sobota, 7 grudnia 2013

ROZDZIAŁ XXII



Do pokoju weszła Caroline z trzema kubkami z krwią.
- Proszę – powiedziała, podając im po kubku. – Siadajcie. – wskazała krzesła naprzeciw jej łóżka, na którym usiadła.
- Dzięki – dodał Klaus.
- Dobra. O co chodzi? – zapytała.
- Mamy prośbę – odparł Kol.
- Raczej propozycję – wtrącił.
- Słucham uważnie.
         Kol z Klausem opowiedzieli jej wszystkie sytuacje. Czasem robili sobie krótkie przerwy na napicie się krwi. Próbowali nie ominąć żadnego szczegółu. Kiedy skończyli zapadła cisza.
         Przerwała ją Caroline:
- Czyli chcecie, żebym namówiła Bonnie, żeby wam pomogła w zamian za to, że?
- Pozwoliłbym Tylerowi wrócić już jutro.
- A jeśli tego nie zrobię? Mówiłeś, że pozwolisz mu wrócić za tydzień.
- No tak… - pomyślał Klaus.
         Zamiast hybrydy odezwał się Kol.
- Wtedy tego pożałujecie. W końcu macie pomóc nam w znalezieniu Katherine oraz pozbyłybyście się czar… wiedźmy.
         Caroline przygryzła dolną wargę. Widać było, że się zastanawia. Nie wiedziała, co zrobić. Po namyśle, jednak odpowiedziała:
- Spróbuję namówić Bonnie, ale niczego nie obiecuję. A co do tego, że pożałuję, Klaus się nie zgodzi.
- Pożałujesz w inny sposób. Na przykład skrzywdzę kogoś w niedalekich kręgach twoich znajomych.
- Przypominam ci, że mi coś obiecałeś.
- Jestem świadkiem – dodał Niklaus.
- Oh… Pierwszy raz mam taką sytuację… Mniejsza z tym. Najlepiej będzie, jeśli pójdziesz zaraz do Bonnie. Tyler szybciej wróci . Inaczej kogoś naślę.
- Dobrze, dobrze. Zaraz pójdę…  - odparła poirytowana. – Najpierw się przebiorę, nie pójdę w takim stroju.
         Nie wyglądała najgorzej miała na sobie krótsze spodnie i T-shirt. Podeszła do swojej szafy, otworzyła jedną połowę, gdzie rzeczy poukładane były na półkach. Stanęła, myśląc, co ma ubrać.
- Ubierz czarne spodnie i białą bluzkę z nadrukiem – powiedział Klaus.
         Ona odwróciła się do niego i skarciła wzrokiem.
- Niech będzie – zmarszczyła brwi.
         Wzięła ciuchy i poszła do łazienki się przebrać. Bracia tymczasem opróżnili swoje kubki do dna. Czekali niecierpliwie na Caroline. Kiedy wróciła, zerknęła na obu.
- Gotowi?
- To raczej my powinniśmy zapytać o to ciebie – rzekł Kol.
- Dzięki… Dobra wezmę tylko jakiś…
- Jest ciepło – znów wtrącił się Niklaus.
- Okej… To jest dziwne, ale dobra. Chodźmy już.
         Nie odpowiedzieli. Po prostu ruszyli za blond wampirzycą. Oznajmiła mamie, że wychodzi.
         Szli na skróty. Nie było to daleko, ale jak Kol powiedział „każda minuta się liczy”. Bracia odprowadzili ją prawie pod sam dom i zawrócili. Wiedzieli, że Bonnie nie zaprosi ich do domu, więc nie ryzykowali. Odeszli niedaleko. Usiedli na jednej z ławek niedaleko domu czarownicy.
- Czemu tak ci zależy na Katherine? – zapytał znienacka Klaus.
- Kocham ją – powiedział krótko.
- To się domyślam, ale dlaczego?
- Podoba mi się. Jest ostra, seksowna. Pociąga mnie. Lubi ryzyko.
- Jest podobna do ciebie… Trochę. Też lubi się zemścić. Lubisz ryzyko, łamiesz zasady. Przykładem jest, jak chciałeś zabić Matta podczas balu.
- A to… Pamiętam. Wykręciłem mu tylko rękę, bo Damon na mnie skoczył – uśmiechnął się na to wspomnienie. – Ciekawie było.
- Nie mogę zaprzeczyć.
- Wtedy każdy był na ciebie zły, a szczególnie ja – dodał Kol.
         Klaus spojrzał na niego pytająco.
- Za to, że mnie zasztyletowałeś, braciszku – jego uśmiech nie zniknął z twarzy.
- No tak – odwrócił wzrok. – To było dawno. Można powiedzieć.
- Niech będzie, zmienię temat. Nikogo nie masz u swojego boku?
         Klaus spuścił głowę i się roześmiał.
- Co cię tak śmieszy?
- Ty.
- Niby dlaczego?
- Sam już nie wiem. Zadajesz pytania o kobietach, chociaż twoją „porwano”.
- No tak… - westchnął. – Masz trochę racji… Po prostu nie chcę o tym myśleć. A o innych myślenie odrywa mnie od rzeczywistości, trochę – wyznał.
- Wydusiłeś to z siebie, no w końcu.
         Zapadła długa, złowroga cisza. Przerwała ją Caroline. Towarzyszyła jej Bonnie. Bracia jakby porażeni prądem wstali, gdy je ujrzeli. Bonnie miała na sobie dżinsy i ciemną bluzkę. Jej twarz nie kryła, że jest niezadowolona. Stanęła przed nimi z założonymi rękoma na piersi.
- Wszystko powiedziałam Bonnie. W zamian musicie jeszcze coś jej obiecać.
- Co? – zdziwił się Kol.
- Nie zabijecie żadnej osoby z Mystic Falls, ani osób, które tutaj będą przejazdem i tym podobne – była konkretna. W końcu była czarownicą.
- Ale możemy się pożywiać, tak? – zapytał z sarkazmem.
- W małych ilościach. Nie możecie zabijać. Inaczej ja się z wami rozprawię – powiedziała stanowczo. - Kiedy zaczynamy? Mam chyba wszystkie potrzebne rzeczy – wskazała swoją torbę, zawieszoną na ramieniu.
- Najlepiej teraz, idziemy do mnie – dodał Kol, wstając z ławki.
         Klaus także wstał.
- I jeszcze Tyler wraca jutro do Mystic Falls – wtrąciła, patrząc się na Klausa.
- Tak, zgadza się – skierował się do Caroline. – Możesz do niego napisać lub zadzwonić. Ja jeszcze dam mu znać dzisiaj.
- Już to zrobiłam – odparła.
         Klaus uniósł pytająco brew, a ona się uśmiechnęła. Wreszcie ruszyli do domu Kola. Szli, milcząc. Prowadził Kol, a obok niego szedł jego brat. Za nimi szły Caroline i Bonnie.
         Doszli do wyznaczonego miejsca. Kiedy znaleźli się w salonie, Bonnie usiadła wygodnie na kanapie przy stoliku. Caroline postąpiła podobnie. Pierwotni woleli postać i popatrzeć.
- Najpierw muszę ją zlokalizować – oznajmiła, wyciągając z torby małą mapkę i nożyk. – Daj mi swoją rękę. Jesteś jej chłopakiem. Potrzebuję twojej krwi.
         Kol podszedł do niej i podał bez wahania dłoń. Wzięła ją i przecięła. Pierwszy złożył ją w pięść i pozwolił kroplom krwi pospadać na mapę.
- Wystarczy – powiedziała Bonnie.

         Nie patrząc na niego zwiesiła swoje ręce nad mapą. Zaczęła wymawiać zaklęcie. Nagle krople krwi złączyły się w jedną i kręciły się po mapce. Ostatecznie zatrzymała się na mieście, które znali dobrze.
Nowy Orlean.
- Cholera – mruknął Klaus.
- Musimy tam zaraz jechać. Bonnie jedziesz z nami – odezwał się po chwili Kol.
- Słucham? – zapytała zdziwiona.
- Słyszałaś. Musisz nam pomóc uratować Katherine.
- Pomogłam wam.
- W znalezieniu jej, a nie uwolnieniu – wtrącił Niklaus.
- Dobra, dobra. Pojadę… - westchnęła.
- To weź z domu najpotrzebniejsze rzeczy.
- Jak długo tam będziemy?
- Najmniej trzy dni. Sam dojazd zajmuje parę godzin.
- Caroline, możesz mi przypomnieć, dlaczego się zgodziłam?
- Zrobiłaś to między innymi dla mnie i dla Mystic Falls.
         Westchnęła ponownie. „Czemu jestem taką silną czarownicą?”, zapytała się w myślach. Caroline posłała jej jedynie wymuszony uśmiech.
- Dasz radę. Jesteś silna.
- Dzięki – odparła. Skierowała się do Klausa i Kola. – Pójdę tylko po najpotrzebniejsze rzeczy. Pamiętajcie, że nie jestem waszą własnością. Robię to tylko dla Caroline i…
- I Mystic Falls. Tak załapaliśmy. Idź już, poczekamy koło Mystic Grillu na ciebie. Najlepiej wyjechać jak najszybciej.
         Caroline miała już iść, lecz wcześniej przytuliła swoją przyjaciółkę i powtórzyła:
- Pamiętaj jesteś silna, nie daj się zastraszyć.
- Dziękuję – odwzajemniła uścisk.
- To ja powinnam ci podziękować.
         Uwolniła ją od uścisku i uśmiechnęły się do siebie szczerze.
- Idź już… - powiedziała Caroline.
Czarownica odwróciła się i poszła pewnym krokiem do swojego domu, który był jakieś 15 minut drogi od domu Kola. Szła po najpotrzebniejsze rzeczy.
Wzięła walizkę, do której spakowała parę ciuszków, buty i bieliznę oraz kosmetyczkę szczoteczkę do zębów i trochę werbeny, a także dwie księgi z czarami. Wcześniej zażyła trochę werbeny, ale zawsze trzeba się zabezpieczyć. Chociaż na dworze było ciepło, założyła skórzaną kurtkę. Podwinęła rękawy i wyszła ciągnąc za sobą walizkę.
         Gdy doszła na umówione miejsce bracia czekali. Nie mieli żadnej walizki ani torby. Zdziwiła się, ale nie okazywała tego. Z jej twarzy, tak jak z ich, nie było można odczytać smutku ani niechęci.
- Gotowa? – zapytał Klaus.
- Um… Tak. – westchnęła i dodała. – Czym jedziemy?
- Autem – powiedział Kol wskazując głową parking obok baru.
         Stało tam czarne bmw.
- Że tym? – niedowierzała.
- Tak. Najszybsze auto, które udało nam się znaleźć w tym czasie. Nie mamy chwili do stracenia – mówił Kol.
- No dobra…
         Po 2 minutach wszyscy byli już w aucie. Bracia usiedli z przodu, a Bonnie z tyłu. Walizkę schowała do bagażnika. Kiedy wyjechali, czarownica zapytała ciekawa.
- Nie macie żadnych rzeczy?
- Nie… Załatwimy sobie coś na miejscu, mamy wystarczająco pieniędzy – odparł Klaus.
         To Kol prowadził. Siedział cicho, skupiony jedynie na drodze.  Jechał dość szybko, ale to było zrozumiałe. Chciał uratować swoją dziewczynę przed nieprzewidywalną wiedźmą. Pewnie cały czas o niej rozmyślał.
- Możesz się przespać, jak chcesz, podróż będzie trochę trwała, a tobie przyda się odpoczynek. Musisz mieć siły, gdybyś miała pokonać Jessicę. – od wyjazdu Kol pierwszy raz się odezwał.
- Może za chwilę – wymamrotała Bonnie.
         Po dziesięciu minutach drogi czarownica zasnęła oparta o głową o szybę. Sen miała głęboki, a zarazem spokojny. W tym czasie Klaus zagadał do Kola.
- Nie denerwuj się. Dopadniemy ją.
- Wiesz co?
- Co?
- Kiedy dopadniemy Jessicę, ty się nią zajmiesz. Skłamałbym, że nie chcę się zemścić, ale… - nie dokończył, bo przerwał mu Niklaus.
- Nie mów więcej. Rozumiem. Chcesz się zająć Katherine. Nie wiem do końca, co czujesz, ale pomagam ci, bo jesteś moim bratem. Moją rodziną – uśmiechnął się.
         Kol nie wiedząc, co powiedzieć, pokiwał głową i dodał tylko:
- Dzięki.
         Zapadła cisza. Towarzyszyła im do końca drogi. Obudzili Bonnie. Zatrzymali się przed Motelem „New Orlean”. Bardzo pomysłowe, są w mieście i w motelu o nazwie Nowy Orlean. Nie było chyba łatwiejszej nazwy do zapamiętania.
- Dostanę osobny pokój?
- Jeśli chodzi ci konkretnie o pokój to tak. Tak jakby mieszkamy razem.
- Ahaa… Chyba rozumiem. Można powiedzieć, że to jest mieszkanie, w którym ja mam swój pokój.
         Klaus potwierdził i ruszyli do recepty. Za ladą siedziała piękna blondynka o brązowych oczach. Miała na sobie obcisłą bluzkę i spódnicę, sięgającą jej do połowy ud.
- W czym mogę pomóc?
- Chcemy zarezerwować „jakieś mieszkanko”.
- Rozumiem, że mają być dwa pokoje.
- Najlepiej trzy – dodał Kol pośpiesznie.
- Już szukam – spojrzała się w monitor komputera i napisała coś na klawiaturze. Po chwili uśmiechnęła się i dodała. – Jest wolne na drugim piętrze. Można powiedzieć pierwsza klasa.
- Dobrze. Można zapłacić później?
- Hmm… Powinniście zapłacić od razu – ugryzła dolną wargę.
- Zapłacimy później – zahipnotyzował ją hybryda.
         Ona jedynie posłusznie przytaknęła i podała im klucz do pokoju numer 9. Ruszyli w stronę schodów.
- Ugh… Nie zabrałam walizki – powiedziała Bonnie.
- Przyniosę ci ją później – oznajmił twardo Kol.
         Chciała zaprzeczyć, ale Klaus spojrzał na nią ostro. Westchnęła. Gdy znaleźli się na drugim piętrze, zaczęli rozglądać się, poszukując mieszkania z numerem 9 na drzwiach. Znalazła je Bonnie. Zawołała braci i otworzyli drzwi.
         Kiedy weszli do środka, ukazał im się przestronny salon z dwoma fotelami oraz kanapą, stolikiem i telewizorem. Po bokach znajdowały się drzwi. Łącznie było ich troje.
- Zaklepuję ten po lewej – odezwała się bez wahania. To był jeden pokój po tej stronie.
- Niech będzie – dodał Klaus.
- Bonnie – zwrócił się do niej Kol.
         Oparła się o ścianę i założyła ręce na piersi. Zmarszczyła brwi.
- Co?
- Zaraz przyniosę ci walizkę… Możesz rzucić jeszcze jakieś zaklęcie, żeby dowiedzieć się, gdzie dokładnie znajduje się Kath?
- Hmm… Chyba tak. Będzie wyglądało podobnie, ale potrzebuję mapkę Nowego Orleanu i znów twojej… krwi. I innego zaklęcia użyję, bo zakładamy, że są blisko.
- Dobrze. Zaraz wrócę.
         Kol wyszedł z pomieszczenia. Bonnie chciała wejść do pokoju, ale nagle koło niej znalazł się Klaus.
- Wiem, że wiedźmy używają czarnej magii… Ty jesteś czarownicą, nie? To czym się różnicie, nie licząc magii?
- My czerpiemy moc z żywiołów. A one… No z ludzi, wilkołaków i… wampirów też.
- Ah… Pierwotnych też?
         Bonnie wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Nigdy nie poznałam wiedźmy, no nie wliczając Jessici.
- A co się stanie, jeśli wezmą moc z wampirów? Na przykład z Katherine?
- Tego też do końca nie wiem, ale może się dowiem, jeśli zadzwonię do mojej mamy. Będę próbowała się czegoś dowiedzieć. Nie myślcie tylko, że robię to dla was.
- Tak, wiem. Robisz to dla Caroline i Mystic Falls.
- Właśnie. Zadzwoń lepiej do Tylera. Albo daj mu znać, że może wrócić do Caroline.
- Niech będzie, a ty się zajmij lokalizacją.
         Czarownica pokiwała głową i weszła do swojego pokoju. Wtedy Klaus sięgnął po telefon i wybrał jakiś numer.
- Garrett? Tu Klaus. Przekaż wiadomość Tylerowi, że może wracać do Mystic Falls to swojej dziewczyny. No i jak zawsze, daj znać, że ode mnie ta wiadomość.
- Mówisz poważnie, chcesz, żeby wrócił do Mystic Falls?
- Tak… Nawet nie pytaj, dlaczego – powiedział stanowczo Klaus.
- Dobra. Już go łapię i mówię.
- Na razie.
         Rozłączył się. Właśnie wszedł Kol. W ręce trzymał walizkę Bonnie.
- Podam jej walizkę – jego głos był spokojny i opanowany, ale było słychać też rozpacz.
- Okej. Ja pójdę do tego pokoju – wskazał pierwszy. Na pewno było mu to obojętne.
         Nie odzywając się więcej, zniknął za drzwiami. Kol skierował się do drzwi pokoju Bonnie. Zapukał.
- Wejdź – zaprosiła go.
         Pierwotny posłusznie wszedł. Ujrzał średniej wielkości pokój. Było tam łóżko, stolik nocny, biurko oraz mała lodówka, a także półka. Czarownica siedziała przy biurku z księgą zaklęć.
- Widzę, że nie tracisz czasu.
- Chcę jak najszybciej wrócić do domu.
- No tak… Możemy zaczynać?
- Hmm… Myślę, że tak. Masz mapę?
- Tak. Nie musiałem długo szukać.
         Bonnie pokiwała głową i powiedziała Kolu, żeby usiadł na krześle. Wcześniej podał jej mapę.
- Daj mi rękę.
         Stało się podobnie, jak wcześniej. Kilka kropel stało się jednością i znów wędrowała  po mapie. Zatrzymała się na jakimś hotelu. Nazywał się „U Jake’a”.
- Wyruszamy za dwadzieścia minut. Przygotuj się – powiedział, wstając.
         Westchnęła i pokiwała twierdząco głową.
- Wcześniej pójdę jeszcze na dół do stołówki, muszę coś zjeść.
- Nie. Kupię ci coś po drodze.
- Nie. Mam prawo sobie zjeść, co chcę i gdzie chcę – powiedziała stanowczo.
         Kol patrzał na nią ostro, ale wiedział, że nie może jej rozkazywał. Pokręcił głową i wychodząc powiedział tylko.
- Dobrze. 


___________________



Zacznę ponownie przeprosinami. Miałam ostatnio dużo na głowię. Zastanawiałam się nad usunięciem blogów, ale koleżanka wybiła mi to z głowy. Jednak, będę o wiele rzadziej dodawała następne rozdziały na blogach. W święta powinnam pisać więcej :) W ferie także. Nie jestem jednak pewna... Bardzo mało osób obecnie czyta te blogi. Chyba tylko jedna - Katherine. Dziękuję ci :* Bez ciebie ten blog chyba, by nie istniał. 
Mam małą nadzieję, że ten rozdział się wam spodoba ^^