poniedziałek, 14 października 2013

ROZDZIAŁ XXI



- Co tutaj robisz? – zapytał Kol, gdy Klaus go wyminął i wszedł do środka.
- Przyjemnie tu masz – odparł ignorując jego pytanie.
- Jak już, to mamy – wtrąciła Kath wstając.
         Klaus stał naprzeciw niej. Uśmiechnął się przybliżył twarz do jej twarzy i po chwili już go nie było. Katherine się odwróciła w stronę kanapy. Już na niej siedział.
- Nie da się ciebie zaskoczyć, Katherine.
- Zgadza się. Po co tu przyszedłeś? – wznowiła pytanie.
- Następna… Chciałem porozmawiać.
- O czym? – zapytał Kol wchodząc do salonu.
- O Jessice.
- Skąd o niej… - przerwał. – Kim ona jest?
         Klaus pokręcił głową. Spojrzał najpierw na Kola, a później na Kath.
 - Chyba się dowiedzieliście – jego oczy patrzyły teraz na półkę, leżącą na podłodze.
- Czarownica, tak to już wiemy. Ale kim jest dokładniej?
- Wiem sporo, ale nie wszystko. Zauważyłeś, że się nie boi pierwotnych, tak?
- Tak, nie słuchała nas. – Kol zamyślił się i dodał. – Klaus, o co tu do cholery chodzi?
- Wiem, że to jakaś silna czarownica.
- Ona nie jest silna, ona jest pomysłowa i wykorzystuje swoją moc w odpowiedni sposób – wtrąciła Kath.
- Kath, co czułaś jak wiesz, co ci zrobiła?
- Co Jessica jej zrobiła?
- Ohh muszę to opowiedzieć?
- Tak – powiedział Klaus.
- Bonnie najpierw przygniotła ją do ściany i ona później upadła. Następnie skierowała na mnie swój wzrok i powiedziała jakieś zaklęcie. Wykorzystała, że ją ugryzłam. Chociaż sama się na to zgodziła. Miała w sobie wtedy werbenę, ale jej nie czułam dopiero, gdy wymówiła zaklęcie, to poczułam w żołądku coś parzącego, jakbym przed chwilą miałam wypić werbenę tylko nie mogłam jej wypluć.Czy coś takiego...
- Piłaś z niej?
- Znaczy byłam spragniona i ona sama zaproponowała, że się mogę napić. Wykorzystałam okazję… Po, co ja w ogóle się tłumaczę – przewróciła oczami.
- Dobra… Kol, a ty coś o niej wiesz?
- Wiem, że nie jest prawdziwą czarownicą.
- Jak to?
- Dowiedziałem się razem z Elijah, że jedna z czarownic obdarzyła ją swoją mocą i zyskała umiejętności.
         Klaus otwarł szeroko oczy.
- Elijah też jest w to zamieszany?
- On spotkał ją pierwszy, nie licząc ciebie. Właśnie ty widziałeś ją pierwszy, jak przebiegło wasze spotkanie?
- Spokojnie, choć już miała dużo wiedzy. Ona udają tylko taką osobę, która mało wie.
- Co dalej, powiedziała ci, że jest czarownicą?
- Spotkaliśmy się w barze, w Nowym Orleanie. Po chwili sam zauważyłem, że jest czarownicą. Dziwnie się zachowywała. Skupiała wzrok na mnie, ale udawałem, że nic nie widzę – wziął głęboki wdech i powiedział. – Macie może krew? Jestem trochę głodny. Podałabyś mi Katherine?
         Kath chciała już coś powiedzieć, ale przerwał jej Kol.
- Ja pójdę.
         Wyszedł z salonu i poszedł do kuchni. Otworzył lodówkę i wyjął trzy woreczki z krwią. Wrócił i podał jeden woreczek Katherine, a drugi Niklausowi. Trzeci wziął dla siebie. Wziął Kath za rękę i usiadł na fotelu, ona na jego kolanach.
- Co było dalej?
- W końcu spytałem się, dlaczego mi się tak przygląda. Nie odpowiedziała nic, tylko wyciągnęła rękę po szklankę, a ona sama się przysunęła – Niklaus napił się krwi.
- Podobnie jak u nas, ale my wiedziałyśmy, że ona jest czarownicą… - dodała Pierce spuszczając głowę.
- Caroline wam powiedziała?
- Tak i nie. Wiedzieliśmy też to od Bonnie, bo chciała się dowiedzieć, czy Jessica jest czarownicą. Potwierdziło się.
- Dlaczego mi nic nie powiedziałeś? – zapytał poirytowany Kol.
- Nie wiem. Może chciałem, żebyście mieli jakieś zajęcie – mówiąc te słowa, na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Mamy zajęcia. Siebie – stwierdziła Kath.
- Zapomniałem… Dobra. Ja już wychodzę, nie będę wam przeszkadzał w waszych zajęciach – Klaus powoli wstał i poklepał Kola po ramieniu.
- Uważaj na Jessice, a raczej na siebie. Jessica może być silna. Do zobaczenia – powiedział i zniknął.
- Wrócił – oznajmiła Katherine.
         Pierwotny tylko pokiwał głową… Pociągnął łyka krwi z woreczka. Kath położyła głowę na jego ramieniu.
- Damy radę… jeśli coś się stanie.
         Zamknęła oczy. Jej usta złożyły się w prostą kreskę. Rozluźniły się dopiero wtedy, gdy Kol złożył jej pocałunek. Był krótki, ale znaczący.
- Dziękuję – dodała, ale nie było to w jej stylu.
- Za co? – Kol wyglądał na zdziwionego.
         Pierce nadal miała zamknięte oczy.
- Za to, że jesteś… - otwarła oczy. Był w nich smutek.
         Zamilkli. Katherine wstała.
- Idę się zdrzemnąć. Jestem zmęczona tym dniem.
- Ja się pójdę przejść.
- Dobrze.
         Ruszyła w stronę sypialni. Kol natomiast założył buty i kurtkę, gdyż na dworze było chłodniej niż wcześniej. Wyszedł, lecz przed tym pocałował swoją ukochaną w czoło.
         Szedł wolno. Ręce włożył do kieszeni od spodni. Wiatr muskał jego twarz. Nie wiedział, gdzie idzie, a może wiedział? Przyśpieszył kroku, gdy usłyszał, że ktoś go śledzi. Po chwili zatrzymał się i odwrócił. Uświadomił sobie, że zostawił swoją ukochaną samą w domu. Szybko pobiegł wampirzym krokiem do domu. Nie wiedział, czego się spodziewać. Kiedy zobaczył uchylone drzwi od domku, wkroczył do środka pewnym krokiem. Wszedł do sypialni, której zostawił Kath. Nie była tam sama. Był ktoś jeszcze.
         Zauważył, że to kobieta. Miała blond włosy.
- Jessica – powiedział.
         Ona się odwróciła i uśmiechnęła podstępnie.
- Odsuń się od niej! Zostaw ją!
- Nie – uśmiech z jej twarzy znikł. W jej oczach pojawił się ogień, wola walki. – Potrzebna mi jest ona.
- Do czego?
- Do zniszczenia was – rzekła spokojnie.
         Kol chciał się na nią rzucić, ale nie mógł. Jessica musiała rzucić na niego zaklęcie. Dziwne było to, że Katherine nadal spała.
- Co jej zrobiłaś?!
- To, co powinnam wcześniej zrobić. Rzuciłam na nią zaklęcie. Robi tylko to, co jej każę. Kazałam jej leżeć. Kath wstań proszę.    
         Katherine posłusznie wstała. Jej twarz wyrażała złość, a zarazem smutek. Spuściła głowę.
- Nie może też nic powiedzieć. I zapamiętajcie, nie jestem czarownicą. Jestem wiedźmą.
- Wiedźmą?! Po co ci Kath? Zostaw ją!
         Pierwotny krzyczał na nią. Próbował się dostać do ukochanej, ale dzieliła ich niewidzialna ściana.
- Już mówiłam Kath mi pomoże w zabiciu was – pierwotnych.
- Po co to robisz?!
- Nie przepadam za wampirami… Możesz jeszcze przekazać swojemu braciszkowi, że przepraszam, za ostatnie. Klausowi oczywiście – wszystko mówiła z takim spokojem.
         Kol był wściekły, najchętniej, zabiłby ją bez mniejszego wahania. Krzyczał tylko:
- Pożałujesz tego!
- Wątpię – powiedziała i zmarszczyła brwi. Mamrotała coś pod nosem.
         Nagle w sypialni urwał się wiatr niewiadomo skąd. Pierwotny zawisł w powietrzu.
- Nigdy nie groź czarownicom i wiedźmom. Pozdrów Bonnie, polubiłam ją – uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę w stronę Kola.
         Wtedy wampir uderzył o ścianę i spadł na podłogę.
- Do zobaczenia – Jessica poprawiła włosy i dodała. – Katherine chodź za mną. Zabawimy się.
         Kol przez parę chwil leżał ledwo przytomny. Kiedy zrozumiał co się stało błyskawicznie ruszył poszukać Klausa. Wiedział, że Jessica też się nim zabawiła. Niklaus przecież jeszcze był u nich. Musiało to się stać, między wyjściem hybrydy a przybyciem Kola.Szybka była.
         Klausa znalazł w starym domu Mikaelsonów. Nie powinno się go nazywać starym, gdyż mieszkało w nich Elijah, Rebekah i Klaus.
Siedział w salonie przebierając bluzkę.
- Kogo moje piękne oczy widzą? Kol. Co cię tu sprowadza?
- Widzę, że poplamiłeś i podziurawiłeś bluzkę. Przypadek, że też ucierpiałem?
- No nie wiem.
- Co ci zrobiła Jessica? – zapytał.
- Jak widzę nie tylko mi – dodał. – Mi wbiła kołek w brzuch. Nie miałem, jak jej zabić. Między nami była „ściana”. A ty jak ucierpiałeś?
- Porwała Katherine – powiedział. – I rzuciła mnie na ścianę.
- Oh… Jak porwała Kath? Ona by się obroniła.
- Tak, gdyby nie to, że Jessica do wiedźma. Użyła zaklęć.
- Wiedźma? Będzie problem… Dobra sami sobie nie poradzimy. Trzeba znaleźć równie dobrą czarownicę lub wiedźmę – oznajmił.
- Z tym się zgadzam, ale gdzie kogoś znajdziemy?
         Zamyślili się.
- Myślisz o tym samym? – zapytał Klaus.
- Raczej tak. Do kogo najpierw?
- Do Caroline – rzekł.
- Ona nie jest czarownicą ani wiedźmą. Chodźmy do Bonnie.
- Bonnie nawet nas nie wysłucha. Caroline powiem, że potrzebujemy pomocy. Mogę jej powiedzieć, że pozwolę wrócić Tyler’owi już jutro. Co ty na to?
         Kol zmarszczył czoło, pokręcił głową i powiedział:
- Niech będzie. To chodźmy.
- Najpierw, mógłbyś się umyć… Trochę brudny jesteś na twarzy.
- Słucham?
- Krew. Uderzenie musiało być silne.
- Bo było – potwierdził.
         Kol ruszył do łazienki. Obejrzał się w lustrze. Rzeczywiście, był brudny od krwi, a raczej od zaschniętej krwi. Ślady miał na czole i nosie. Odkręcił, więc kran i umył swoją twarz. Wytarł się ręcznikiem wiszącym obok i wyszedł.
- Już? – zapytał gotowy Klaus.
- Jak widać – wzruszył ramionami.
- Pogodziłeś się już z Elijah? – odezwał się Kol, kiedy byli w drodze do domu Caroline.
- Jeszcze się z nim nie widziałem – oznajmił bez skruchy. – Dlaczego pytasz?
- Z czystej ciekawości.
         Przez resztę drogi szli w milczeniu. Klaus zapukał do drzwi. Otworzyła mu Caroline.
- Klaus? Nie spodziewałam się ciebie, a Kola w ogóle.
- Domyślam się. Mamy sprawę dla ciebie.
         Caroline spojrzała na Kola podejrzliwie. Po chwili powiedziała tylko:
- Mam nadzieję, że nie będziecie mnie prześladować.
- Nie mam zamiaru.
- Niestety ja nie mogę cię zaprosić. Mamo! Zaproś!
- A kogo?! – odpowiedział głos pani szeryf ze środka.
- Kola Mikaelsona!
- Jego? Nie ma mowy!
- Słyszałem to! – dołączył się Kol.
         Nagle pani szeryf znalazła się przy Caroline.
- Co oni od ciebie chcą?
- Mają do mnie jakąś sprawę. W drzwiach nie jest wygodnie rozmawiać.
- No tak – spojrzała na Kola podobnie, jak wcześniej Caroline. – Caroline co ja mam zrobić?
- Zaprosić mnie.
- Obiecuj, że nie skrzywdzisz, żadnej bliskiej osoby bliskiej mi i mojej córce.
         Kol westchnął.
- Obiecuję.
- I mojej mamy też – dodała szybko Caroline.
         Klaus uśmiechnął się szeroko.
- No obiecuję – odparł kładąc prawą rękę na piersi.
- Niech będzie. Wejdź.
- Dziękuję – dodał.
         Pierwotni weszli do środka.
- Chodźcie do mojego pokoju. Jesteście może głodni?
- Ja trochę – powiedział Kol.
- Ja też bym nie pogardził.
         Caroline zaprowadziła ich do swojego pokoju, a sama poszła do kuchni przygotować napoje dla nieproszonych gości.
- Skromny pokój. Przyjemnie tu, nawet –Kol.

__________________


 Przepraszam, że tak późno dodaję, ale mam bardzo dużo nauki i mało czasu.
Mam nadzieję (jak zwykle) że rozdział się wam podoba :] Pewnie nie jest najciekawszy, ale próbuję. 
Po prostu wysiadam psychicznie... ;c 
Dziękuję za wcześniejsze wasze opinie ;* 
Pozdrawiam ;]