środa, 30 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ XXVII



- Nigdy nie pomyślałam o tym, że mogłoby się to zdarzyć – przyznała.
- Ja też. Ale nie żałuję tego. Od jakiegoś czasu coś mnie do ciebie ciągnie. Od jakiegoś czasu, czuję się przy tobie swobodnie – szepnął i przejechał opuszkami placów po jej policzku.
         Bonnie wydawała się zamyślona. Musiała przestudiować każde słowo, wypowiedziane przez Klausa, by zrozumieć całość. Co miała o tym wszystkim myśleć? Ostatnia noc była jednorazowa? Co czuła do pierwotnego?
- Spróbujemy – oświadczyła w końcu.
- Spróbujemy – potwierdził i pocałował ją w czoło.
         Bonnie czuła się dziwnie. Nie znała takiego Klausa: opiekuńczego, kochającego i dającego szansę. Znała go jako okrutnego, bezlitosnego oraz nie mającego uczuć potwora.
- Powinniśmy się ubrać – dodał pierwotny. – Mamy szczęście, że do tego pokoju jest przydzielona łazienka.
- Tak? Pozwolisz, że pójdę pierwsza? – zapytała, patrząc na niego.
- Już myślałem, że weźmiemy wspólny prysznic – powiedział smutno.
         Czarownica zaniemówiła. Może i spędzili noc razem, ale żeby na następny dzień brać prysznic razem?
- Nie ma mowy – odparła w końcu. – Nie dzisiaj – dodała po chwili zamyślenia.
- Dobra…
- Mógłbyś się odwrócić. Chciałabym…
- Przecież cię widziałem! – głos Klausa nie był surowy. Raczej trochę rozbawiony.
- Wiem, ale proszę cię o to.
         Hybryda posłusznie przewróciła się na drugi bok, pozwalając Bonnie się okryć. Sięgnęła po jedną pościel, owijając się nią. Wstała i wyciągnęła z walizki kosmetyczkę i ubrania, które zamierzała dzisiaj na siebie włożyć.
- Wyjdę za piętnaście minut – powiedziała i znikła za drzwiami.
- Nie musisz się śpieszyć – wymamrotał uśmiechnięty Klaus.

* * * * *
         Gdy Katherine się obudziła, nadal leżała w objęciach ukochanego. Spojrzała na niego spod przymrużonych oczu i uśmiechnęła się. Kol nie spał. Już od dłuższego czasu się jej przyglądał i nie ukrywał tego. Czy wszyscy Mikaelsonowie lubią przyglądać się swoim dziewczynom, kiedy te śpią?
- Czemu się tak na mnie gapisz?
- Obserwuję.
- Dlaczego?
- Bo jesteś piękna? – pocałował ją w czubek głowy.
- Co za miły komplement od rana – oznajmiła. – Trzeba wstawać – dodała, siadając. – Muszę się odświeżyć. Powiedz mi, że mamy pokój z łazienką.
- Niestety nie. Klaus z Bonnie tylko mają.
- Ohh… Trudno, pójdę do łazienki na dole. Nie mam zamiaru zastać Caroline i czekać na swoją kolej.
         Katherine wstała i założyła na bose stopy buty. Sięgnęła do walizki po jakieś rzeczy i kosmetyczkę. Wyszła na korytarz i zeszła na dół. Szybko znalazła łazienkę. Rozebrała się i weszła pod prysznic. Odprężyła się. Krople ciepłej wody spływały jej po ciele. Nałożyła na włosy szampon i wyczyściła je dokładnie. Następnie sięgnęła po żel pod prysznic i umyła każdy skrawek swojego ciała.
         Kiedy była już ubrana, uświadomiła sobie, że nie wzięła do łazienki ze sobą suszarki do włosów. Przeklęła pod nosem, zabrała ze sobą rzeczy i wróciła do pokoju. Nie zastała w nim Kola, więc pewnie był w łazience na piętrze. Wygrzebała z torby suszarkę, szczotkę i poszła do łazienki. Tym razem na górę. Zastała w niej Caroline, która stała przed lustrem i się malowała. Słyszała wodę cieknącą z prysznica. Wiedziała, że to Kol.
- Hm… Hej – zaczęła Caroline nerwowo.
- Hej. Pozwolisz, że narobię trochę hałasu – pokazała jej suszarkę.
- Jasne. Ja już narobiłam – uśmiechnęła się krzywo i kontynuowała malowanie oczu.
         Pierce podłączyła suszarkę pod prąd i włączyła na pełną moc. Hałasu robiła, ale w ten sposób szybciej wysuszy włosy.
         Po kilku minutach z kabiny wyszedł Kol. Miał na sobie jedynie ręcznik. Caroline spojrzała na niego i odruchowo odwróciła się z powrotem.
- Już ubrana? – zapytał Kol. – Szybko ci poszło – mówił głośniej, żeby było go słychać. Pocałował Katherine w policzek i wyszedł.
         Gdy pierwotny opuścił łazienkę, Kath zachichotała. Włosy miała już prawie suche, dlatego przełączyła urządzenie na minimum.
- Z czego się śmiejesz? – zapytała blondynka.
- Odwróciłaś głowę tak, jakbym miała cię zaraz zabić z zazdrości.
         Caroline nie wytrzymała i roześmiała się cicho.
- Masz rację, ale to z przyzwyczajenia. Widać niemal gołego faceta? I to jeszcze, który ma dziewczynę? Uciekać – przewróciła oczami i sięgnęła po błyszczyk.
- Ja mu ufam i wiem, że mnie nie zdradzi. Patrzenie nikomu jeszcze nie zaszkodziło – dodała, uśmiechając się.
         Caroline posłała jej uśmiech i nic nie powiedziała. Wyszła wcześniej, bo Katherine musiała jeszcze się uczesać. Przeczesywała dokładnie włosy i na końcu ułożyła je starannie.
         Wyszła z łazienki i wróciła do pokoju. Kol był już ubrany, a jego włosy nie poukładane, dzięki czemu wyglądał jeszcze seksowniej.
- Już myślałem, że nie wrócisz – powiedział, podchodząc do niej.
         Przyciągnął ją do siebie i objął ręką jej talię. Odnalazł jej usta i pocałował ją. Katherine nie odpychała go. Lubiła przebywać razem z nim, czuła się przy nim bezpiecznie.
- Czy tylko mnie rozśmieszyła mina Caroline, kiedy wyszedłeś w samym ręczniku spod prysznica? – zapytała, gdy już ich wargi się nie stykały.
         Kol zachichotał. Najwyraźniej także go to śmieszyło.
- Dziewczyna się spłoszyła, bo zobaczyła mnie w samym ręczniku. Dziwisz się?  Bała się, że wydłubiesz jej oczy…
- Nie jestem o ciebie zazdrosna! – zaprzeczyła. – Ufam ci, tak jak ty mi – spojrzała mu w oczy.
- Rozumiem – uśmiechnął się, ukazując przy tym śnieżnobiałe zęby. – Idziemy na dół po małą przekąskę? – zapytał.
         Brunetka przytaknęła i zeszli na dół. Kuchnia była jedna, ale naprawdę duża. Dużo miejsca zajmował blat. Lodówka stała niedaleko okna, a z drugiej strony było kilka szafek i półka, na której były poustawiane przyprawy.
- Macie tu jedzenie? – zapytała Katherine.
- No tak. Czasem Elijah miewa gości. Ludzkich.
         Pierce nie odpowiedziała. Podeszła do lodówki i otworzyła ją. Jej oczom ukazały się warzywa, różne sery i inne produkty.
- Gdzie jest krew?
- Przyniosę – powiedział tylko Kol, posyłając jej uśmiech.
- Będę w jadalni – powiadomiła go, gdy już znikał za drzwiami.
         Nie spiesząc się, ruszyła w stronę jadalni. Rzadko bywała w posiadłości Mikaelsonów. Była ona duża. Niektórzy za pierwszym razem mogliby się tu zgubić.
         Zanim weszła zobaczyła, że przy długim stole siedzą już Bonnie i Klaus. Było widać, że są szczęśliwi, bo śmiali się i patrzeli sobie głęboko w oczy. Siedzieli obok siebie i trzymali się za ręce pod ławą. Przed czarownicą leżał już pusty talerz. Kath stała jak wryta do momentu, kiedy Kol nie dotknął jej ramienia.
- Czemu nie weszłaś? – spytał się i spojrzał w stronę stołu. – Aha…
- Chodźmy.  To nie tylko ich jadalnia – szepnęła.
         Jej korki wydały głośny odgłos, który rozszedł się echem po pomieszczeniu. Klaus i Bonnie spojrzeli w ich stronę. Bennett odruchowo puściła rękę pierwotnego, a jej policzki nabrały koloru.
- Można się dosiąść, prawda? – zapytała Katherine i uśmiechnęła się.
- Jasne – potwierdził Klaus.
         Kol i Katherine usiedli naprzeciw ich. Brunetka miała ochotę coś powiedzieć, ale do środka weszli Matt, Elijah, Caroline i Tyler. Blondynka widząc hybrydę i Bonnie, siedzących koło siebie, nie wytrzymała.
- Jak się spało? – zapytała.
- Dobrze – odparł Mikaelson.
         Bonnie czuła, że jej twarz robi się jeszcze bardziej czerwona. I tak prędzej, czy później się dowiedzą.
- No wiecie. My się wieczorem świetnie bawiliśmy. Chcieliśmy się po was wybrać, ale słyszeliśmy dźwięki, które wskazywały na jedno… - mówiła spokojnie Kath, a na jej twarz wkradł się mały uśmieszek.
- Mamy nadzieję, że nie robiliśmy dużego hałasu.. – dodała pośpiesznie Caro.
- Dobra, dobra! – powiedziała poirytowana Bonnie. – Ja z Klausem zrobiliśmy to. Uprawialiśmy seks. Coś jeszcze?
         Wszyscy umilkli. Klaus spojrzał na czarownicę z uśmiechem.
- Jesteśmy razem – oznajmił. – Jeżeli wam to przeszkadza, to nie nasza sprawa.
         Szepnął coś do ucha Bennett, aby tylko ona to słyszała.
- Jeśli będziecie czegoś chcieli, jesteśmy u siebie w pokoju – dodał, wstając z Bonnie.
         Wyszli już nic nie mówiąc. Wszyscy patrzeli jak wychodzą w lekkim osłupieniu. Kol i Katherine upili kilka łyków krwi ze swoich woreczków.
- No cóż… - zaczął Elijah.
- Jeszcze pogadam z Bonnie – przerwała mu blondynka.
- Oni wolą chyba być teraz sami – dodał Matt.
- Nie teraz – spojrzała na niego. – Na imprezie z nią porozmawiam.  
- Niech ktoś do nich idzie i przypomni o tej imprezie. – powiedziała Katherine.
         Wszyscy spojrzeli na nią.
- Że to mam ja iść? – zapytała, otwierając szeroko oczy. Wzruszyła ramionami. – Niech będzie. – Wypiła jeszcze kilka łyków krwi, by opróżnić woreczek.
         Wstała i zdecydowanym krokiem wyszła z jadalni. Przeszła przez korytarz i zatrzymała się przed drzwiami sypialni Bonnie i Klausa. Zapukała i nie czekając na odpowiedź weszła do środka. Pierwotny z czarownicą siedzieli na łóżku i patrzeli na Kath.
- Hm… Miałam wam przypomnieć o tym, że mieliśmy dzisiaj imprezę zorganizować. Trzeba załatwić alkohol i takie tam.
- Zajmiemy się tym – odpowiedziała Bonnie spokojnym już głosem. Nawet udało posłać się w jej stronę cierpki uśmiech. – Rzucę zaklęcie na Klausa. A wieczorem na resztę.
- Dobra – odwróciła się, by wyjść. Zawahała się i spojrzała na nich. – Następnym razem róbcie mniejszy hałas, dobra? Matt nie słyszał tego tak dobrze jak my… - mrugnęła do nich i wyszła.
         Gdy wróciła do jadalni, wszyscy wyznaczali sobie jakieś zadania.
- Muzyką zajmie się Matt, tak? Dekoracja Caroline, napoje i jedzenie Klaus z Bonnie.
- Ja będę zapraszała ludzi – powiedziała Katherine, siadając koło ukochanego.
- To ja pomogę ustawiać stoły i będę pokazywał, gdzie co jest. Zamkniemy niektóre pokoje… - mówił Kol.
         Katherine nudziły te sprawy. Nie lubiła organizować imprez. Postanowiła powiadomić niektórych o dzisiejszej zabawie.

Kilka godzin później

         Przed osiemnastą goście już zaczęli się schodzić. Ludzie najczęściej przychodzili parami. Dziewczyny w sukienkach lub w obcisłych spodniach, a do tego ładne, długie tuniki. Chłopacy zazwyczaj w dżinsach i koszulach. Parę osób przyszło samo. W końcu przed domem stali też Elena i Stefan, a za nimi Damon. Nie mogli oni wejść. Teraz właścicielem był Matt. Kiedy tylko ich zauważył podszedł do nich i przywitał ich. Zaprosił najpierw Elenę i Stefana.
- Ja później wpadnę. Czekam na kogoś – powiedział Damon.
         Poszedł w stronę drzew i zniknął w ciemnościach. Stefan był wyraźnie zdziwiony, ale nie miał zamiaru się tym przejmować. Trzymając Elenę za rękę, przeszedł przez próg.
- Gdzie jest Bonnie? – zapytała Elena Matta.
- Pewnie u siebie. Korytarzem prosto i ostatnie drzwi po prawej.
         Posłała mu wdzięczny uśmiech i poszła, zostawiając Stefana w towarzystwie Donovana. Zgodnie z jego wskazówkami dotarła do pokoju. Zapukała w drzwi i weszła. To co ujrzała, bardzo ją zszokowało. Bonnie siedziała na kolanach Klausa. Nachylała się ku nie mu, ale szybko odwróciła się, gdy usłyszała, że ktoś wchodzi. Przygryzła dolną wargę i wstała.
- Bonnie? – wydusiła z siebie tylko Elena.
         Nie wiedziała, co o tym myśleć. Ona i pierwotny? Ten Klaus Mikaelson? Wręcz niemożliwe… A jednak. Co miała jeszcze powiedzieć?
- Chodź pogadamy – powiedziała do niej przyjaciółka.   
Posłała pierwotnemu ostatnie przepraszające spojrzenie i wyciągnęła ze sobą Elenę na korytarz. Wyzna jej wszystko.
- Chodźmy do góry, żeby nikt nas nie podsłuchiwał – oznajmiła.
         Do czasu, kiedy nie znalazły się w jednym z pokoi, nie odezwały się ani jednym słówkiem. Pokój ten musiał należeć do Caroline oraz Tylera, rozpoznać to można było po jej różowej dużej walizce.
- Bonnie, czemu całowałaś się z Klausem? – zapytała na poważnie Elena, gdy usiadła na łóżku.
         Bennett westchnęła.
- Opowiem ci wszystko od początku.
         I opowiadała. Opisała całą sytuację z porwaniem, z Katherine. Jak nieraz zemdlała. Co musiała robić… Co przeszła Caroline i Tyler. Skąd wzięli pomysł na  A na koniec, co ostatnio zrobiła z Klausem.
- Przespałaś się z Klausem?! – Elena była zaskoczona. – Nie wiedziałam, że coś do niego czujesz…
         Bonnie już chciała odpowiedzieć, ale do pokoju weszła Caroline.
- Oh. Hej – przywitała się. – Przyszłam po telefon, ale skoro już jestem, mogę pogadać z wami? Znaczy, jeśli Elena już wie.
- O Klausie? Właśnie się dowiedziałam. A ty..
- Skąd wiem? Słyszałam jak to robili. Wiesz… Słuch wampira.
- Aha… Tylko, że nigdy nie widziałam, żebyś obdarzała go szczególnym uczuciem.
- Tylko nienawiścią – dodała szybko Caroline.
- Ja sama o tym nie wiedziałam! – tłumaczyła się Bonnie. – Odkąd porwali Katherine, czułam się przy nim inaczej… I łączy nas jedno. Ojcowie. Przez nich cierpieliśmy.
- Bonnie… - zaczęła Elena.
- Wiem jak to wygląda. Wiem, że coś czuję do niego! Ale jeszcze nie wiem co. Ona ma podobnie. Wyznał mi to. Postanowiliśmy spróbować.
- Nie uważasz, że on jest niebezpieczny,… - zaczęła znowu.
- Okrutny i bezlitosny? – dokończyła za nią. – Przy mnie taki nie jest. Żartujemy, rozmawiamy swobodnie na różne tematy…
         Wpatrzyła się w jakiś punkt.
- Czuję się przy nim bezpieczna. Mogę być przy nim sobą. Nie muszę tak często używać magii. Czasem chcę, ale to dla niego nic takiego – uśmiechnęła się. – Nie żałuję ostatniej nocy. W jego oczach też to widzę. Wiem, że on jest nieśmiertelny. Ale chcę korzystać z życia. Nawet jak nie będę z nim na zawsze, jak ktoś z nas ze sobą zerwie…
- Ona bredzi jak zakochana – szepnęła Caroline do Eleny.
         Ta tylko pokręciła twierdząco głową.
- Oh Bonnie… - powiedziała Elena, przytulając ją do siebie.
         Bonnie uśmiechnęła się i przytuliła obie przyjaciółki. Po jej policzku spłynęła samotna łza. Ale nie ze smutku, tylko z szczęścia. Cieszyła się, że ma takie przyjaciółki jak one.
- Dziękuję – wydusiła.
Dotarło do niej, że brakowało jej w Nowym Orleanie przyjaciółek, choć długo tam nie przebywała. Potrzebowała zrozumienia, które u nich zawsze znajdowała.
- Nie rycz, mała! – powiedziała blondynka, kiedy zauważyła łzę. – To miała być impreza! Dalej idziemy na dół.
         Wszystkie wstały i wyszły z pokoju.
- Elena, nie mów Stefanowi o tej sytuacji, dobrze? – zapytała.
- Nie ma sprawy…
- To jest niebezpieczne. Kiedy będziemy miały chwilę, wrócimy na górę i rzucę zaklęcie.
- Jakie zaklęcie? – Bonnie musiała pominąć ten szczegół.
         Czarownica w skrócie wytłumaczyła je. Schodząc po schodach śmiały się już z innych tematów.
         Impreza rozkręciła się. Ludzie tańczyli lub stali przy stołach z alkoholem i rozmawiali. Nadal jednak nie było widać Damona. Na kogo on czekał? Tylko on to wiedział…
- Zatańczymy? – zapytał głos, który dobiegał zza pleców przyjaciółek.
         Odwróciły się i ujrzały Stefana. Było już wiadome, że zwraca się do Eleny. Na jego twarzy gościł uśmiech, który Bonnie tak rzadko widywała. Była zadowolona, że widzi ich razem.
- Stefan Salvatore chce tańczyć – Elena uśmiechnęła się szeroko. – Nie mogę takiej okazji przepuścić.
         Zostawiła Caroline oraz Bonnie, posyłając im szczęśliwe spojrzenie. Dziewczyny spojrzały na siebie i podeszły do jednego ze stolików. Napełniły swoje kubki piwem i wypiły kilka łyków.
         Po chwili doszła do nich Katherine.
- Gdzie macie swoich facetów? – zapytała, nalewając sobie piwa.
         Bonnie wzruszyła ramionami.
- A ty gdzie masz Kola? – zapytała Caroline.
- Porwała go jakaś sztuczna blondynka. Była strasznie pomarańczowa… - kubek sięgnęła do ust i wypiła połowę zawartości.
- Idę poszukać Tylera – oznajmiła po niespełna minucie Caro.
         Czarownica posłała jej jedynie słaby uśmiech i wypiła resztę piwa.
- To ja idę potańczyć z pierwszym lepszym facetem – Kath uśmiechnęła się uwodzicielsko i zostawiła Bonnie samą.
         Ona nie wiedziała, gdzie jest Klaus i na razie ją to nie obchodziło. Nie miała zamiaru się dzisiaj dręczyć tymi myślami, dlatego nalała sobie jeszcze piwa i wypiła w błyskawicznym tempie, jak na człowieka. Po chwili znalazła sobie miejsce, gdzie mogła usiąść.
         Tymczasem Katherine bawiła się świetnie. Przetańczyła przynajmniej trzy piosenki, każdą z innym chłopakiem. Piła wódkę i piwo.
- Katherine, zatańczysz? – zapytał znajomy głos.
         To był Kol. Mogła rozpoznać ten głos wszędzie.
- Oczywiście – wzięła go za rękę i pociągnęła na środek pomieszczenia.
         Piosenka z energicznej, zmieniła się na spokojną. Chłopacy zapraszali dziewczyny, które z chęcią się zgadzały.
         Pierce przysunęła się bliżej i zarzuciła mu ręce na szyję. On natomiast objął ją w tali. Kołysali się do rytmu muzyki.
- Jesteś pijana – stwierdził pierwotny w końcu.
- Nie wypiłam jeszcze tak dużo.
- Wierzę ci, ale pamiętaj, że niedawno ledwo chodziłaś… Powinnaś dzisiaj nie przesadzać.
- Dobrze… - powiedziała ku zdziwieniu Kola. – Ale pozwolisz mi na ostatni kubek piwa? – szepnęła mu do ucha.
         Mikaelson zaśmiał się cicho i pokręcił głową.
- To chodźmy razem.
         Przecisnęli się przez pary, które nadal tańczyli i skierowali się do jednego ze stołów. Chwilę później Katherine i Kol opróżnili do połowy swoje kubki.
- Bonnie i Klaus się świetnie dogadują – zauważył pierwotny i wskazał swojego brata, który tańczył z Bonnie.
- Dziwnie ich widzieć razem – odparła opierając się o swego lubego.
- Tak… Ich życie – wzruszył ramionami.
- Kol, przyniósłbyś mi woreczek z krwią? Zyskam trochę energii i znowu będę mogła pić alkohol…
- Katherine… - szepnął zrezygnowany.
         Patrzała na niego smutnymi oczami. Zatrzepotała rzęsami i zrobiła uroczą minę.
- Chodź ze mną – uległ w końcu.
         Tyler tymczasem tańczył z Caroline. Co prawda nie przepadał za wolnymi piosenkami, ale robił to dla blondynki. Lubił jej sprawiać przyjemność. Jeśli ona była szczęśliwa to on też.
- Jak się bawisz? – zaczęła Caro.
- Z tobą? Świetnie – szepnął jej do ucha.
         To jej wystarczało. Oparła głowę na jego ramieniu i kołysali się do rytmu muzyki.
         Dochodziła godzina dwudziesta trzydzieści. Damona jeszcze nie było. Może przyjdzie koło dziewiątej? Nie wiedział o tym Stefan ani Elena. Postanowili żyć własnym życiem i tańczyli.
         Matt siedział przy stole i puszczał muzykę. Przy laptopie miał kubek z piwem i jakieś chipsy. Nie przeszkadzało mu to, że musiał tu siedzieć. Czasem musiał odchodzić od stołu, by sprawdzić, czy Damon już nie przyszedł. Jednak nie przychodził… W końcu około dwudziestej pierwszej stanął przy drzwiach i ujrzał Damona w towarzystwie jakiejś blondynki.
- Donovan zaproś nas.
- Damon we…
- Nas idioto – Damon przewrócił oczami.
         Matt podejrzliwie spojrzał na dziewczynę, która ubrała ładną koszulę do spódnicy z paskiem. Ukazała swoje długie nogi i w dodatku wydłużyła je, zakładając szpilki.
         Donovan rozglądnął się, czy nie widzieć gdzieś Kola, Klausa i Bonnie oraz Katherine. Kiedy ich zauważył, zawołał szybko.
         Bonnie ujrzawszy, kto towarzyszy Damonowi, niemal się nie przewróciła. Spojrzała najpierw na Damona, a później na resztę. Również byli zszokowani. Na twarzy Kola widać było wściekłość, a na Katherine… zdziwienie, wymieszane ze strachem?
         To była Jessica. Przynajmniej wyglądała jak ona. 


_________________


 No i rozdział dodany :3 Jestem trochę zadowolona z niego, choć wiem, że mógłby być lepszy :p
Miło by było, gdyby ktoś komentował :3 Każdy komentarz naprawdę motywuje!
Jak się podobało? Wszystko było do przewidzenia, ale cóż... :/ 
Dziękuję wszystkim, że czytacie to, co piszę, ale mam nadzieję, że was przybędzie :)
Pozdrawiam wszystkich :*

P.S. Mikael ma nie wracać do The Originalas!!