niedziela, 26 października 2014

ROZDZIAŁ XXXI

* * *

         Po raz kolejny kłóciłam się ze Stefanem, o to, czy powinnam uczestniczyć w ostatecznym starciu.
- Idę z wami! – upierałam się. – Wy idziecie z Damonem. Nie mam zamiaru siedzieć bezczynnie, gdy wy wszyscy walczycie. Wezmę kołki i sztylety, przecież mnie szkoliłeś.
- Zaledwie tydzień – szepnął Stefan. – Nie chcę, żeby coś ci się stało.
- Jest nas dwoje – odparłam i skrzyżowałam ramiona na piersi. – I tak dobrze wiesz, że pójdę. Ja wiem dokładnie, gdzie leży obserwatorium. Nie dam zamknąć się w samochodzie.
- Porozmawiam o tym z pozostałymi – podszedł do mnie i pocałował mnie we włosy.
         Uśmiechnęłam się i przytuliłam do niego. Byłam pewna, że przy nim nic mi się nie stanie. Zawsze czułam się w jego ramionach bezpiecznie.

Klaus
        
 Miałem pewne wątpliwości, żeby Bonnie pojechała z nami. Dopiero otarła się o śmierć, a ta cholerna Lena coś na nią uszykowała. Jestem niemal pewien, że nie przyjdzie sama. Ostatnio prawie ją pokonaliśmy, a teraz będzie nas więcej. Jeszcze są Peter i Nathalie, jednak nie byłem pewny, czy będą walczyć. Wiem jedno: nie chcę, żeby przybył ktoś zaświatów, by mnie zabił.
- Klaus?  - spojrzałem na osobę, która przerwała mi w rozmyślaniu. Bonnie.
- Tak?
- Elena chce walczyć z nami… Boję się o nią. Ona jest człowiekiem – podeszła do mnie i usiadła na brzegu kanapy w jednym z pokoi gościnnym.
- Może powinna? I będzie chroniona przez Stefana – powiedziałem szczerze. Objąłem ją ramieniem i przyciągnąłem do siebie. – Damon pewnie też ją ochroni. W końcu obu na niej zależy… 
- Wiem – przerwała mi. – I tak się boję. Boję się o wszystkich. O ciebie też, Klaus.
- Jestem nieśmiertelny, Bonnie. Nie wykończą mnie. Jedynie mogą skrzywdzić. Najważniejsze jest to, żeby Peter nie brał udziału, bo to może wszystko zepsuć – założyłem jej pasmo włosów za ucho. Czy kiedykolwiek zależało mi na kimś, tak jak na Bonnie Bennett? – Kiedy będzie po wszystkim zorganizujemy bal maskowy. Co ty na to?
- Byłam tylko na jednym balu maskowym… I nie było fajnie – oznajmiła. – Ale myślę, że ten będzie lepszy, bo będziesz tam ty.
         Jej uśmiech był olśniewający. Niestety rzadko go widywałem. Gdy wszystko się skończy, chciałbym ją zabrać do Nowego Orleanu – mojego rodzinnego miasta. Pytanie, czy ona będzie tego chciała na pewno?

Wieczór
        
O godzinie jedenastej wyjechaliśmy. Potrzebne nam były dwa samochody. W jednym byłem ja, Bonnie, Kol, Katherine oraz Damon, a w drugim Stefan, Elena, Caroline, Tyler i Nathalie. Tak, Nathalie zdecydowała się walczyć i zamierzała wygrać. Nie była starym wampirem, bo miała około stu lat, choć wyglądała na dwadzieścia.
         Jechaliśmy za czarnym audi, które prowadził Stefan. Elena kierowała go na zachód. Drugi kierował Kol. Ja razem z Bonnie i Damonem siedzieliśmy na tyłach. Splotłem swoje palce z palcami czarownicy, która zaciskała nerwowo usta. Damon patrzył w okno, nie przejmując się niczym. Zależało mu na Elenie. Inaczej by nie pojechał. Elena jednak kochała Stefana – wybrała jego.
         Droga nie trwała tak długo. Stanęliśmy przed dość wysokim, opuszczonym już budynkiem.
- Tym razem cię obronię – wyszeptałem do ucha Bonnie, kiedy wysiedliśmy z samochodu.
- Nie potrzebuję tego… Wolałabym, żebyś uważał na moich przyjaciół. Oni są dla mnie ważni.
- A ty jesteś ważna dla mnie – odparłem.
- Okay – powiedziała. – Pamiętaj tylko, że to co jest między nami nie jest pomyłką – uśmiechnęła się ciepło.
- Będę pamiętał – chwyciłem ją za rękę i poprowadziłem ją w stronę reszty.
- Skończyliście już wyznawanie miłości? – zapytał Damon z głupim uśmieszkiem na twarzy.
         Uśmiechnięty pokręciłem głową i zerknąłem na Bonnie. Jej policzki zaróżowiły się. Następnie spojrzałem na budynek, w którym wszystko mogło się wydarzyć.
         Weszliśmy do środka ze mną na początku i Kolem na końcu. Tak jak myślałem, Lena już na początek przyszykowała pułapkę. Gdy otwierałem drzwi w moim kierunku poleciała strzała. Złapałem ją w ostatniej chwili, unikając zniszczenia koszulki. Rozejrzałem się, ale nie zobaczyłem nic, co miałoby mi mówić o nadchodzącym niebezpieczeństwie. Nie było za jasno, jednak wzrok wampirów były przystosowane do ciemności.
         Korytarz, w którym staliśmy był przestronny i pusty. Spojrzałem na Elenę, która rozglądała się.
- Gdzie teraz? – zapytałem.
- Prosto.
         I tak poszliśmy. Zatrzymaliśmy się przed ogromnymi drewnianymi drzwiami. Obejrzałem się przez ramię.
- Gotowi?
         Wszyscy pokiwali twierdząco głowami. Elena gotowa do walki z kołkami za pasem i sztyletami w dłoniach. Damon miał jedynie jeden kołek oraz substancje. Od razu domyśliłem się, że to werbena i tojad. Stefan wyposażony podobnie jak Damon. Każdy z obecnych posiadał broń, która mogłaby się przydać.
         Chwyciłem klamkę i nacisnąłem. Drzwi otworzyły się, a naszym oczom ukazała się wielka sala wybudowana na planie koła. Podłoga była drewniana a dach odsłonięty, ukazując nocne niebo.
         A na sali? Ludzie, a raczej wampiry i wilkołaki razem z Leną na czele. Nie wiem, ile ich było. Trzydziestu? A może pięćdziesięciu? W każdym razie nie zaatakowali od razu. Czekali na rozkaz Leny. Miała na sobie czarne jeansy, koszulkę i skórzaną kurtkę. Gdy nas ujrzała na twarzy pojawił się szeroki, szyderczy uśmiech.
- Przyszedł czas na ostateczne starcie – zaczęła.
- Daruj sobie te teksty – odezwał się Damon. – Daj się zabić i będzie po wszystkim.
         Dźwięk jej śmiechu rozległ się po pomieszczeniu. Słyszałem jakieś szepty wampirów i wilkołaków, którzy komentowali reakcję wiedźmy.
- Nie bądź śmieszny, Damonie Salvatore. Uprzedzano mnie i słyszałam o tym, że jesteś arogancki, ale nie myślałam, że aż tak – patrzyła na niego intensywnie.
- Mnie uprzedzano, że jesteś wredną suką i mi to wystarczy.
         Jej uśmiech znikł błyskawicznie.
- Cóż… Chętnie bym cię zabiła.
- Nawzajem – posłał jej krzywy uśmieszek.
         Nagle Lena klasnęła i na ten znak, stojący za nią wampiry i wilkołaki ruszyły do przodu. Wyciągnąłem z kurtki nóż i kołek. Od razu powaliłem pierwszego wampira. Nie wymagało to wielkiego wysiłku. Rozciąłem mu gardło, z którego po sekundzie zaczęła płynąć krew. Ciało nieśmiertelnego upadło najpierw na kolana, później na twarz, którą otoczyła kałuża jego własnej krwi.
         Po kilku minutach koło mnie leżały już trzy ciała, w tym dwa wampirów, jedno wilkołaka. Rozejrzałem się szukając Bonnie. Właśnie wymawiała jakieś zaklęcie nad wampirem, który z bólu odchylił głowę do tyłu. Poczułem, że na mojej twarzy pojawia się uśmieszek. Byłem z niej dumny.
         Wtedy od tyłu naskoczył na mnie jakiś pacan. Uwiesił mi się na szyi i próbował dusić. W błyskawicznie rzuciłem nim o podłogę, aż zajęczał.
- To był błąd – powiedziałem do niego i wyrwałem mu serce. Z westchnieniem opuściłem je i walczyłem z następnym.
         Szło nam dobrze, chociaż mieli przewagę liczebną. Nawet Elena radziła sobie nieźle. Właśnie wykonywała wykop między nogi wilkołaka, który nie zdążył zmienić się w wilka. Jęknął i upadł na kolana, gdy ta ogłuszyła go do nieprzytomności rękojeścią sztyletu. 
         Powaliłem następnego przeciwnika – młodego wilkołaka. Zadałem mu cios w szczękę i podciąłem pod nim nogi. Spadł, a ja sprawnym ruchem skręciłem mu kark.
         Nie zostało dużo wrogów. Może piętnastka? Obejrzałem się, szukając Leny, jednak nigdzie jej nie widziałem. Spojrzałem w stronę, gdzie niedawno stała Bonnie. Też jej nie było. Zakląłem pod nosem i ruszyłem w stronę uchylonych drzwi, które zobaczyłem po chwili.
         Kiedy wchodziłem, upewniłem się, że reszta poradzi sobie z resztą.
Bez wahania wszedłem do środka. Nikogo nie było. Rozejrzałem się i na podłodze, niedaleko następnych drzwi zobaczyłem plamy krwi…

Bonnie
         
         Widziałam jak Klaus sobie radzi. Nie musiał używać szybkości wampira, by mieć przewagę. Wiem, że zabijanie jest złe, ale w końcu walczyliśmy o swoje życie, prawda?
         Inni też sobie radzili. Elena wbijała kołek w serce wampira. Stefan stał za nią i walczyli jak para. Damon pokonywał właśnie przeciwnika nieopodal.
         Gdy kończyłam wymawianie zaklęcia nad kolejnym wampirem, poczułam ostry ból głowy. Ktoś pociągnął mnie za włosy. Próbowałam się wyrwać, jednak nic to nie dało. Nie mogła to być Lena – ona  nie miałaby tyle siły. Jakiś wampir. Uderzył mnie w twarz.
         Zaczęłam wymawiać nowe zaklęcie, lecz znów oberwałam. Tym razem w brzuch. Zaczęłam kaszleć i dusić się. Spojrzałam na osobę, która mnie trzymała i prowadziła gdzieś. Jakiś facet z łysą głową. Nie miałam szans z nim wygrać.
- Nie kręć się, czarownico. Lena sama chce się z tobą policzyć.
         Przypomniało mi się o sztylecie, który miałam schowany za paskiem. Jednak wolałam go wykorzystać w starciu z Leną. Gdybym wtedy go zaatakowała, nie miałabym gwarancji, że nie wyrwie mi go.
         Nadal ciągnął mnie za włosy, a ja ledwo za nim nadążałam. Zaprowadził mnie do pomieszczenia, które wyglądało na magazyn. Na krześle przy biurku w rogu siedziała Lena. Uśmiechnęła się do wampira.
- Dziękuję, Thomas. Możesz już iść.
         Thomas puścił mnie, a raczej wyrzucił do przodu, tak, że upadłam na podłogę. Jęknęłam z bólu i próbowałam wstać. Udało mi się to po dłuższej chwili.
- Bonnie, myślałam, że jesteś godniejszym przeciwnikiem.
- Nie myślałam, że jesteś aż taką suką – syknęłam.
- Zdarza się – wzruszyła ramionami.
         Byłam na nią wściekła. To przez nią moi przyjaciele teraz walczą i pomagają mi, choć mogą umrzeć. Przez nią narażają się na niebezpieczeństwo.
         Wstała i podeszła do mnie. Wykorzystałam okazję i uderzyłam ją pięścią w nos. Od razu trysnęła krew. Przyłożyła rękę do twarzy, a gdy zwróciła z powrotem na mnie uwagę, w jej oczach dostrzegłam zaskoczenie i złość.
- Jak śmiesz! – krzyknęła.
- Ładnie ci w czerwonym – uśmiechnęłam się zwycięsko.
         Wykonała ruch ręką, co spowodowało, że wyleciałam przez drzwi i uderzyłam o ścianę. Z trudem łapałam oddech. Usłyszałam stukot jej obcasów. Za szybko się ucieszyłam.
- Miło byłoby zabić tą twoją przyjaciółkę Elenę. Gdy odwiedziłam ją we śnie była taka przestraszona i zdezorientowana – mówiła zadowolona.
         Wyciągnęłam sztylet i rzuciłam go w nią. Chybiłam. Przeklęłam pod nosem. Miałam jeszcze inną broń - zaklęcia.
         Zdenerwowałam się. Nie mogła skrzywdzić moich przyjaciół. Nie mogłam jej na to pozwolić! Z trudem wstałam i z zawziętością, której po sobie nie poznałam, zaczęłam wymawiać zaklęcie. Ogień pojawił się wokół niej. Płomienie były na początku małe.
- Phoematos manex un domo hax fero adiuvex  - powtarzałam te słowa raz za razem, z coraz większą zawziętością.

Lena zaczęła krzyczeć i próbowała mi przerwać, jednak na nic. Ogień stawał się coraz większy. Używałam siły, która mi została. Chwilę później zobaczyłam Klausa, który stał i szukał mnie wzrokiem. Uśmiechnęłam się ciepło, a później poczułam ostry ból w piersi i upadłam na podłogę.
         Z przymkniętych powiek widziałam, jak Klaus wyrywa serce Leny z jej ciała i opuszcza je na ziemię. Nie wiem, co mi się stało. Wiedźma musiała rzucić we mnie sztyletem. Chwilę później znalazłam się w ramionach Klausa, który z czułością pocałował mnie we włosy
- Bonnie, patrz na mnie. Błagam, Bonnie… Nie umieraj, proszę, nie teraz… - jąkał się. Umierałam? Najwidoczniej.
- Klaus – wyszeptałam. Nie miałam już siły. Większość straciłam na zaklęcia, jednak chciałam mu powiedzieć kilka rzeczy. 
Spojrzałam na niego, ale widziałam tylko zamazaną twarz. Poczułam, że płacze. Tak jak ja.
-Klaus – powiedziałam jeszcze raz – Opiekuj się… moimi przyjaciółmi – każde wypowiedziane słowo stawało się dla mnie coraz większym problemem.
- Będę, Bonnie, będę… Nie umieraj, nie teraz. Nie gdy cię potrzebuję, gdy stałaś się dla mnie całym światem. Proszę… - słyszałam żal w jego głosie. Powiedział, że jestem dla niego całym światem. Cieszyłam się, że mam dla kogo umrzeć. Uśmiechnęłam się słabo.

         Zdobyłam się na ostatni oddech i wyszeptałam.
- Kocham cię…

- Ja ciebie też! – krzyknął z rozpaczą, a mój ból znikł...


_______________________

Udało mi się wyrobić z nowym rozdziałem :)
Co sądzicie? Sama nie byłam pewna, czy dobrze robię, ale już się stało...
Proszę was o szczere opinie ^^
Co do waszych ostatnich komentarzy, było mi bardzo miło, kiedy je czytałam. Cieszę się, że ktoś nadal czyta tego bloga.
Co do tego, czy będę pisała opowiadanie o Klausie i Katherine to jeszcze nie wiem. Nie jestem do tego przekonana. Obecnie pracuję nad innymi opowiadaniami :) Jeśli miałabym zakładać nowego bloga, myślę, że zrobiłabym to na święta. Może zaliczyłoby się to jako prezent świąteczny dla was?
Więc nie martwcie się, powrócę!
Myślę, że napiszę jeszcze do tego bloga epilog, który podzielę na dwie części :3
Pozdrawiam Was wszystkich <3

Zapraszam was na bloga mojej koleżanki! Zależy jej na obserwatorach! :3
Never Give Up

sobota, 18 października 2014

ROZDZIAŁ XXX

         Spojrzałam na nią z podziwem. Naprawdę. Zaskoczyła mnie swoją odwagą. No dobra, nie mówiłam serio. Nie rozumiałam jej ani trochę. Po co jej to? To może być niebezpieczne, a ona jest jedynie czarownicą.
- Pytanie, jak doprowadzić do ostatecznej walki? – zapytał Kol.
         Kol się z nią zgadza? Ugh… Nadal jednak utrzymywałam kamienną twarz.
- Możemy dać jej znać we śnie, który ona nam naśle – zaproponowała czarownica.
- Myślę, że to może zadziałać. Każdemu, komu przyśni się coś, co mogłoby być związane z Leną, niech da jej znać w jakiś sposób znak, że czekacie na ostateczne starcie. Kto jest za?
Wszyscy podnieśli ręce na znak zgody, niepewni swojej przyszłości. Przyjrzałam się im i uśmiechnęłam się krzywo. Bali się. Tak bardzo się bali... Widziałam to w oczach wszystkich. Nie każdy jednak martwił się o siebie. Nie powiem, żeby nie przerażała mnie możliwość śmierci, bo w końcu wiele lat uciekałam od Klausa, ale świadomość, że Kol będzie ze mną, odstraszała wszelkie demony.

Kilka dni później

Elena
Drogi Pamiętniku,
Od tygodnia nie dostałam żadnych wieści od Bonnie. O Caroline nawet nie wspomnę. Przecież niemożliwe, żeby tak nagle postanowiły przestać się do mnie odzywać! Dzwoniłam do nich, jednak one nie odbierają. Mam świadomość, że coś mi umyka, że coś niebawem się wydarzy. Czuję to. Wierz mi lub nie, ale właśnie tak wygląda moje życie - ciągłe niebezpieczeństwa, walki, śmierci... Tak, w tym temacie bez wątpienia jestem znawcą. Stefan wysłuchuję moje myśli. Niedługo stwierdzi, że mam paranoje, a to przez to że dużo przeszłam. Damon natomiast jest taki jak zawsze - udaje, że nic go nie interesuje, choć ja wiem, że jest inaczej. Mam wrażenie, że wszyscy traktują mnie jak dziecko. Nikt nie traktuje mnie poważnie. Dlatego właśnie tęsknię za swoimi przyjaciółkami - choćbym zwariowała, one i tak miały być ze mną. Idę spać. Jestem pewna, że Damon wróci niebawem, a nie chciałabym się z nim spotkać. I tak ostatnio panuje między nami dziwne napięcie...
* * *
Przez chwilę wpatrywałam się w swoje zapiski, przesuwając palcem po kartce, jakby w zamyśleniu. Znowu to robiłam - zwierzałam się swojemu papierowemu przyjacielowi, bo nie wiedziałam, z kim mogłabym podzielić się tymi przemyśleniami. Nie miałam odwagi, żeby znów zadzwonić do Bonnie. Jeśli się do mnie nie odzywa, to na pewno ma powody, ale mogłaby mi wysłać choć jedną głupią wiadomość, że z nią i Caroline wszystko w porządku. Martwię się i mam jednak nadzieję, że nie zrobią nic głupiego... Bo wtedy się policzymy. Zatrzasnęłam notatnik i schowałam go tam, gdzie zawsze - pod lekko osuniętą deską podłogi, podważonej zawczasu pilniczkiem do paznokci. Nikt nie wiedział, gdzie "zakopuję" swój skarb. Nawet Stefan. Ten sekret zabiorę ze sobą do grobu. Nigdy nie pozwolę, by wszystkie moje sekrety ujrzały światło dzienne. A było ich tak wiele... Wzięłam szybki prysznic, po czym umyłam zęby i wsunęłam się w najmniej atrakcyjną koszulę nocną, jaką znalazłam w swojej garderobie. Chciałam spokojnie przespać całą noc, a na pewno znalazłby się ktoś, kto chętnie pokrzyżowałby moje plany. Dopiero wtedy położyłam się do łóżka. Długo nie mogłam zasnąć. Słyszałam, kiedy wrócili, ale postanowiłam udawać, że śpię. Nie odezwałam się ani słowem. Poczułam, jak Stefan poprawia mi kołdrę i całuje mnie w czoło, po czym zajmuje miejsce u mojego boku, szepcząc do siebie jedno zdanie, brzmiące jak "Nie możesz się dowiedzieć, kochanie". Postanowiłam nie roztrząsać tego tematu. Miałam swojego wampirskiego anioła stróża. A nawet dwóch, chociaż ten jeden w zupełności mi wystarczał. Nawet, jeśli czasami traktował mnie jak małe dziecko i nie mówił mi całej prawdy. Wiem, że się o mnie troszczy, ale chciałabym też sama dbać i decydować o sobie.
***
Byłam w starym obserwatorium. Tak przynajmniej mi się wydawało. Naprzeciwko mnie stało lustro, chociaż jego odbicie nie przedstawiało mnie. Ukazywało bowiem pewną kobietę, której nigdy wcześniej nie widziałam… Nie mogłam powiedzieć, że była brzydka. Szczerze mówiąc, jej brązowe włosy i zielone oczy dodawały jej uroku. Kiedy przemówiła, jej głos brzmiał nienaturalnie, wzmocniony był mocą.
- Oto wasze pole bitwy. Nie mogę się doczekać, co się tu wydarzy. I pozdrów Bonnie - słyszałam, że umknęła śmierci... tym razem. Mam specjalną niespodziankę dla tej małej czarownicy. Jutro w nocy.
Wzdrygnęłam się, a ona uśmiechnęła się z satysfakcją. Musiałyśmy wyglądać komicznie. Byłyśmy jedną osobą. Wizja zaczęła się rozmywać. Kobieta rzuciła mi na pożegnanie tylko jeden rozkaz. Brzmiał on:
- To ty ich tu sprowadzisz.
Wreszcie się rozpłynęła w powietrzu. Wyprostowana usiadłam na łóżku. Stefan momentalnie się przebudził. Łzy strumieniem ciekły po moich policzkach. Chyba nawet się osmarkałam.
- Co się stało, kochanie? - zapytał czule mój stróż i - nie przejmując się moim wyglądem - objął mnie ramionami, przyciągając do siebie.
- Sen - powiedziałam tylko. Zrobił się biały jak kreda, o ile było to mo

żliwe w przypadku wampira.
- Nie zasnę już. Wiesz, co mi się śniło, prawda? - w skupieniu pokiwał głową. – Musimy później powiadomić Bonnie. Nie wiedziałam, że była bliska śmierci… - momentalnie oczy wypełniły mi łzy.
         Kiedy spływały po moich policzkach, Stefan scałowywał je delikatnie. Zrobiłam krok dalej i przycisnęłam swoje usta do jego. Objął moją twarz, a ja rozpięłam mu pierwszy guzik od koszuli, którą miał na sobie.
Wiedział, o co mi chodzi i zaśmiał się cicho, po czym lekko pchnął mnie na plecy. Oparł się na rękach i przez chwilę po prostu patrzał mi w oczy. Był piękny i – choć to wiadome – podziwiałam go i kochałam. Zawsze chciał dla mnie jak najlepiej.
Nie znosiłam, gdy przedłużał wszystko, tak jak teraz. Posłał mi pełen satysfakcji uśmiech i - ku memu rozczarowaniu - wstał. Powoli przechadzał się po pokoju, nie zrywając kontaktu wzrokowego między nami. Podszedł do malutkiej, pokojowej biblioteczki i lekko szarpnął jedną z książek. Moim oczom ukazał się mały, ale dobrze zaopatrzony barek. Złapał za pierwszą z brzegu lampkę i napełnił ją dobrej klasy białym winem. Pierwszy raz widziałam, żeby pił coś innego niż whisky. Postawił ją na nocnej szafce. Był tak blisko... i nadal nic nie robił. Miałam ochotę warknąć na niego z frustracji. Dobrze, że tego nie zrobiłam. Pochylił się nade mną i po mału zaczął zsuwać ze mnie koszulkę. A niech go diabli! Był wampirem czy nie? Robił wolniej to, co powinien robić szybciej... Ale najwyraźniej to było jego celem. Pozbywając się jedynej części mojej garderoby, zaledwie mnie dotykając. Leżałam na łóżku, a on delikatnie przesuwał dłonią nad moim ciałem. Nie dotykał mnie, ale i tak czułam jego ciepło. Jęczałam cicho z frustracji i emocji, które były ukryte wewnątrz mnie. Prosiłam, by się nade mną zlitował. Miał gdzieś moje prośby. Po chwili przerwał pieszczotę. Wyprostował się i sięgnął po trunek stojący na szafce. Upił niewielki łyk i nachylił się nade mną. Nareszcie... - pomyślałam przedwcześnie. Znowu mnie zaskoczył. Całując mnie, napełnił moje usta alkoholem. Zaśmiałam się. Stefan był z siebie dumny.
- Skutecznie zajęta? - zapytał.
- Tak jest, sir - odpowiedziałam ze śmiechem.
Pokiwał głową z uznaniem. Rozległo się pukanie do drzwi. Po chwili w drzwiach stał Damon w czarnej koszuli i dżinsach. Pisnęłam i zasłoniłam się szybko prześcieradłem.
- Damon! Masz trzy sekundy, żeby wyjść z pokoju, w przeciwnym razie... - zagroził Stefan.
 - Zrozumiałem, szeryfie! - odparł i podniósł ręce w geście poddania się. - Jeżeli wreszcie skończyliście, świntuchy, to pragnę oznajmić wam, że mamy gości, którym wcale nie podobają się dźwięki, jakie wydajecie – i wyszedł tak po prostu.
Cholera! Myślałam, że spalę się ze wstydu. Szybko się ubrałam, a Stefan klął cicho pod nosem na siebie, że nie słyszał przybycia gości, choć nie obwiniałam go za to. Zeszliśmy na dół. Po kolei mierzyłam wzrokiem każdego z naszych gości. Bonnie. Klaus. Caroline. Tyler. Kol... i Katherine. Syknęłam wskazując na tą ostatnią.
- A ta co tutaj robi?
Pierce spojrzała na mnie z wyższością.
- A jak myślisz? Na pewno nie przyszłam tu po to, żeby słuchać jęczącego koncertu w twoim wykonaniu. - Zarumieniłam się. Rozbawiło ją to. - W każdym razie dziękuję, dawno się tak nie ubawiłam.
- Do rzeczy, Katherine - warknął Stefan. Ukłoniła się.
- Wiedźma wam powie.
Wszystkie pary oczu zwróciły się ku Bonnie, a ta podeszła i mnie objęła, mówiąc mi, jak bardzo za mną tęskniła i jak się o mnie martwiła. Następna przywitała się ze mną Caroline. Dopiero potem Bonnie zaczęła mówić. Nie zwracałyśmy uwagi na wampirzycę, która z przejęciem opowiadała Kolowi, jak bardzo chce się jej rzygać jak na mnie patrzy.
- Sprawa jest nieciekawa. Stefan i Damon nie chcieli cię w to mieszać, ale Lena najwyraźniej nie jest tak dobroduszna jak oni - stwierdziła czarownica i spojrzała na Klausa z nadzieją na to, że to on przejmie tą opowieść. Złapał ją za rękę i zaczął mówić.
- Bonnie wyczuła, że coś jest nie tak, kiedy wieczorem wszyscy graliśmy w scrabble...
- Wygrałabym, gdyby mi nie przerwano - wtrąciła Kath, patrząc na nich z wyrzutem niczym dziecko, któremu odebrano zabawkę.
- Zamknij się i pozwól mu skończyć - warknął na nią Damon. Uśmiechnęła się tylko i pokazała mu środkowy palec. Odpowiedział jej prychnięciem.
- No więc, jak juz mówiłem, nim mi przerwano - podjął ponownie Klaus - ta oto mała osóbka o wielkiej mocy coś wyczuła. I zrozumiała, że to ty jesteś tego celem, Elena. Zrozumieliśmy, że to kolejny sen - kiwnęłam głową. - Dlatego tu jesteśmy.
- Opowiedz, co się stało - podpowiedział mi Kol. Zaczęłam więc opowieść, kończąc ją stwierdzeniem, na które wszyscy czekali. - Kazała mi przyprowadzić was do starego obserwatorium. To tam ma się odbyć ostateczne starcie. Jutro w nocy.
         Ten dzień wszyscy spędziliśmy w posiadłości braci Salvatore, omawiając strategię, na noc. Jednak nie przeszkodziło mi w wspólnej rozmowie z Caroline i Bonnie, które poprosiłam – jak nauczycielka – do innego pokoju.
- Po pierwsze do cholery, czemu nie powiedziałaś, że niemal zginęłaś!? – nie owijałam w bawełnę.
         Caroline przygryzła wargę i spojrzała na czarownicę współczująco.
- Nie chciałam cię martwić. A w ogóle nic mi już nie jest. Klaus mnie uratował – wyjaśniła.
         Zatkało mnie. Czyżby teraz dla niej był ważniejszy Klaus?
- Klaus? – wyszeptałam. Gdy skinęła głową, kontynuowałam. – Dobrze, ale następnym razem nie martw się o mnie i informuj o wszystkim na bieżąco. Boję się o was. Nie wiedziałam, że to aż tak niebezpieczne! – spojrzałam na Caroline. – To się dotyczy was obu. Macie wszystko mi mówić. Nieważne, czy to dobre wieści, czy nie, ale jestem waszą przyjaciółką.
- Wiem, Eleno. Chciałyśmy cię chronić i nie wciągać w to – odparła szczerze Caroline.
         Uśmiechnęłam się słabo.

- Cieszę się, że nic wam nie jest. Co ja bym zrobiła, gdyby was zabrakło? 


__________________

Ta dam! Wróciłam do was z rozdziałem :) Mam nadzieję, że czekaliście na mnie ;)
Rozdział podoba mi się bardzo, dzięki mojej przyjaciółce - Natalii, która pisała go ze mną i wpadała na pomysły o wiele lepsze niż moje <3 To ona pomogła mi i domagała się więcej. Była dla mnie motywacją :3
Jestem ciekawa, czy zauważycie jej ogromny talent, który - według mnie - powinna wykorzystywać :) Możecie jej podziękować za ten rozdział, bo ja dodałam do niego tylko trochę.
Niestety mam też dla was wiadomość (nie wiem czy dobrą, czy złą) - niedługo zakończę pisanie tego bloga. Zostało mi do napisania 1-2 rozdziały oraz Epilog, który chciałabym, żeby wyszedł jak najlepiej!
Nie wiem, czy wrócę do bloga o Klausie i Katherine... Jednak chciałabym nadal pisać i chyba dzielić się z wami moimi niewypałami :P
To chyba będzie na tyle. Jeśli macie jakieś pytania - pytajcie, a odpowiem. Jak zawsze czekam na wasze opinie, które wyrażacie w komentarzach <3
Pozdrawiam i dziękuję ^^