiechnęła podstępnie.
- Odsuń się od niej! Zostaw ją!
- Nie – uśmiech z jej twarzy znikł. W jej oczach pojawił się ogień, wola walki. – Potrzebna mi jest ona.
- Do czego?
- Do zniszczenia was – rzekła spokojnie.
         Kol chciał się na nią rzucić, ale nie mógł. Jessica musiała rzucić na niego zaklęcie. Dziwne było to, że Katherine nadal spała.
- Co jej zrobiłaś?!
- To, co powinnam wcześniej zrobić. Rzuciłam na nią zaklęcie. Robi tylko to, co jej każę. Kazałam jej leżeć. Kath wstań proszę.    
         Katherine posłusznie wstała. Jej twarz wyrażała złość, a zarazem smutek. Spuściła głowę.
- Nie może też nic powiedzieć. I zapamiętajcie, nie jestem czarownicą. Jestem wiedźmą.
- Wiedźmą?! Po co ci Kath? Zostaw ją!
         Pierwotny krzyczał na nią. Próbował się dostać do ukochanej, ale dzieliła ich niewidzialna ściana.
- Już mówiłam Kath mi pomoże w zabiciu was – pierwotnych.
- Po co to robisz?!
- Nie przepadam za wampirami… Możesz jeszcze przekazać swojemu braciszkowi, że przepraszam, za ostatnie. Klausowi oczywiście – wszystko mówiła z takim spokojem.
         Kol był wściekły, najchętniej, zabiłby ją bez mniejszego wahania. Krzyczał tylko:
- Pożałujesz tego!
- Wątpię – powiedziała i zmarszczyła brwi. Mamrotała coś pod nosem.
         Nagle w sypialni urwał się wiatr niewiadomo skąd. Pierwotny zawisł w powietrzu.
- Nigdy nie groź czarownicom i wiedźmom. Pozdrów Bonnie, polubiłam ją – uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę w stronę Kola.
         Wtedy wampir uderzył o ścianę i spadł na podłogę.
- Do zobaczenia – Jessica poprawiła włosy i dodała. – Katherine chodź za mną. Zabawimy się.
         Kol przez parę chwil leżał ledwo przytomny. Kiedy zrozumiał co się stało błyskawicznie ruszył poszukać Klausa. Wiedział, że Jessica też się nim zabawiła. Niklaus przecież jeszcze był u nich. Musiało to się stać, między wyjściem hybrydy a przybyciem Kola.Szybka była.
         Klausa znalazł w starym domu Mikaelsonów. Nie powinno się go nazywać starym, gdyż mieszkało w nich Elijah, Rebekah i Klaus.
Siedział w salonie przebierając bluzkę.
- Kogo moje piękne oczy widzą? Kol. Co cię tu sprowadza?
- Widzę, że poplamiłeś i podziurawiłeś bluzkę. Przypadek, że też ucierpiałem?
- No nie wiem.
- Co ci zrobiła Jessica? – zapytał.
- Jak widzę nie tylko mi – dodał. – Mi wbiła kołek w brzuch. Nie miałem, jak jej zabić. Między nami była „ściana”. A ty jak ucierpiałeś?
- Porwała Katherine – powiedział. – I rzuciła mnie na ścianę.
- Oh… Jak porwała Kath? Ona by się obroniła.
- Tak, gdyby nie to, że Jessica do wiedźma. Użyła zaklęć.
- Wiedźma? Będzie problem… Dobra sami sobie nie poradzimy. Trzeba znaleźć równie dobrą czarownicę lub wiedźmę – oznajmił.
- Z tym się zgadzam, ale gdzie kogoś znajdziemy?
         Zamyślili się.
- Myślisz o tym samym? – zapytał Klaus.
- Raczej tak. Do kogo najpierw?
- Do Caroline – rzekł.
- Ona nie jest czarownicą ani wiedźmą. Chodźmy do Bonnie.
- Bonnie nawet nas nie wysłucha. Caroline powiem, że potrzebujemy pomocy. Mogę jej powiedzieć, że pozwolę wrócić Tyler’owi już jutro. Co ty na to?
         Kol zmarszczył czoło, pokręcił głową i powiedział:
- Niech będzie. To chodźmy.
- Najpierw, mógłbyś się umyć… Trochę brudny jesteś na twarzy.
- Słucham?
- Krew. Uderzenie musiało być silne.
- Bo było – potwierdził.
         Kol ruszył do łazienki. Obejrzał się w lustrze. Rzeczywiście, był brudny od krwi, a raczej od zaschniętej krwi. Ślady miał na czole i nosie. Odkręcił, więc kran i umył swoją twarz. Wytarł się ręcznikiem wiszącym obok i wyszedł.
- Już? – zapytał gotowy Klaus.
- Jak widać – wzruszył ramionami.
- Pogodziłeś się już z Elijah? – odezwał się Kol, kiedy byli w drodze do domu Caroline.
- Jeszcze się z nim nie widziałem – oznajmił bez skruchy. – Dlaczego pytasz?
- Z czystej ciekawości.
         Przez resztę drogi szli w milczeniu. Klaus zapukał do drzwi. Otworzyła mu Caroline.
- Klaus? Nie spodziewałam się ciebie, a Kola w ogóle.
- Domyślam się. Mamy sprawę dla ciebie.
         Caroline spojrzała na Kola podejrzliwie. Po chwili powiedziała tylko:
- Mam nadzieję, że nie będziecie mnie prześladować.
- Nie mam zamiaru.
- Niestety ja nie mogę cię zaprosić. Mamo! Zaproś!
- A kogo?! – odpowiedział głos pani szeryf ze środka.
- Kola Mikaelsona!
- Jego? Nie ma mowy!
- Słyszałem to! – dołączył się Kol.
         Nagle pani szeryf znalazła się przy Caroline.
- Co oni od ciebie chcą?
- Mają do mnie jakąś sprawę. W drzwiach nie jest wygodnie rozmawiać.
- No tak – spojrzała na Kola podobnie, jak wcześniej Caroline. – Caroline co ja mam zrobić?
- Zaprosić mnie.
- Obiecuj, że nie skrzywdzisz, żadnej bliskiej osoby bliskiej mi i mojej córce.
         Kol westchnął.
- Obiecuję.
- I mojej mamy też – dodała szybko Caroline.
         Klaus uśmiechnął się szeroko.
- No obiecuję – odparł kładąc prawą rękę na piersi.
- Niech będzie. Wejdź.
- Dziękuję – dodał.
         Pierwotni weszli do środka.
- Chodźcie do mojego pokoju. Jesteście może głodni?
- Ja trochę – powiedział Kol.
- Ja też bym nie pogardził.
         Caroline zaprowadziła ich do swojego pokoju, a sama poszła do kuchni przygotować napoje dla nieproszonych gości.
- Skromny pokój. Przyjemnie tu, nawet –Kol.

__________________


 Przepraszam, że tak późno dodaję, ale mam bardzo dużo nauki i mało czasu.
Mam nadzieję (jak zwykle) że rozdział się wam podoba :] Pewnie nie jest najciekawszy, ale próbuję. 
Po prostu wysiadam psychicznie... ;c 
Dziękuję za wcześniejsze wasze opinie ;* 
Pozdrawiam ;]

piątek, 27 września 2013

ROZDZIAŁ XX



- Jak się czujesz?
- Dobrze, dzięki…
- No to na czym skończyłyśmy? – wtrąciła się Katherine.
- Mówiłyście, że jest lekarstwo na ugryzienie wilkołaka…
- Tak, ale nie ufamy ci jeszcze do końca.
- No tak…
- To może najpierw pokażesz nam, co umiesz? – zapytała Kath.
- Tutaj? – zapytała oburzona Jessica. – Wolałabym gdzieś indziej…
         Jej oczy są niebieskie i widać w nich przerażenie. Bała się, ale czego?


- Nie. Może u mnie? Kola nie ma w domu, możemy iść – zaproponowała.
- Mówicie poważnie? – zapytała Caroline. Czyżby też się przestraszyła?
- Wyglądacie, jakbyście się bały – dodała Kath, wstając. – Dalej, chodźcie.
- Ja się nie boję. Po prostu dziwię się, że ty nas zapraszasz – w głosie Caroline było można usłyszeć niepokój.
- Nie potrzebujecie zaproszenia, w ogóle, jestem wszędzie, gdzie się coś dzieje – uśmiechnęła się szeroko, zadowolona ze swojej wypowiedzi.
- Nie ugryzę…
         Dziewczyny spojrzały po kolei na siebie i pokiwały głowami.
- No dobra – odparła Bonnie.
         Wszystkie wstały i wyszły. Na zewnątrz czuć było lekki wiaterek. Było przyjemnie, chociaż słońce nadal grzało. Szły spacerkiem, chociaż było widać, że Kath chciała jak najszybciej znaleźć się w domu. Po dziesięciu minutach stały już przed drzwiami domu Katherine i Kola.
- Więc tutaj mieszkasz – szepnęła Elena.
- Yhym. Skromny, jak na mnie, wiem, ale… - nie dokończyła.
- Nie jest źle – dodała Caroline.
         Kath wyciągnęła klucze z torebki i o włożyła jeden z nich do zamka. Przekręciła go dwa razy i otworzyła drzwi.
- Wejdźcie – zaprosiła je.
         Gdy weszły do środka, Pierce zaprowadziła je do salonu.
- Chcecie coś do picia? Mam krew, whisky i inne napoje – oznajmiła, wchodząc do kuchni.
- Krew? – zapytała przerażona Jessica.
- Co w tym dziwnego, przecież jestem wampirzycą, Kol też.
- No tak… Prawie zapomniałam, że istnieją wampiry, wilkołaki i inne stworzenia nadprzyrodzone.
         Na te słowa Katherine uśmiechnęła się podstępnie.
Jessica
- Ja poproszę krew – wtrąciła się Caroline.
- Ja sok – dodała Elena.
- Dobra… Jessica, Bonnie?
- Ja, dziękuję – odparła nieufna czarownica.
- To ja wezmę sok.
- Mam tylko jabłkowy. Może być?
         Jessica i Elena pokiwały twierdząco głowami. Kath wyciągnęła cztery kubki. Do dwóch nalała sok jabłkowy, a do reszty krew z woreczka, który wcześniej wyciągnęła z lodówki. Kiedy już wszystkim nalała, wzięła po dwa kubki w jedną rękę i zaniosła do salonu. Położyła na stół, przy który wszyscy oprócz niej siedzieli.
- To, co nam pokażesz? – zapytała ciekawska Pierce.
- Niech pokaże, to co umie. Bez oszustw.
- Ja umiem grać czysto. Tylko Bonnie, ty też coś później pokażesz.
- To może bitwa czarownic? – zaproponowała brunetka chwytając kubek z krwią.
- Katherine! – krzyknęła Elena, która do tej pory milczała.
- Elena, wiem, że chcesz mnie chronić, ale umiem siebie obronić.
- I tak Bonnie, by wygrała – dodała Caroline, pewna siebie.
- Co to za pewność? – zapytała się oburzona Jessica.
- Bonnie ma większe doświadczenie – Caroline nie dała za wygraną.
- A skąd wiesz, jakie ja mam? Przecież mnie nie znasz.
- Dziewczyny przestańcie! – przerwała Bonnie.
         Zapadła cisza.
- A było tak ciekawie – szepnęła do siebie Katherine.
- Ja jestem za bitwą – oznajmiła, nadal zdenerwowana Jessica.
- A ja nie. To jest bezsensowne.
- Mi się nie wydaję – oznajmiła, a następnie wymamrotała coś pod nosem, jakieś słowa, których nikt prawie nie rozumie. Było to zaklęcie.
                   Jessica miała zamknięte oczy, a ręku wykonała gest w stronę stołu. Blondynka wstała i odsunęła się. Nagle stół ruszył w stronę Eleny, Caroline i Bonnie. Katherine  już dawno stała, bo wiedziała, że coś się wydarzy.
         Caroline szybko chwyciła Elenę i wyszła zza stołu wampirzym tempem. Wiedziała, że to jej wina, ale też wiedziała, że Bonnie sobie poradzi. Miała rację.
         Bonnie w ostatniej chwili zrobiła podobny ruch, jak Jessica, a stół się zatrzymał.
- Tylko na tyle cię stać – zapytała się ciemnowłosa czarownica i ledwo, co okręciła rękę patrząc na Jessicę, a przeciwniczka już była przygnieciona do ściany.
         Oczy blondynki paliły się ze złości. Zaczęła się śmiać histerycznie i wymówiła jakieś inne zaklęcie. Wtedy Elena zawisła w powietrzu.
- Niezła jest – powiedziała Kath do Bonnie.
- I tak mało.
         Bonnie opuściła rękę i Jessica spadła na półkę. Elena także spadła, ale Caroline zdążyła ją złapać.
- Jeśli to była cała twoja moc, to przykro mi… - skierowała się do Jessici.
- Mam jeszcze asa w rękawie – szepnęła i popatrzyła na Katherine.
         Wampirzyca chwyciła się za gardło, później za brzuch.
- Coś ty zrobiła?  - zapytała z niedowierzaniem Bonnie.
- Tajemnica.
         Bonnie wiedziała, że to nie jest czar, który ona wykonuje na wampirach. Było to coś innego.
- Kath, jak się czujesz? – zapytała Caroline bez troski w głosie.
- Werbena… - wymamrotała.
         Wszyscy nagle zrozumieli, co Jessica mogła zrobić Kath. Mogła zaczarować samą siebie. Miała w sobie werbenę, której „nie miała”. Pierce piła jej krew. Nie czuła werbeny. Teraz czuję ją, jakby dopiero teraz wypiła krew wymieszaną z werbeną.
         Wtedy niespodziewanie do domu wszedł Kol. Był uśmiechnięty, jednak kiedy zobaczył swoją ukochaną leżącą na ziemi i zwijającą się z bólu, jego wyraz twarzy zmienił się.  Podbiegł do niej i zaczął krzyczeć:
- Kto to zrobił!?
         Wszyscy spojrzeli na Jessicę, która leżała na podłodze, patrząc na Kath i Kola.
- Pożałujesz tego! – pierwotny szybko podszedł do blondynki, wziął ją za gardło i przygniótł ją do tej samej ściany, co Bonnie wcześniej.
         Druga czarownica przybliżyła się do Kath i wymówiła zaklęcie.
- Bonnie zrób coś! – krzyknął Kol.
- Nie mogę, jej pomóc, tylko ona może – odparła wskazując Jessicę.
         Pierwotny nie puścił jej jeszcze, już chciał ją zabić, ale przeszkodził mu w tym, jego brat – Elijah.
- Mieliśmy umowę, bracie.
- Zobacz, co zrobiła Katherine.
         Oboje spojrzeli na Kath. Wciąż zwijała się z bólu.
- Jessica, zrób coś, bo Kol cię zabije.
         Kol puścił ją i wskazał Pierce.
- Pomóż jej.
         Blondynka przewróciła oczami i powiedziała zaklęcie. Po chwili Kath tylko szybko oddychała. Kol podbiegł do ukochanej i wziął ją w objęcia.
         Położył ją na kanapie i przysiadł się koło niej.
- Co tutaj się działo do cholery!?
- Jessica chciała urządzić bitwę czarownic. Zaczęła. Ja nie chciałam, ale musiałam się obronić.
- A Katherine?
- Ona nic nie zrobiła. A Jessica chciała wykorzystać to, że twoja dziewczyna karmiła się nią.
- Karmiłaś się Jessicą?! – zapytał z oburzeniem Elijah.
- Sama chciałam – oznajmiła uśmiechnięta blondynka.
- Czemu mnie nie słuchasz?
- Niech się zastanowię… Po co? Nie jesteś moim ojcem.
- Możecie mi wytłumaczyć, o co tutaj do cholery chodzi? – zapytała się Katherine.
- Później ci wytłumaczę, o co chodzi.
- Zawarliśmy umowę, Kol.
- Nie widzisz, do czego już doszło, Elijah?
- Rób, co chcesz. A ty – skierował się do Jessici. – Uważaj, co robisz.
- Lepiej będzie, jak już pójdziemy – powiedziała Elena.
- Racja – dodała Bonnie.
         Wyszły bez pożegnania. No tak. Przecież nie lubiły Kath, a Kola nie znali tak dokładnie jak ona.
- Zostaliśmy sami. Powiesz mi, o co chodzi?
- Najpierw napij się. Nie za dobrze wyglądasz – Kol sięgnął po kubek i podał ukochanej.
- Kol. To jest sok jabłkowy – powiedziała, po czym uśmiechnęła się szeroko.
- Oops.
         Kiedy sięgnął po następny kubek, upewnił się, czy jest w nim krew. Była.
- Proszę.
- Dzięki. Wiesz, co?
- Hmm?
- Wkurzyła mnie ta Jessica. Następna suka.
- Z tym się z tobą zgadzam. Nie miała prawa cię skrzywdzić.
- Dobrze, że przyszedłeś. Pomogłeś mi. Nie wiedziałam, że Jessica umie aż tak czarować.
- Ja też nie. Na początku myślałem, że to Bonnie, ale zobaczyłem, jak na ciebie patrzy.
- Jak?
- Na pewno cię nie żałowała, ale patrzyła tak krzywo, jakby nie mogła nic zrobić. Może myślała po prostu, jak Jessica to zrobiła.
- Pewnie się cieszyła, jak cierpiałam. Sama lubię zadawać ból komuś, tylko że ja jestem wampirem.
- Wróćmy później do tego tematu, dobrze? – zapytał Kol, gładząc policzko swoją dłonią.
- Niech będzie. Teraz mi powiedz, co tutaj robił Elijah i o jaką umowę chodzi.
         Kol westchnął i zaczął:
- W tej umowie chodziło o to, żeby wypróbować Jessicę jako czarownicę.
- Ona jest czarownicą – dodała Kath.
- No, nie do końca. Dokładniej to jedna z czarownic obdarzyła ją mocą, jak była mała. To spowodowało, że umie używać zaklęć.
- I co?
- Mieliśmy ją chronić i zawrzeć z nią sojusz. Wiesz Bonnie za nami nie przepada, a Jessica byłaby dobrą czarownicą, jakbyśmy ją potrenowali.
- O co konkretnie chodzi?
- Potrzebujemy pomocy czarownic.
- Co się stało? – Katherine nie przestawała zadawać pytań.
- Nie wiem, jak to powiedzieć…
- Prosto z mostu.
- Esther chce cię zabić.
- Esther?! Przecież ona nie żyje!
- Właśnie o to chodzi, że ktoś ją ożywił.
- Cholera! Już wiem po kim masz chęć zemsty.
- No tak… Zabiłaś ją, a ona chce zabić ciebie.
- Czyli po prostu umowa mówiła o tym, żeby mnie chronić?
- Mniej więcej. Mieliśmy jakoś nauczyć czarów Jessicę, żeby chroniła ciebie, a my byśmy ją zamienili w wampira. Taka była umowa, ale chyba ją zerwałem. Jak widziałem, że cierpisz przez Jessicę…
- Rozumiem… Na twoim miejscu zrobiłabym to samo. Poradzimy sobie… A dlaczego Elijah tak się oburzył, jak usłyszał, że karmiłam się nią.
- Ponieważ powiedział Jessice, że ty o wszystkim wiesz. Ona pomyślała, że w końcu ją zabijesz, więc ona tobie zrobiła krzywdę.
         Zamilkli. W końcu Kol wziął Katherine w swoje ramiona i pozwolił jej zasnąć. On także po chwili zasnął.
         Obudzili się niemal równocześnie, równocześnie to przez dzwonek do drzwi.
- Kol, otwórz ty – powiedziała wstając i poprawiając włosy.
- Okej.
         Pierwotny wstał i poszedł otworzyć drzwi. Był to Klaus.
- Witaj Kol.
- Klaus. 


__________

No w końcu skończyłam :D 
Mam nadzieję, że opłacało wam się tyle czekać na ten rozdział ;** 
Piszcie w komentarzach jak wam się podoba. Przyjmę wszelką krytykę. Jak będziecie mieli jakieś pomysły, czekam na propozycje <3 Co tutaj więcej pisać? ;)
Pozdrawiam wszystkich ;*

czwartek, 12 września 2013

ROZDZIAŁ XIX



- To zostałam sama – powiedziała do siebie.
         Po kilku minutach przypomniała sobie, że musi iść na zakupy z swoim sobowtórem, dwoma czarownicami i z wampirzycą, która ją wkurzała. Spojrzała odruchowo na zegarek. Była 9:45. Poszła do łazienki się przygotować. Wyszła uczesana, tak jak zwykle, ubrana w fioletową bluzkę na ramkach z dekoltem oraz czarne obcisłe dżinsy. Na szyi miała naszyjnik, a do wyjścia uszykowała świetną torebkę. Buty ubrała czarne, jak zawsze. Do tego bransoletka z lapis-lazuli, chroniąca ją przed słońcem. Ze starej torby wyciągnęła jeszcze portfel z pieniędzmi. Rzadko wydawała pieniądze, nie były jej albowiem potrzebne.
         Wyszła dziesięć minut przed czasem. Nie zamierzała tam dojść w wampirzym tempie, wręcz przeciwnie, chciała iść sobie spacerkiem. Gdy doszła na miejsce, była tylko Jessica. Szła jeszcze wolniej, jednak to nic nie dało, gdyż jak czarownica ją zauważyła, skierowała się w jej stronę. Spotkały się na chodniku, po drugiej stronie Grillu Baru.
- Hej, Katherine.
- Hej. Nie ma jeszcze dziewczyn?
- Nie, ale myślę, że zaraz powinny tu być – Jessica ubrała się w letnią sukienkę do kolan. Co prawda zbliżała się już jesień, ale ten dzień był wyjątkowo ciepły.
         W tej samej chwili zza rogu wyszły trzy przyjaciółki. Były to Bonnie, Elena i Caroline. Kiedy zobaczyły, że Jessica i Kath już na nie czekają przyśpieszyły kroku. Wszystkie trzy były ubrane letnio. Temperatura mogła przekraczać 20 stopni.
         Dziewczyny przywitały się słowem „cześć”. Postanowiły wejść najpierw do sklepu z butami. Tam ostatnio Kath z Caroline niefortunnie się spotkały. Kiedy wchodziły do tamtego sklepu, Pierce odruchowo spojrzała na Caroline. Blondynka także na nią spojrzała, ale później szybko odwróciła wzrok.
- Pomóc? – zapytał żeński głos.
         Nie była to ta sama sprzedawczyni, co ostatnio. Ta miała czarne włosy splecione w warkocz, duże zielone, kocie oczy oraz szczupły mały nosek. Prezentowała się świetnie. Uśmiechała się szeroko, jakby miała zaraz dostać wielki prezent.
- Ja potrzebowałabym jakiś butów na jesień. Może na korku. Przydałoby mi się parę centymetrów więcej – odparła Bonnie.
- Racja. Nie jest pani za wysoka… Zaraz coś dla pani znajdę. Jaki ma pani rozmiar?
- Trzydzieści osiem.
- Dobrze – powiedziała zbliżając się do nich. Obróciła się jednak w stronę butów wystawionych po lewej stronie czarownicy.
         Kath natomiast obróciła się w prawo i postanowiła sama poszukać butów. W jej ślady poszła Jessica, która obeszła pracownicę i ukucnęła obok niej, szukając butów w jej rozmiarze. Elena natomiast stała przy Bonnie.
- O… Znalazłam. Miałam zamiar sobie sama kupić, ale nie ma mojego rozmiaru. – oznajmiła, pokazując czarne buty na obcasie, które sięgały za kostkę i miały ćwieki z tyłu buta.
- Ile one kosztują? – zapytała.
- Są akurat po przecenie 90 zł.
- Jak teraz będą mi dobre, to biorę – dodała i wzięła buty z rąk sprzedawczyni.
         Na środku sklepu znajdowały się dwie pufy. Bonnie usiadła na jednej i przymierzała buty. Były jej idealne. Wstała i przeszła kilka kroków.
- Są świetne. Poproszę je – powiedziała zadowolona i znów założyła swoje stare buty.
- Już pakuję.
         Czarownica zapłaciła i wzięła nowo zakupione buty.
- Dla pani też coś poszukać?
- Nie, dziękuję… Butów mam wystarczająco dużo – odparła Elena.
- A dla pań?- skierowała pytanie do Kath i Jessica.
- Dla mnie mogą być te – powiedziała Jessica, pokazując buty na niskim korku.
- Dobrze. Poproszę 85 zł
- Już daję.
         Kath i Elena nie kupiły w tym sklepie nic. Chodziły po sklepach ciuchami, biżuterią i butami. Kiedy wyszły z ostatniego sklepu, każda z nich miała przynajmniej dwie torby. Caroline i Kath miały najwięcej, czyli po pięć. Jessica i Bonnie miały po trzy, a Elena miała dwie. Każde miały po jednej parze butów.
         W drodze powrotnej dużo rozmawiały:
- Znasz tutaj kogoś oprócz nas? – zapytała Bonnie.
- Oprócz Elijah i was? Na razie nie… Zamierzam to zmienić.
- Zapisałaś się do szkoły już? – zadała pytanie Elena.
- Przyjęli mnie. Może będę z wami w klasie?
- Myślałam, że teraz idziesz na studia.
- Miałam iść, ale się chcę dowiedzieć więcej. Chcę tutaj dłużej pobyć, a wyjeżdżając na studia, większość czasu będę za Mystic Falls. Chociaż jeden rok. A ty Katherine? Idziesz do szkoły?
- Ja? Nie – wykrzywiła się i dodała: - Ja chodziłam do innej szkoły w innym mieście. Miałam nauki o rok mniej niż Elena.
- Aaaa – powiedziała.
- Dużo wakacji nie zostało. Za tydzień do szkoły, wierzycie? – dodała Caroline.
- Rok nauki tutaj i później na studia… - wymamrotała Elena.
- Jak ten czas szybko mija… A skąd znacie Elijah? – zapytała Jessica.
- To brat mojego chłopaka. Znamy ich już dość długo. Znaczy ja o parę lat dłużej – oznajmiła Katherine. - Wspominał ci o Kolu?
- Tak… Wspominał mi też, że jego rodzice i jeden z braci zginęli w wypadku samochodowym. Jak on miał na imię? Na F.
- Finn – dokończyły równocześnie dziewczyny przechodząc przez park obok Mystic Grilla.
- Chodźmy do baru. Zjemy sobie coś – zaproponowała Bonnie.
- Niech będzie.
         Szły nadal spacerkiem w stronę baru, milczały jednak. Kiedy weszły do środka wybrały sobie miejsce, przy jednym ze stolików. Dzisiaj pracował tam Matt. Jak zwykle miał na sobie fartuch. Kiedy zobaczył dziewczyny podszedł do nich i zaczął:
- Hej, dziewczyny.
- O, Matt – przywitała się z nim Caroline wstając i przytulając go. – Jessica to jest Matt, mój przyjaciel, Matt to jest Jessica.
         Jessica wstała i podała mu rękę.
- Miło cię poznać – dodał Donovan, chwytając jej rękę.
         Kiedy już zamówiły napoje i jakiś drobny posiłek, Matt poszedł do baru i złożył zamówienie.
- Wracając do rodzeństwa Elijah mówił ci jeszcze imiona pozostałego rodzeństwa? – zapytała Katherine.
- Tak. Był Finn, Kol, Rebekah i Klaus. To wszyscy…
- Zgadza się – potwierdziła Caroline.
- Caroline wy skąd znacie Elijah resztę?
- Z… imprez i takie przypadkowe… - oznajmiła Elena.
         Jessica zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc.
- Po prostu niektórych poznaliśmy na imprezie, resztę przypadkowo.
- A Elijah mówił ci kiedy się  zdarzył ten wypadek? – zapytała Kath.
- Tak… Około roku temu…
         Wypadek był zmyślony, ale data nie. Około roku temu zabili Finna.
- Znaliście Finna?
- Tak.
         Zza baru właśnie wyszedł Matt z tacą na której mieściły się trzy talerze z przekąską, a jeden talerz niósł w drugiej ręce.
- Proszę. Picie zaraz przyniosę. A jakiś sok? – zapytał, jak zwykle spokojnie, dając każdemu talerz ze sztućcami.
- Ja poproszę sok – oznajmiła Jessica.
- Ja nie chcę, dzięki – powiedziała Kath.
- To trzy szklanki soku?
- Tak – odparła Caroline.
- To już idę…
         Matt ponownie poszedł zza bar i wyciągnął szklanki.
- Masz tutaj rodzinę?
- Nie… niestety. Przyjechałam sama, wynajęłam małe mieszkanko.
- Aha.
         Wzięły za sztućce i zaczęły jeść podaną przekąskę. Była to sałatka z kawałkami mięsa.
         Zapadła krępująca cisza, którą po chwili przerwał Matt przynosząc zamawiany wcześniej sok.
- Proszę.
- Dzięki – powiedziały wszystkie trzy równocześnie.
- Nie ma za co – odparł i odszedł.
         Jessica razem z Caroline i Eleną wyciągnęły dłonie po szklanki. Kiedy dłoń Jessica znajdowała się około 15 cm od szklanki, szklanka przesunęła się sama, trafiając w sam środek dłoni.
- Co to było? – zapytała Elena.
         Wszystkie dziewczyny miały przez chwilę oczy jak orbity, z wyjątkiem Jessica oczywiście. Ona spuściła głowę i wymamrotała tylko pod nosem:
- Cholera!
- Jessica, co ty zrobiłaś? – zapytała Bonnie, udając zdziwioną.
         Jessica zastanowiła się i zaczęła:
- Bonnie, przecież wiem kim jesteś i ty wiesz kim jestem. Caroline, Kath też wiem, kim jesteście. Jedyna Elena jest tutaj człowiekiem, no i Matt.
- Oh.. Od kiedy wiesz, że jesteś…
- Od pół roku.
- Elijah wie?
- Oczywiście. A Elena wie o was?
- Pewnie… To nasza przyjaciółka – stwierdziła Caroline.
- Moja nie… Skoro wszystko się wydaje, to mówię, że Elena nie jest moją siostrą bliźniaczką tylko moim sobowtórem – oznajmiła stanowczo Katherine.
- Tego bym się nie domyśliła… Ale i tak dużo wiem. Wilkołaki też istnieją, znam zresztą jednego.
- A ja mam chłopaka wilkołaka?
- Serio? Nie zagrozi ci? Jak ugryzie?
- Już ugryzł… Ale go kocham. Nie musisz jeszcze znać lekarstwa. Nie możemy ci wyjawić wszystkiego, nie wiemy jakie masz zamiary.
- Podziwiam cię za odwagę, a zamiarów w ogóle nie mam…
- Skąd mamy to wiedzieć? Przecież nie możemy ci tak od razu zaufać – dodała Elena.
- No racja – dodała Jessica. – Też bym nie zaufała tak od razu…
- Wiecie co? Nie chcę się wtrącać, ale jestem spragniona… ale nie chcę odpuścić tej rozmowy. Możemy to przesunąć na później?
- Nie – odparła Bonnie.
- Ze mnie możesz się napić. Nigdy tego nie doświadczyłam – powiedziała Jessica.
- Serio? A nie bierzesz werbeny?
- Nie…
- To chodź do łazienki. Bonnie chodź z nami.
- Chętnie – odparła.
         Bonnie chciała przypilnować, żeby Kath nie zabiła Jessica. A Kath myślała odwrotnie. Chciała, …żeby Bonnie poszła z nimi, bo bała się, że Jessica coś jej zrobi.
         Poszły we trójkę do łazienki. Razem weszły także do jednej kabiny. Była ona duża, więc bez problemu zmieściły się.
- Trochę może boleć, ale staraj się nie krzyczeć i mnie nie zabić.
- To ty nie próbuj mnie zabić.
- Ja po to tutaj jestem – odezwała się czarownica.
- Gotowa? – zapytała Kath.
- Zawsze.
- Szyja czy nadgarstek?
- Nadgarstek. – odparła.
- Ok.
         Jessica podała Kath nadgarstek. Kły Pierce wbiły się w żyły. Jessica tylko jęknęła, ale odczuwała ból. Ale nie tylko. Poczuła też coś innego. Lepszego. Czuła wszystko. Krew płynęła teraz do ust Katherine. Była ciepła i smaczna, jak dla wampira lub wampirzycy. Smakowała słodko.
         Już po krótkim czasie Kath oderwała się od nadgarstka i oblizała wargi od krwi. Z ranek ciekła jeszcze krew.
- Już? Fajne uczucie. Przynajmniej dla mnie. Boli, ale nie tak mocno.
- Masz dobrą krew – oznajmiła Kath.
- Dzięki – szepnęła. – Umyję jeszcze rękę. Jeszcze trochę krwi leci.
- Yhym.
         Bonnie stała w milczeniu. Nie lubiła na to patrzeć, ale musiała dla dobra Jessici, a może dla dobra Katherine? Sama tego nie wiedziała. Westchnęła i pierwsza wyszła z kabiny, za nią Jessica i Kath.
- Jak się ogólnie czujesz? – zapytała Bonnie.
- Nawet dobrze.
- Wiesz, my możemy zabić – dodała Katherine.
         Jessica popatrzała na obie i pokiwała głową.
- Wiem, ale mnie nie zabiłaś.
- Nawet, jakbym chciała, nie mogłabym, bo wtedy Bonnie by mi coś zrobiła. A z resztą, Kol by ją zabił… albo coś…
- Nie lubicie się? – zapytała zdziwiona, podkładając rękę pod wodę.
         Kiedy ją umyła podłożyła ręce pod suszarkę. Gdy krew już nie ciekła wyszły z łazienki. Jessica próbowała jakoś ukryć swoje dwie ranki od kłów Kath. Caroline i Elena czekały na nie. Rozmawiały o czymś.
- Już? – zapytały.
- Jak widać – odparła Jessica.
         Wszystkie trzy usiadły na swoich miejscach. Wcześniej zjadły swoją sałatkę, a Matt zdążył wziąć talerze i je umyć. 


_____________________




No wreszcie skończyłam... Wiem, że długo czekaliście, bardzo przepraszam, ale teraz szkoła, dużo nauki i mało czasu... Jestem w drugiej gimnazjum, a już mam w przyszłym tygodni z 4 sprawdziany i 3 kartkówki :(
Dobra, a co sądzicie na temat tego rozdziału? Czekam na wasze komentarze ;** 

Chciałam się spytać, co sądzilibyście, gdybym zmieniła się z Rebeki na kogoś innego? Tak czy nie? Jeśli tak to kim bym była? ;] ;D