niedziela, 20 lipca 2014

Liebster Blog Award

"Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za 'dobrze wykonaną robotę'. Jest przyznawana też blogom o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwości do ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

 Dziękuję za nominację Alicja Czerniawska

Pytania:
Ile masz lat?
We wrześniu 15 J
Co sądzisz o swoim blogu?
Hm… Mam niską samoocenę, dlatego uważam, że mógłby być lepszy. Sądzę, że zbyt szybko zdecydowałam się na prowadzenie go. ;)
Masz jakieś hobby?
Jasne, chyba jak każdy. Kocham czytać książki, bo mogę oderwać się od rzeczywistości. To dzięki nim zaczęłam pisać. Lubię również grać w siatkówkę (gram jako rozgrywająca) oraz rysować ;)
Jaką postać z „The Vampire Diares” najbardziej przypomina ciebie?
Trudne pytanie. Niezbyt wiem, kogo przypominam. To powinnam zostawić wam do oceny ;)
Jakiego gatunku muzyki słuchasz?
Kiedyś słuchałam rapu, jednak to już przeszłość. Słucham naprawdę różnej muzyki… Moi ulubieni wykonawcy: Hurts, Kim Cesarion oraz Simon Curtis <3
Jaki gatunek filmowy jest Twoim ulubionym?
Uwielbiam oczywiście fantastykę :3 ale oprócz tego często oglądam filmy taneczne typu Step up i Honey2
Co sądzisz o moim blogu?
Według mnie sam wygląd twojego bloga zachęca do przeczytania. Podoba mi się, jak piszesz i prowadzisz dialogi ;3 Wszystko można z łatwością zrozumieć J
Masz jakieś uzależnienia?
Przyznam się. Jest ich kilka:
* czytanie książek (we wakacje tygodniowo 3-5)
* oglądanie seriali (TVD, TO, zaczęłam OUAT)
* piszę nałogowo sms-y xD
pewnie o czymś zapomniałam :P
Co lubisz najbardziej czytać?
Książki fantastyczne. To one pomagają mi wyobrazić sobie niemożliwe i przenieść się do świata, który pod wieloma względami różni się od szarej rzeczywistości.
Podaj linki do 3 ulubionych blogów
- twój ;) http://mysticfallskrainamarzen.blogspot.com/
- http://jedna-twarz-dwa-zycia.blogspot.com/
http://always-and-forever-my-own-story.blogspot.com/
Z jakiego miasta jesteś?
Jarocin :D Według mnie niezbyt ciekawe ;] Znane z corocznego Festiwalu, który w tym roku dzisiaj się kończy.


Blogi, które nominuję ;)

Niestety nie nominuję więcej blogów, gdyż niektóre zostały usunięte, a z innymi zalegam... :c

Moje pytania:
1 Ile masz lat?
2 Czytasz książki? Jeśli tak, jakie są twoimi ulubionymi?
3 Jakie stworzenia fikcyjne podobają Ci się najbardziej i dlaczego? Np. wampiry.  
4 Czego się boisz?
5 Twoje marzenie?
6 Co lubisz robić poza pisaniem?
7 Ulubiony piosenkarz/piosenkarka/zespół?
8 Jeśli mogłabyś, co zmieniłabyś w swoim życiu?
9 Kim chciałabyś zostać w przyszłości?
10 Ulubione filmy i seriale?
11 Jeśli czytasz mojego bloga, co o nim sądzisz? 

Pozdrawiam wszystkich!

sobota, 12 lipca 2014

ROZDZIAŁ XXIX

Z perspektywy Klausa


         Nie zwracałem już uwagi na nic… tylko na Bonnie. Widziałem jak odskakuje na bok i słyszałem ostatnie wystrzały. W głowie miałem jedynie najgorsze scenariusze. Czy dostała? Czy żyje?
         Zobaczyłem, że jej ciało leży na podłodze nieruchomo. Jakby nieżywe… Ale musiałem wierzyć, że żyje. Kiedy podbiegłem razem z Kolem, błyskawicznie wziąłem brunetkę w ramiona. Spojrzałem na jej nogę. W spodniach na udzie widniała niezbyt duża dziura. Dostała… Kula utknęła w jej ciele, a z rany ciekła krew. Nie czekałem chwili dłużej. Najdelikatniej jak potrafiłem, wyciągnąłem nabój z jej nogi. Wcześniej jednak musiałem rozedrzeć nieco spodnie. Kol tymczasem przyłożył palce do jej szyi, by wyczuć tętno. Pokiwał głową i oznajmił.
- Jeszcze żyje, ale ledwo oddycha…     
         Nie wiedziałem, co zrobić. Myślałem tylko. Czy to możliwe, że pokochałem ją tak szybko? Bonnie, czarownica, na którą uwagi wcześniej nie zwracałem… Czy stała się nagle dla mnie taka ważna? Jedna wspólna noc, ostatnie kilka dni, które spędzaliśmy razem… Czy to możliwe?
- Dam jej swoją krew… - szepnąłem.
- Jeśli umrze zmieni się w wampira. Nie chciałaby tego – odparł mój brat.
- Jest szansa, że przeżyje –głos zabrzmiał ostrzej, niżbym chciał.
         Nie słuchając, co ma więcej do powiedzenia przegryzłem swój nadgarstek. Niemal natychmiast wypłynęła z niego krew. Przyłożyłem go szybko do ust Bonnie, by rana się nie zagoiła. Płyn wpływał do jej ust, ale niektóre krople spływały po jej podbródku. Gdy uznałem, że tyle krwi jej wystarczy, oderwałem rękę. Moja jak i jej rana zasklepiły się w kilka sekund.
         Po paru minutach usłyszałem, że jej serce bije głośniej i wyraźniej. Jej klatka piersiowa unosiła się wyżej niż wcześniej. Poczułem ulgę, więc odetchnąłem. Przeżyła. Oddychała. Nie zmieniała się w wampira. Spojrzałem na Kola.
- Musimy ją zabrać.                              
- A co z Nathalie i tym chłopakiem? – zapytał.
         Zupełnie o nich zapomniałem. Spojrzałem pod ścianę, tam gdzie teraz siedzieli. Blondynka uśmiechała się krzywo i opierała się o zdrowe ramię swojego chłopaka. On natomiast głaskał ją po włosach.
- Niech idą z nami. Wątpię, żeby Lena ustąpiła. To nie jest koniec.– stwierdziłem, a po chwili dodałem. – Pomóż wziąć jej Petera. Ja zajmę się Bonnie.
         Kol skinął tylko głową. Podszedł spokojnie do pary i zamienił z nimi kilka słów. Gdy widziałem, że brat pomaga wstać chłopakowi, podniosłem się i trzymając Bonnie w ramionach, wyniosłem ją, tak jak wcześniej z hotelu.
         Przed budynkiem zastałem Katherine i Caroline. Kiedy blondynka zobaczyła, że niosę Bonnie od razu do mnie podbiegła.
- Co się stało? – jęknęła.
- Wiedźma ją postrzeliła… - odparłem zmęczony.
- A co z Kolem? – zapytała Kath.
         Nie musiałem jej odpowiadać, gdyż właśnie z rudery wychodziła reszta ekipy. Peter między Nathalie a Kolem uwiesił się na ich ramionach. Mimo to wampirzyca podbiegła do mojego brata i pocałowała go z uczuciem w usta.
- Dobrze, że nic ci nie jest.
         Dopiero po chwili zorientowałem się, że Caroline coś do mnie mówi.
- Możesz powtórzyć?        
- Pytałam się, co dokładnie się stało! – zmarszczyła brwi. Jej oczy były szklane, co mówiło mi, że za nimi chowają się łzy.
         Było ciemno… Niedługo słońce miało wzejść, dlatego musieliśmy się pośpieszyć. Chciałem usiąść na tylnym siedzeniu samochodu, by być przy Bonnie, jednak Caroline uznała, że sobie poradzi. Więc prowadziłem pierwszym autem. Drugim tak jak wcześniej prowadził Kol, siedzący obok Katherine. Tylne siedzenia zajęli Peter i Nathalie.
         Nie wiedziałem, gdzie jechać. Do domu Kola i Katherine, czy do posiadłości Mikaelsonów? Powiedziałem Caroline, żeby zadzwoniła do Matta, by dowiedziała się, czy impreza jeszcze trwa. Po minucie znałem już odpowiedź.
         Miałem nadzieję, że nie ma wielkiego bałaganu po imprezie. Nie chciałem także, by w środku byli jeszcze Elena i Stefan, a co gorsze Damon. Nathalie musiałaby mu wszystko wyjaśnić, bo ja nie zamierzałem tego robić. Już i tak miałem dużo kłopotów. Nie pokonaliśmy Leny. Pozwoliliśmy jej uciec… Miałem ogromne wyrzuty sumienia… Dlaczego? Bo pozwoliłem Lenie postrzelić Bonnie.
         Postanowiłem, że kiedy to wszystko się skończy, zabiorę Bonnie do Nowego Orleanu. Chciałbym tam zamieszkać ponownie. Tylko, czy ona też będzie chciała tam być? Nie miałem zamiaru zostawić jej w Mystic Falls, nie potrafiłbym o niej zapomnieć. Chciałbym mieć ją przy sobie. Po tej akcji zrozumiałem, że jest dla mnie bardzo ważna.
         Dojechaliśmy na miejsce przed ukazaniem się słońca. Gdyby tak nie było, Nathalie i Peter nie zaczerpnęliby już nigdy ani odrobiny powietrza. Wszedłem pierwszy do środka i przywołałem Matta. Nakazałem mu zaprosić Nathalie i Petera. Trochę się zdziwił i chciał stawić opór, jednak kiedy posłałem mu surowe spojrzenie, które zapewne miało w sobie wściekłość i smutek, zrobił to co mu kazałem.
         Gdy znalazłem się w salonie, zastałem mały nieporządek. Na fotelu siedział Tyler, ale jak mnie zobaczył wstał trochę podenerwowany i czekał na Caro. Na szczęście kanapa była wolna, dlatego położyłem na niej czarownicę. Usiadłem na brzegu, bym mógł patrzeć na jej piękną twarz. Nie zorientowałem się, że do pomieszczenia wchodziła reszta. Nie miałem zamiaru opowiedzieć, co się stało. Pozwoliłem, żeby zrobił to Kol. Nie omijał szczegółów. Słuchałem go przez jakiś czas, lecz później skupiłam się na biciu serca Bonnie. Czułem spojrzenie Caroline, kiedy kładłem swoją dłoń, na dłoń brunetki.
         Nie wiem, co bym zrobił, jeśli Bonnie by zginęła. Męczyłoby mnie poczucie winy. Byłbym zdenerwowany, wręcz wściekły, co mogłoby doprowadzić do wymordowania przeze mnie całej wioski ludzi. Wiem, że ona by tego nie chciała, ale nie wiem, czy udałoby mi się powstrzymać. Teraz nie potrafię wyobrazić sobie życia bez niej.
         Kazałem Kolu przynieść wilgotną chusteczkę, którą mógłbym otrzeć swoją zaschniętą krew z podbródka nieprzytomnej. Kiedy ją dostałem, wytarłem jej twarz.
         Rozmyślałem cały czas, aż do czasu, kiedy zauważyłem, że Bonnie otwiera oczy. Zmarszczyła przy tym brwi i rozglądnęła się. Zatrzymała swoje spojrzenie najpierw na Caroline, a potem na mnie. Pragnąłem ją przytulić i ucałować, ale wiedziałem, że musiała czuć się wyczerpana.
- Klaus – szepnęła zachrypłym głosem i uśmiechnęła się słabo.
- Odpocznij – odparłem spokojnie, odwzajemniając uśmiech.
         Skinęła zgodnie i wyszeptała:
- Dziękuję.
         Zasnęła. Ucieszyłem się, że w końcu odzyskała przytomność. Przyjemność patrzenia jak się uśmiecha, sprawiała, że zawsze czułem ciepło na sercu. Nie wiedziałem, co teraz ze sobą zrobić. Najchętniej siedziałbym cały dzień przy Bonnie i czekał aż się obudzi. Niestety Caroline wygoniła wszystkich z salonu, a w tym mnie. Nie miałem sił na kłótnie i dyskusje, a wtedy poczułem, że jestem naprawdę zmęczony.
Ruszyłem do pokoju, w którym spędziłem pierwszą noc z Bonnie. Zdjąłem z siebie wszystko prócz bokserek. Wszedłem pod kołdrę, która nadal pachniała perfumami czarownicy. Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie o tamtej nocy. Po kilku minutach zasnąłem.
Śnił mi się piękny sen. Obudziłem się w nim, kiedy ktoś wszedł do mojego łóżka. Była to Bonnie. Cała promieniała i uśmiechała się.
- Wstawaj kochanie – wymamrotała tuż nad moim uchem. – Dzień już młody.
         Spojrzałem na jej twarz. Jej brązowe oczy błyszczały, a uśmiech rozjaśnił mi dzień, który dopiero się dla mnie zaczął. Przyciągnąłem ją do siebie, żeby ją pocałować. Odwzajemniła pocałunek z chęcią, jednak po chwili go przerwała.
- Co się stało? – zapytałem.
         Nagle cały ten wspaniały świat zniknął i pojawiła się przede mną ruina, w której toczyliśmy walkę. Rozejrzałem się wokół, jednak nikogo nie ujrzałem. Niebo było szare, wiatr był chłodny, a na ulicy szeleściły jedynie strony jakiś gazet. Nie wiedząc, co zrobić, wszedłem do środka. Na parterze nikogo nie było, dlatego wspiąłem się po schodach na górę. Tam też nikogo nie zauważyłem. Jednak, gdy zrobiłem kilka kroków do przodu, ujrzałem wielki napis na ścianie, napisany czymś czerwonym. Miałem jedynie nadzieję, że to nie jest krew.

Strzeżcie się mnie. Nie wiecie na ile mnie stać.
 To dopiero początek.

         Podszedłem jeszcze bliżej. Chciałem wiedzieć, czy napisane jest to krwią, czy może zwykłą farbą. Jednak nie dowiedziałem się tego, gdyż obudziłem się, słysząc na koniec jedynie złowieszczy śmiech kobiety.
         Usiadłem, jakbym został porażony prądem. Odkąd stałem się prawdziwą hybrydą rzadko, co mi się śniło. A jeśli coś, to musiało mieć to związek z moim ojcem, którego już nie ma na tym świecie. Sen musiała wywołać u mnie Lena.
         Spojrzałem na zegarek. Dopiero dziewiąta rano. Przespałem jedynie kilka godzin. Nie chciałem ryzykować, że znów mi się coś przyśni, dlatego leżałem tylko, patrząc w sufit. Po dziesięciu minutach wstałem z łóżka, sięgnąłem po spodnie, które wyciągnąłem z walizki i koszulkę. Założyłem buty i wyszedłem z sypialni.
Czułem się, jakbym był sam w wielkim domu, ale wiedziałem, że wszyscy teraz zamknęli się w pokojach. Wszedłem do salonu, w którym na kanapie nadal spała Bonnie. Caroline siedziała przy niej. Gdy stanąłem bliżej, zobaczyłem, że blondynka śpi. Musiała zasnąć, w końcu też była zmęczona. Dotknąłem jej ramienia, by się obudziła. Wzdrygnęła się i otworzyła oczy.
- Hm? – spytała półprzytomna i spojrzała na mnie. - Musiałam zasnąć… Przepraszam…
- Idź do pokoju. Popilnuję Bonnie, a ty się zdrzemnij.
- Dzięki.
         Wstała, spojrzała jeszcze na czarownicę i wyszła. Odprowadzałem ją wzrokiem, a kiedy znikła, usiadłem na brzegu kanapy. Lubiłem obserwować, jak śpi. Była taka niewinna. Jej delikatne rysy twarzy idealnie kontrastowały z falą brunatnych włosów.
         Bonnie po dwudziestu minutach otworzyła oczy i kilka razy mrugnęła. Kiedy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się. Odwzajemniłem uśmiech i nachyliłem się, bym mógł ją pocałować. Brakowało mi jej przez te kilka godzin. Nasze usta zetknęły się. Przez jakiś czas tylko się całowaliśmy.
- Stęskniłem się. Wiesz jak się o ciebie bałem? – wyznałem, gdy oderwaliśmy się od siebie.
- Nawet nie wiem, co się dokładnie wydarzyło… Ostatnie, co pamiętam to jakieś odgłosy i ostry ból.
- Te odgłosy to strzelanina. A ty oberwałaś. Później musiałaś stracić przytomność.
- Przepraszam, że sprawiłam kłopot… A Lena…?
- Uciekła. Nie mogłem pozwolić, żebyś umarła.
- Mogłeś to zakończyć! – była trochę zdenerwowana. O mało się nie roześmiałem. Była piękna, kiedy się denerwowała.
- Nie warte byłoby zakończenie, jeślibyś zginęła.
         Zapadła cisza. Jednak nie trwała długo.
- Dziękuję, że mnie uratowałeś – wyszeptała.
- Nie mogłem stać i patrzeć, jak umierasz – dodałem. – Jak się czujesz?
- Lepiej. Przydałby mi się gorący prysznic i świeże ciuchy. Spodnie nadają się do wyrzucenia – wskazała dziurę na udzie.
- No tak… A boli cię?
- Noga? Troszkę, ale to nic takiego. Lepsze to niż dziura w nodze. Pomógłbyś mi wstać?
- Jasne – odparłem i wstałem.
         Podałem jej rękę, którą niemal od razu przyjęła. Pociągnąłem ją w swoją stronę i stanęła na nogi. Podałem jej ramię i poszliśmy do pokoju. Bonnie usadowiła się na łóżku, a ja położyłem koło niej jej walizkę.
- Dziękuję.
         Wyciągnęła z niej potrzebne rzeczy i pokuśtykała w stronę łazienki. Zerknęła na mnie.
- Pośpieszę się.
         Nie martwiłem się o to. Chwilę później wszedłem za nią do łazienki, gdyż chciałem obmyć twarz. Brunetka speszyła się trochę i schowała się w kabinie, przez którą i tak ją widziałem. Woda zadziała na mnie orzeźwiająco. Spojrzałem w lustro. Bonnie siłowała się z odpięciem stanika. Roześmiałem się.
- Pomóc ci? – zapytałem.
         Przestała się siłować. Wychyliła się zza kabiny i spojrzała na mnie ostro.
- Nie podglądaj mnie.
- Nie podglądałem – skłamałem.
         Spojrzała mi w oczy. Wiedziała, że kłamałem. Pokiwała tylko głową.
- Tak, przyda mi się pomoc… - szepnęła.
         Zdziwiłem się trochę. Myślałem, że nie brała tego na poważnie. Podszedłem do niej i zręcznie odpiąłem jej stanik. Przy okazji odsunąłem włosy i pocałowałem ją w kark. Zesztywniała, ale nic nie powiedziała. Złożyłem następny pocałunek na jej szyi.
- Klaus… Nie teraz. Naprawdę jestem wyczerpana.
- Wiem – wymamrotałem jej do ucha. – Ale tęsknię za tobą.
         Pocałowałem ją w głowę, jak małe dziecko i zostawiłem ją samą w łazience. Nie zamierzałem jej zmuszać do niczego. Poczekam tyle, ile będzie trzeba. Postanowiłem zrobić jej śniadanie, bo wiem, że nic nie jadła…
         Kiedy z talerzem wróciłem do sypialni, Bonnie siedziała ubrana w dżinsy i koszulkę na krótki rękaw. Włosy miała mokre, ale nie przeszkadzało to jej, jak i mi.
- Śniadanie – oznajmiłem.
         Ona spojrzała na mnie zaskoczona i uśmiechnęła się. Zrobiła mi miejsce, bym mógł usiąść. Podałem jej talerz, na którym mieściło się mnóstwo kanapek.
- Dziękuję. Jestem strasznie głodna, a poczułam to dopiero teraz.
- Nie ma sprawy. Musisz coś jeść.
- To wiem – odparła i wzięła kanapkę z sałatą i pomidorem.
         Kiedy przełknęła kęs, powiedziała:
- Dawno nie jadłam tak dobrej kanapki.
         Zachichotałem.
- Uznam to za komplement.
         Gdy zjadła kanapki, odłożyłem talerz na stolik, a ją objąłem ramieniem. Oparła swoją głowę na moim ramieniu. Czułem przez bluzkę wilgoć, która pochodziła od jej włosów.
- Tak z ciekawości zapytam – zaczęła nagle. – Dlaczego zmieniliście Carmen w wampira? Wiem, że chciała, ale z jakiego powodu? Chciała być szybsza, silniejsza?
- Pragnęła tego. Zakochała się w jednym człowieku. Chciała z nim być, jednak on ją odrzucił. Chciała dokonać zemsty. Zabiła go… Jakby była człowiekiem trafiłaby do więzienia, a tak wyszło na to, że zaatakowało go zwierzę.
- Zawsze tak mówią…
         Skinąłem głową.
- Ona nie opróżniła z niego całej krwi. Najpierw się napiła, a gdy przerwała skręciła mu kark. Żałuję, że ją zmieniliśmy. Była typowym młodym wampirem, który potrzebuje rozrywki.
- Co się z nią stało?
         Wzruszyłem ramionami.
- Słuch po niej zaginął. Może opuściła miasto? Nie wiem tego.
         Nastąpiła cisza. Nie była to cisza krępująca. Przy tej czuliśmy się normalnie i swobodnie. Nie potrzebowaliśmy używać słów, bo i bez nich się rozumieliśmy. Minęło zaledwie parę dni, a ja czułem, jakby trwało to z przynajmniej rok. Chciałem, żeby to wszystko się skończyło.
- Chciałabym, żeby było już po wszystkim – wyznała Bonnie, jakby czytała mi w myślach. – Chcę żyć normalnie…
- Trudno nazwać życie normalnym skoro jesteś czarownicą i masz hybrydę, jako chłopaka.
- Nazwałeś się moim chłopakiem – zdziwiła się.
- A nim nie jestem? – zapytałem urażony. – Wspólna noc i rozmowy ci nie wystarczają?
- Oczywiście, że wystarczają! – odparła i pocałowała mnie, kończąc temat.
- Powinnaś iść do Caroline. Martwiła się o ciebie – dodałem.
- Masz rację. Widziałam to w jej oczach, kiedy się przebudziłam – Jak wrócę, to pogadamy – cmoknęła mnie w policzek i wyszła.
         Zostałem sam. Jednak nie na długo, bo po kilku minutach usłyszałem pukanie do drzwi.
- Proszę.
         Do środka weszli Nathalie i Peter.
- Nie chcemy przeszkadzać…
- Nie przeszkadzacie. Wejdźcie.
         Wkroczyli spokojnie do pokoju, zamykając za sobą drzwi.
- Coś się stało?
- Nie… Chcieliśmy tobie podziękować. Wam wszystkim – przemówiła Nathalie. – Wzięliście mnie ze sobą. Gdyby nie wy, nie zobaczyłabym więcej Petera.
- A ja jej – dodał brunet.
- Dużo nie zrobiliśmy… Lena uciekła.
- Odnajdzie nas sama.
- Nas?
- Zamierzamy pomóc. Chcemy się jakoś odwdzięczyć.
- Peter jest w największym zagrożeniu. Jeśli on zginie, przybędzie jakiś zmarły, który jest dla nas niebezpieczny. A ty – zwróciłem się do Nathalie. – Będziesz zrozpaczona po stracie Petera. Jeśli zginie jakiś pierwotny, zginą ci, którzy są z jego linii.
- Wszystkich, których przemienił?
- Nie tylko. Dajmy przykład. Jeśli ja zginę, zginą ci, których przemieniłem i ci, którzy oni przemienili i tak dalej – wyjaśniłem.
- O Boże… - wyrwało się Nathalie. – Masz rację. Musimy uważać. W takim razie, zajmiemy się chwilowo szukaniem informacji o wiedźmach i innych rzeczach związanymi z tą sprawą.
- Dobrze – odparłem.
- Jeszcze raz dziękujemy za pomoc.
- Nie ma sprawy. Kol poczęstował was krwią?
- Tak – powiedzieli i wyszli.

         Brałem ich pomoc za dobry znak. Miałem nadzieję, że Peter nie narazi się na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Jeśli zginie, niebezpieczeństwo będzie dotyczyło mnie i moje rodzeństwo, a także resztę wampirów, która stąpa po ziemi.


________________

Skończyłam wcześniej niż się spodziewałam ;) Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Nie wiedziałam, czy wyszedł mi, bo w końcu napisałam go z perspektywy Klausa, dlatego czekam na waszą opinię :) 
Chciałam was poprosić o to, byście skomentowali tego posta, wyraźcie swoje zdanie :3
Czekam na wasze komentarze z niecierpliwością! 



poniedziałek, 7 lipca 2014

ROZDZIAŁ XXVIII

To była Jessica. Przynajmniej wyglądała jak ona. Wszyscy stali jak wmurowani. Co mieli powiedzieć lub zrobić?
         Pierwszą osobą, która zareagowała był Kol. Puścił rękę ukochanej i w błyskawicznym tempie znalazł się na zewnątrz. Pchnął Damona jedną ręką, aż upadł na ziemię. Widać było, że Salvatore nie wiedział, co się stało. Musiał być niedoinformowany.
Pierwotny chwycił blondynkę za szyję i przycisnął do ściany. Jej głowa uderzyła o ścianę. Każdy człowiek straciłby przytomność. Jednak ona tylko pisnęła. Już wiedział, że to wampirzyca.
- Kim jesteś do cholery!? – krzyknął przez zaciśnięte zęby.      
         Ona jednak nie odpowiedziała. Spojrzała za plecy Kola. Damon przybywał już z odsieczą. Kiedy on ją poznał?! Nie udało mu się jednak dostać do pierwotnego, gdyż do akcji wkroczył Klaus, który pojawił się znikąd. Złapał czarnowłosego za rękę i wykrzywił ją. Można było usłyszeć pękającą kość i wrzask Damona. Pierwotny nie chciał, by sprawiał im więcej kłopotu, dlatego skręcił mu kark. Salvatore upadł na ziemię. Na zewnątrz wyszła Caroline, gdy usłyszała, że coś się dzieje.
- Zamknijcie drzwi i zasłońcie okna! – poleciła Bonnie, przypominając sobie, że właśnie wyszła z imprezy.
         Przecież w środku było mnóstwo ludzi. Nie mogliby zobaczyć, co tu się dzieje. Matt zrobił to, co kazała czarownica. Ona nie miała zamiaru się przyglądać. Wyszła przed posiadłość Mikaelsonów i skierowała się w stronę blondynki.
- Kim jesteś? – zapytała.
- Pieprz się! – odparła zadowolona z siebie.
- To była misja samobójcza, wiesz? – warknął Kol.
- Nie… Jeśli mnie zabijecie, pożałujecie tego! – krzyknęła. – Nie jestem Jessicą!
         Wszyscy spojrzeli na siebie zdziwieni.
- Nie wiecie o mnie nic! – krzyknęła. 
- Kim jesteś do cholery?! – powtórzył Kol, ściskając jej gardło jeszcze mocniej.  
- Powiem wam wszystko, jeśli pójdziemy gdzieś, gdzie jest przytulniej. Długo by wyjaśniać, a nogi mnie już zaczynają boleć.  
- Chodźmy do naszego domu – powiedziała Katherine, która stała obok Bonnie.
         Przybrała groźny wyraz twarzy, choć tak naprawdę nie wiedziała, co czuje.
         Nikt się nie sprzeciwiał. Jedynie Matt, który musiał zostać, chciał im towarzyszyć. Nie miał innego wyboru. W końcu to był jego dom… Tymczasowo. Nie zamierzał nikomu opowiadać o zajściu. Nawet Elenie.
         Gdy doszli do domu Kola i Kath, przywiązali mocno blondynkę do jednego z krzeseł.    Nie mieli zamiaru ryzykować jej ucieczką. Kol na przypadek uszykował jeszcze werbenę.
- Możesz opowiadać. Zacznij od tego, kim jesteś – zaczął Klaus.
         Dziewczyna przewróciła oczami.
- Jestem siostrą bliźniaczką Jessici. Mam na imię Nathalie. O świecie wampirów, czarownic, wilkołaków i innych dowiedzieliśmy się od rodziców. Zmienili się w wampiry po naszym urodzeniu. Mogli to ukrywać, ale do czasu. Mieli jeden pierścień. Tylko.
- Mówisz o nich w czasie przeszłym… - Bonnie nie zdążyła dokończyć.
- Wyrwano im serca. Na moich oczach – westchnęła. – Jessica nie chciała być taka jak oni. Brzydziła się krwi i wyrzekła się ich, kiedy wyjawili nam, że są wampirami. Ale kochałam Jessicę… W końcu była moją siostrą – przerwała.
- Mówiłaś, że nie chciała być tacy jak oni… Co to znaczy?
- Rodzice uznali, że powinniśmy wybrać: życie wampira albo śmierć. Ja wybrałam życie wampira. Nie tylko dlatego, że mi kazali. Chciałam dowiedzieć się, jak to nim być. Jessica oznajmiła im, że potrzebuje więcej czasu… Wiedziałam, że i tak się nie zgodzi… Niedługo potem do naszego mieszkania wtargnęli jacyś mężczyźni. Ja szybko się schowałam… Chwilę później widziałam jak rodzicie się bronią. Następnie ich serca lądują na podłodze – po jej policzku spłynęła łza. Nie przejęła się tym. – Nie zdążyli mnie zmienić w wampira, więc sama to zrobiłam. Poznałam jednego w klubie. Zakochałam się w nim – uśmiechnęła się na samą myśl o nim. – Przystojny brunet. Czarujący. Uprzejmy. Co najważniejsze, nie uważał się za lepszego od ludzi. Wyznałam mu, że chcę się zmienić. Zgodził się. Pierwszą noc spędziliśmy po dwóch miesiącach znajomości. Wtedy wymieniliśmy się krwią. Nie zostawił mnie wtedy…
- Historia dość smutna, ale powiedz mi, co on ma z tym wspólnego? – zapytał Kol.
         Blondynka spojrzała na niego ostro.
- Gdyby był bezpieczny, mnie tu by nie było. Jessica mnie w to wciągnęła. Jej nie ma i muszę wykonywać polecenia innej wiedźmy – twarz Raven wyrażała złość.
- Dobra. To co ma wspólnego ten brunet? – zapytał Klaus.
- Jessica wraz z inną wiedźmą go porwała – łzy spływały po jej policzkach strumieniami. – Nie wiem, dlaczego mi to zrobiła. Kazała mi wykonywać polecenia… Groziła mi śmiercią moją i mojego chłopaka – Petera. Własna siostra! Ta druga wiedźma…
- Czego ona od nas chce?
- Waszej śmierci – odparła. – Wie, że nie uda jej się samej. Dlatego połączyła Petera z jakimś duchem. Może go przywrócić do życia jeżeli wykona zaklęcie i go zabije.
- Kim jest ten duch? – zapytała Katherine.
- Nie wiem… Nie mówiła mi nic o nim.
- Wie, że tu jesteś?
         Nathalie pokiwała przecząco głową.
- Ale dowie się. Pewnie pomyśli, że będziecie próbować ją znaleźć. Mówiła coś o zemście. Jessica za życia też o niej wspominała. Musieliście naprawdę coś im zrobić. Nie mściłaby się bez powodu.
- Dlaczego mnie porwała? – odezwała się Kath.
- Chciały was zwabić, ale przyszliście za wcześnie. Zdążyliście ją zabić. Na początku byłam zła, że to zrobiliście, ale rozumiem dlaczego. Pewnie podobnie bym zrobiła na waszym miejscu. I pewnie potrzebna jest jakaś osoba do zaklęcia…
- Czyli po to byłaby potrzebna jej czarownica lub wampirzyca – powiedziała Caroline.
- Kazała ci nas zastraszyć listem? Postrzeliłaś moją przyjaciółkę! – powiedziała Bonnie.
- Jaki list? Nic o tym nie wiem… - jej twarz wyrażała zdziwienie. - Musiała sama to zrobić albo posłać kogoś innego.
- To była chyba kobieta… Powiedziała: Przekaż im wiadomość. To dopiero początek. Możecie to zakończyć, oddając nam czarownicę lub wampirzycę. To powiedziała osoba, która nas zaatakowała – powiedziała Caroline.
- Czyli prawdopodobnie potrzebuje kogoś do zaklęcia. Możliwe, że chce kogoś poświęcić…
         Wszystko układało się w całość. Wiedzieli niemal wszystko. Powód, do którego Nathalie tutaj przyszła. Ale jaki jest powód zemsty? I kogo chcą przywrócić z drugiej strony?
- Możesz nam powiedzieć, gdzie obecnie się znajduje tamta wiedźma?
- Nie mogę powiedzieć… Rzuciła na mnie zaklęcie…
         Bonnie dała znak, żeby Klaus spróbował ją do tego zmusić.
- Gdzie znajduje się druga wiedźma?
         Blondynka podała adres.
- Najwyraźniej to zaklęcie nie było takie silne. Ruszajmy – powiedziała Bonnie.
- Co robimy z Nathalie? – zapytała Caroline
- Jadę z wami! – odparła. – Tam jest Peter. Ona nie może go zabić! – Była zdeterminowana, co można było zobaczyć gołym okiem.
- Dobra… Zwiążemy Ci ręce mocno. Nie możesz nam uciec – stwierdziła twardo Caroline. – Może rozwiążemy ci je na miejscu.
         Dziewczyna potwierdziła, że rozumie, skinieniem głowy.

         Klaus wiedział, gdzie była podana ulica. Była oddalona kilkanaście kilometrów od posiadłości Mikaelsonów. Musieli wziąć dwa samochody. W pierwszym jechała Bonnie z Klausem i Caroline, która pilnowała Nathalie. W drugim Kol i Katherine. Jechali od razu za nimi.
- Wiesz o jakiego ducha chodzi? Jakiego chcą przywołać? – zapytała nagle Katherine.
- Chciałbym to wiedzieć. Jest dużo osób, które pragną śmierci pierwotnych. Głównie to łowcy wampirów – wyjaśnił patrząc na drogę.
- Moim zdaniem to nie oni. Znałam takich kilku… Nie mieli takiego toku myślenia. Nie umieli planować – pokręciła głową. Przygryzła dolną wargę i zmarszczyła brwi. – A w ogóle wszystkim kieruje jakaś wiedźma. Łowcy ich nie cierpią.
- Racja – skinął głową.
         Skręcił w prawo, tak jak Klaus.
- Ale nie mówi nam to, o kogo chodzi.
- Nie muszę tego wiedzieć, ale chcę, żebyśmy byli bezpieczni. Chciałabym się w końcu zabawić.
- Wczoraj na imprezie się nie bawiłaś? – Kol uniósł wyniośle brew i ukradkiem spojrzał na ukochaną.
- Nie chodzi mi o taką zabawę – spojrzała na niego, po czym uśmiechnęła się szeroko. – Wolałabym mieć ciebie tylko dla siebie.
         Pierwotny roześmiał się.
- Też o tym marzę, Katherine. Nie było jednak okazji… Twoje porwanie, obecna sytuacja…
- Rozumiem to – odparła.
- Wiem.
         Resztę drogi siedzieli w milczeniu. Nie przeszkadzało im to. Na miejsce dotarli po niespełna godzinie jazdy. Budynek, przed którym się zatrzymali był ruiną. Jedynie ściany zbudowane z cegieł się jeszcze trzymały. Miejsca, gdzie powinny znajdować się okna, były zabite deskami. A dach? Wcale go nie było. Drzwi wejściowe trzymały się dzięki jednemu zawiasowi.
- Co za rudera… - stwierdziła Caroline, kiedy stanęli przed nią.
- Przynajmniej dwie osoby muszą tutaj zostać. I muszą umieć się bronić… Może Katherine i Caroline? – zaproponowała Bonnie.
- Z blondi? – Kath uniosła brwi.
- Z suką? – odegrała się Caro.
         Po wymianie zdań niechętnie zgodziły się zostać. Pozostali weszli do środka, o ile można to tak nazwać. Hol wyglądał niemal tak samo jak od zewnątrz. Nie czekając, skierowali się na schody, które jakimś cudem jeszcze istniały. Szybko je pokonali i znaleźli się na piętrze. Wyglądał jeszcze gorzej niż parter, a na dodatek miał ogromną dziurę w suficie. Nie musieli jednak wchodzić na drugie piętro…
         Na końcu korytarza zauważyli nieznaną im kobietę. Brązowe, krótkie włosy okalały jej twarz, a cera podkreślała jej zielone oczy. Ubrana była w shorty i zwiewną białą bluzkę.
         Koło niej na krześle siedział związany młody chłopak. Z opisu wszyscy domyślili się, że jest to Peter. Był nieprzytomny. Jego policzki były pokryte krwią, a po ranach już nie było śladu. Nathalie już miała zamiar biegnąć w stronę bruneta, ale zatrzymał ją Klaus. Rozwiązał jej ręce, ale nadal trzymał.
- Wiedziałam, że prędzej czy później ich tu przyprowadzisz –odezwała się kobieta.
- Kim jesteś? – zapytał Kol.
- Pytania… Po co wam na nie odpowiedzi? I tak zginiecie. A zaczniemy od tego chłopaka – wskazała na Petera, który właśnie odzyskiwał przytomność. Otworzył oczy i rozejrzał się. Jego wzrok spoczął na Nathalie.
- Zostaw go!  - krzyknęła zdesperowana. W jej oczach pojawiły się łzy.
- Nathalie… Wiesz, że musi umrzeć – odparła kobieta.
- Nie, jeśli ty zginiesz pierwsza! – krzyknęła i usiłowała się wyrwać. Nie miała jednak tyle siły, by wyrwać się hybrydzie.
         Kobieta roześmiała się. W jej ręce pojawił się nagle kołek, który musiała wyciągnąć zza paska. Nathalie krzyczała i szarpała się. W końcu udało jej się wyrwać. Biegła już w stronę brunetki, która stanęła przed Peter’em z zamiarem wbicia w niego kołka. Nie pozwoliła też na to Bonnie, która wyszeptała jakieś zaklęcie. Sprawiło to, że kołek trzymany przez kobietę, wyleciał jej z rąk w stronę ściany.       
         Wiedźma odwróciła się w stronę przybyłych i posłała im jadowite spojrzenie.
- Co ci zrobiliśmy, że chcesz nas wykończyć? – zapytał Kol.
- Nie pamiętacie mnie? Lena, a Carmen Pellow była moją córką z 1920 roku?
         Klaus stał teraz jak wmurowany. Spojrzał na Kola, który zareagował identycznie.
- O co chodzi Klaus? – zapytała go Bonnie.
- Z jej powodu masz wyrzuty do nas?
- Tak. To była moja córka… Mała córeczka, miała zaledwie szesnaście lat! – krzyknęła.
         Nathalie męczyła się tymczasem ze sznurami, które były przesiąknięte werbeną.
- Możecie mi powiedzieć, o co chodzi z tą Carmen? – zapytała zniecierpliwiona czarownica.
- Zabili ją!
- Nieprawda! – sprzeciwili się. – Zamieniliśmy ją w wampira, a to nie to samo! Sama o to prosiła. Błagała.
- Bezsensowny powód… - wyznała Bonnie.
- Bezsensowny?! Carmen wiedziała, że nie znoszę wampirów, a sama się zamieniła w tego potwora. Rok po przemianie przyszła do mnie. Kiedy jej powiedziałam, że nie kocham jej i uważam, że jest potworem, zabiła mojego drugiego męża! Mężczyznę, którego kochałam, jej ojczyma!
         Nie chciała nic więcej dodawać. Odwróciła się w stronę Petera i Nathalie. Brunet był prawie wolny…
- Nathalie uważaj! – krzyknął Kol, kiedy kobieta wyciągnęła nóż z pochwy.
         Jednak blondynce nie udało się w porę uniknąć obrażeń. Nóż nie trafił w jej serce, ale w plecy. Poczuła ostry ból i próbowała sięgnąć po sztylet, który przed chwilą rozdarł jej skórę.
         Do akcji wkroczyli Klaus i Kol, a Bonnie próbowała odwiązać Petera. Chciała się jakoś przydać, a w walce nie była zbyt dobra. Sznury były straszne. Całe mokre i grube. Przypomniała sobie o nożu, który teraz miała Natalie. Szukała jej wzrokiem, co nie zajęło jej długo. Leżała parę metrów od niej i próbowała wyjąć z pleców ostrze.
- Nathalie! – zawołała ją.
         Dziewczyna spojrzała na nią i szybko zrozumiała. Przysunęła się bliżej, by Bonnie mogła wyciągnąć sztylet. Chwyciła rękojeść i zręcznie wysunęła narzędzie z ciała blondynki. Tamta jęknęła, ale chwilę później poczuła ulgę.
- Dziękuję – wyszeptała.
- Nie ma sprawy. Teraz spróbuję przeciąć sznury.
         Czarownica ukradkiem spojrzała w stronę Klausa, by sprawdzić, czy nic mu nie jest. Dawał radę. Widziała, że kobieta, której imienia nie znała, była już zmęczona, ale nadal wymawiała zaklęcia, które dawały jej niewielką przewagę.
         Zajęła się przecinaniem sznurów. Gdy jej się w końcu udało, zrzuciła z Petera więzły, które wydawały się jej ciężkie.
- Dasz radę się nim zająć? – zapytała czarownica.
         Nathalie skinęła głową na potwierdzenie.
         Bonnie wstała i ruszyła w stronę grupki, a raczej w stronę Leny. Postanowiła, że wykończy ją tak, jak Jessicę.
         Mówiła wyrazy, które wcześniej zapamiętała. Zerwał się wiatr, który rozwiewał jej włosy. Klaus spojrzał na nią z troską i z dumą. Wiedźma, która do tej pory była pewna siebie upadła na kolana i krzyknęła. Głowę odchyliła do tyłu, jednak nie był dla niej to koniec. Przy pasku, z którego wcześniej wydobyła już kołek i sztylet teraz wyciągnęła pistolet. Nie widziała Bonnie, dlatego strzelała na ślepo. Pierwsze kule mijały „cel”. Czarownica przez odgłosy strzelania i unikanie kul nie mogła skupić się na zaklęciu. Uskoczyła w bok, słysząc jeszcze kilka wystrzałów.
         Pierwotni nie zwracali już uwagę na wiedźmę, która powoli wstawała i zamierzała uciec. Skierowali się w stronę Bonnie, która leżała nieruchomo na podłodze.


_______ 

     Tak, wiem dawno mnie tu nie było i bardzo was przepraszam... Koniec roku szkolnego, wystawianie ocen i inne... Jednak wróciłam, by kończyć pisać tego bloga. Pociągnę jeszcze kilka rozdziałów i napiszę epilog ;) Może później zacznę coś nowego, ale nie mam jeszcze pomysłu... Mam nadzieję, że będę widziała wasze komentarze, które mnie motywują i cieszą. 
Co do rozdziału, czekam na wasze opinię ;)

P.S. cieszycie się z mojego powrotu?