niedziela, 26 października 2014

ROZDZIAŁ XXXI

* * *

         Po raz kolejny kłóciłam się ze Stefanem, o to, czy powinnam uczestniczyć w ostatecznym starciu.
- Idę z wami! – upierałam się. – Wy idziecie z Damonem. Nie mam zamiaru siedzieć bezczynnie, gdy wy wszyscy walczycie. Wezmę kołki i sztylety, przecież mnie szkoliłeś.
- Zaledwie tydzień – szepnął Stefan. – Nie chcę, żeby coś ci się stało.
- Jest nas dwoje – odparłam i skrzyżowałam ramiona na piersi. – I tak dobrze wiesz, że pójdę. Ja wiem dokładnie, gdzie leży obserwatorium. Nie dam zamknąć się w samochodzie.
- Porozmawiam o tym z pozostałymi – podszedł do mnie i pocałował mnie we włosy.
         Uśmiechnęłam się i przytuliłam do niego. Byłam pewna, że przy nim nic mi się nie stanie. Zawsze czułam się w jego ramionach bezpiecznie.

Klaus
        
 Miałem pewne wątpliwości, żeby Bonnie pojechała z nami. Dopiero otarła się o śmierć, a ta cholerna Lena coś na nią uszykowała. Jestem niemal pewien, że nie przyjdzie sama. Ostatnio prawie ją pokonaliśmy, a teraz będzie nas więcej. Jeszcze są Peter i Nathalie, jednak nie byłem pewny, czy będą walczyć. Wiem jedno: nie chcę, żeby przybył ktoś zaświatów, by mnie zabił.
- Klaus?  - spojrzałem na osobę, która przerwała mi w rozmyślaniu. Bonnie.
- Tak?
- Elena chce walczyć z nami… Boję się o nią. Ona jest człowiekiem – podeszła do mnie i usiadła na brzegu kanapy w jednym z pokoi gościnnym.
- Może powinna? I będzie chroniona przez Stefana – powiedziałem szczerze. Objąłem ją ramieniem i przyciągnąłem do siebie. – Damon pewnie też ją ochroni. W końcu obu na niej zależy… 
- Wiem – przerwała mi. – I tak się boję. Boję się o wszystkich. O ciebie też, Klaus.
- Jestem nieśmiertelny, Bonnie. Nie wykończą mnie. Jedynie mogą skrzywdzić. Najważniejsze jest to, żeby Peter nie brał udziału, bo to może wszystko zepsuć – założyłem jej pasmo włosów za ucho. Czy kiedykolwiek zależało mi na kimś, tak jak na Bonnie Bennett? – Kiedy będzie po wszystkim zorganizujemy bal maskowy. Co ty na to?
- Byłam tylko na jednym balu maskowym… I nie było fajnie – oznajmiła. – Ale myślę, że ten będzie lepszy, bo będziesz tam ty.
         Jej uśmiech był olśniewający. Niestety rzadko go widywałem. Gdy wszystko się skończy, chciałbym ją zabrać do Nowego Orleanu – mojego rodzinnego miasta. Pytanie, czy ona będzie tego chciała na pewno?

Wieczór
        
O godzinie jedenastej wyjechaliśmy. Potrzebne nam były dwa samochody. W jednym byłem ja, Bonnie, Kol, Katherine oraz Damon, a w drugim Stefan, Elena, Caroline, Tyler i Nathalie. Tak, Nathalie zdecydowała się walczyć i zamierzała wygrać. Nie była starym wampirem, bo miała około stu lat, choć wyglądała na dwadzieścia.
         Jechaliśmy za czarnym audi, które prowadził Stefan. Elena kierowała go na zachód. Drugi kierował Kol. Ja razem z Bonnie i Damonem siedzieliśmy na tyłach. Splotłem swoje palce z palcami czarownicy, która zaciskała nerwowo usta. Damon patrzył w okno, nie przejmując się niczym. Zależało mu na Elenie. Inaczej by nie pojechał. Elena jednak kochała Stefana – wybrała jego.
         Droga nie trwała tak długo. Stanęliśmy przed dość wysokim, opuszczonym już budynkiem.
- Tym razem cię obronię – wyszeptałem do ucha Bonnie, kiedy wysiedliśmy z samochodu.
- Nie potrzebuję tego… Wolałabym, żebyś uważał na moich przyjaciół. Oni są dla mnie ważni.
- A ty jesteś ważna dla mnie – odparłem.
- Okay – powiedziała. – Pamiętaj tylko, że to co jest między nami nie jest pomyłką – uśmiechnęła się ciepło.
- Będę pamiętał – chwyciłem ją za rękę i poprowadziłem ją w stronę reszty.
- Skończyliście już wyznawanie miłości? – zapytał Damon z głupim uśmieszkiem na twarzy.
         Uśmiechnięty pokręciłem głową i zerknąłem na Bonnie. Jej policzki zaróżowiły się. Następnie spojrzałem na budynek, w którym wszystko mogło się wydarzyć.
         Weszliśmy do środka ze mną na początku i Kolem na końcu. Tak jak myślałem, Lena już na początek przyszykowała pułapkę. Gdy otwierałem drzwi w moim kierunku poleciała strzała. Złapałem ją w ostatniej chwili, unikając zniszczenia koszulki. Rozejrzałem się, ale nie zobaczyłem nic, co miałoby mi mówić o nadchodzącym niebezpieczeństwie. Nie było za jasno, jednak wzrok wampirów były przystosowane do ciemności.
         Korytarz, w którym staliśmy był przestronny i pusty. Spojrzałem na Elenę, która rozglądała się.
- Gdzie teraz? – zapytałem.
- Prosto.
         I tak poszliśmy. Zatrzymaliśmy się przed ogromnymi drewnianymi drzwiami. Obejrzałem się przez ramię.
- Gotowi?
         Wszyscy pokiwali twierdząco głowami. Elena gotowa do walki z kołkami za pasem i sztyletami w dłoniach. Damon miał jedynie jeden kołek oraz substancje. Od razu domyśliłem się, że to werbena i tojad. Stefan wyposażony podobnie jak Damon. Każdy z obecnych posiadał broń, która mogłaby się przydać.
         Chwyciłem klamkę i nacisnąłem. Drzwi otworzyły się, a naszym oczom ukazała się wielka sala wybudowana na planie koła. Podłoga była drewniana a dach odsłonięty, ukazując nocne niebo.
         A na sali? Ludzie, a raczej wampiry i wilkołaki razem z Leną na czele. Nie wiem, ile ich było. Trzydziestu? A może pięćdziesięciu? W każdym razie nie zaatakowali od razu. Czekali na rozkaz Leny. Miała na sobie czarne jeansy, koszulkę i skórzaną kurtkę. Gdy nas ujrzała na twarzy pojawił się szeroki, szyderczy uśmiech.
- Przyszedł czas na ostateczne starcie – zaczęła.
- Daruj sobie te teksty – odezwał się Damon. – Daj się zabić i będzie po wszystkim.
         Dźwięk jej śmiechu rozległ się po pomieszczeniu. Słyszałem jakieś szepty wampirów i wilkołaków, którzy komentowali reakcję wiedźmy.
- Nie bądź śmieszny, Damonie Salvatore. Uprzedzano mnie i słyszałam o tym, że jesteś arogancki, ale nie myślałam, że aż tak – patrzyła na niego intensywnie.
- Mnie uprzedzano, że jesteś wredną suką i mi to wystarczy.
         Jej uśmiech znikł błyskawicznie.
- Cóż… Chętnie bym cię zabiła.
- Nawzajem – posłał jej krzywy uśmieszek.
         Nagle Lena klasnęła i na ten znak, stojący za nią wampiry i wilkołaki ruszyły do przodu. Wyciągnąłem z kurtki nóż i kołek. Od razu powaliłem pierwszego wampira. Nie wymagało to wielkiego wysiłku. Rozciąłem mu gardło, z którego po sekundzie zaczęła płynąć krew. Ciało nieśmiertelnego upadło najpierw na kolana, później na twarz, którą otoczyła kałuża jego własnej krwi.
         Po kilku minutach koło mnie leżały już trzy ciała, w tym dwa wampirów, jedno wilkołaka. Rozejrzałem się szukając Bonnie. Właśnie wymawiała jakieś zaklęcie nad wampirem, który z bólu odchylił głowę do tyłu. Poczułem, że na mojej twarzy pojawia się uśmieszek. Byłem z niej dumny.
         Wtedy od tyłu naskoczył na mnie jakiś pacan. Uwiesił mi się na szyi i próbował dusić. W błyskawicznie rzuciłem nim o podłogę, aż zajęczał.
- To był błąd – powiedziałem do niego i wyrwałem mu serce. Z westchnieniem opuściłem je i walczyłem z następnym.
         Szło nam dobrze, chociaż mieli przewagę liczebną. Nawet Elena radziła sobie nieźle. Właśnie wykonywała wykop między nogi wilkołaka, który nie zdążył zmienić się w wilka. Jęknął i upadł na kolana, gdy ta ogłuszyła go do nieprzytomności rękojeścią sztyletu. 
         Powaliłem następnego przeciwnika – młodego wilkołaka. Zadałem mu cios w szczękę i podciąłem pod nim nogi. Spadł, a ja sprawnym ruchem skręciłem mu kark.
         Nie zostało dużo wrogów. Może piętnastka? Obejrzałem się, szukając Leny, jednak nigdzie jej nie widziałem. Spojrzałem w stronę, gdzie niedawno stała Bonnie. Też jej nie było. Zakląłem pod nosem i ruszyłem w stronę uchylonych drzwi, które zobaczyłem po chwili.
         Kiedy wchodziłem, upewniłem się, że reszta poradzi sobie z resztą.
Bez wahania wszedłem do środka. Nikogo nie było. Rozejrzałem się i na podłodze, niedaleko następnych drzwi zobaczyłem plamy krwi…

Bonnie
         
         Widziałam jak Klaus sobie radzi. Nie musiał używać szybkości wampira, by mieć przewagę. Wiem, że zabijanie jest złe, ale w końcu walczyliśmy o swoje życie, prawda?
         Inni też sobie radzili. Elena wbijała kołek w serce wampira. Stefan stał za nią i walczyli jak para. Damon pokonywał właśnie przeciwnika nieopodal.
         Gdy kończyłam wymawianie zaklęcia nad kolejnym wampirem, poczułam ostry ból głowy. Ktoś pociągnął mnie za włosy. Próbowałam się wyrwać, jednak nic to nie dało. Nie mogła to być Lena – ona  nie miałaby tyle siły. Jakiś wampir. Uderzył mnie w twarz.
         Zaczęłam wymawiać nowe zaklęcie, lecz znów oberwałam. Tym razem w brzuch. Zaczęłam kaszleć i dusić się. Spojrzałam na osobę, która mnie trzymała i prowadziła gdzieś. Jakiś facet z łysą głową. Nie miałam szans z nim wygrać.
- Nie kręć się, czarownico. Lena sama chce się z tobą policzyć.
         Przypomniało mi się o sztylecie, który miałam schowany za paskiem. Jednak wolałam go wykorzystać w starciu z Leną. Gdybym wtedy go zaatakowała, nie miałabym gwarancji, że nie wyrwie mi go.
         Nadal ciągnął mnie za włosy, a ja ledwo za nim nadążałam. Zaprowadził mnie do pomieszczenia, które wyglądało na magazyn. Na krześle przy biurku w rogu siedziała Lena. Uśmiechnęła się do wampira.
- Dziękuję, Thomas. Możesz już iść.
         Thomas puścił mnie, a raczej wyrzucił do przodu, tak, że upadłam na podłogę. Jęknęłam z bólu i próbowałam wstać. Udało mi się to po dłuższej chwili.
- Bonnie, myślałam, że jesteś godniejszym przeciwnikiem.
- Nie myślałam, że jesteś aż taką suką – syknęłam.
- Zdarza się – wzruszyła ramionami.
         Byłam na nią wściekła. To przez nią moi przyjaciele teraz walczą i pomagają mi, choć mogą umrzeć. Przez nią narażają się na niebezpieczeństwo.
         Wstała i podeszła do mnie. Wykorzystałam okazję i uderzyłam ją pięścią w nos. Od razu trysnęła krew. Przyłożyła rękę do twarzy, a gdy zwróciła z powrotem na mnie uwagę, w jej oczach dostrzegłam zaskoczenie i złość.
- Jak śmiesz! – krzyknęła.
- Ładnie ci w czerwonym – uśmiechnęłam się zwycięsko.
         Wykonała ruch ręką, co spowodowało, że wyleciałam przez drzwi i uderzyłam o ścianę. Z trudem łapałam oddech. Usłyszałam stukot jej obcasów. Za szybko się ucieszyłam.
- Miło byłoby zabić tą twoją przyjaciółkę Elenę. Gdy odwiedziłam ją we śnie była taka przestraszona i zdezorientowana – mówiła zadowolona.
         Wyciągnęłam sztylet i rzuciłam go w nią. Chybiłam. Przeklęłam pod nosem. Miałam jeszcze inną broń - zaklęcia.
         Zdenerwowałam się. Nie mogła skrzywdzić moich przyjaciół. Nie mogłam jej na to pozwolić! Z trudem wstałam i z zawziętością, której po sobie nie poznałam, zaczęłam wymawiać zaklęcie. Ogień pojawił się wokół niej. Płomienie były na początku małe.
- Phoematos manex un domo hax fero adiuvex  - powtarzałam te słowa raz za razem, z coraz większą zawziętością.

Lena zaczęła krzyczeć i próbowała mi przerwać, jednak na nic. Ogień stawał się coraz większy. Używałam siły, która mi została. Chwilę później zobaczyłam Klausa, który stał i szukał mnie wzrokiem. Uśmiechnęłam się ciepło, a później poczułam ostry ból w piersi i upadłam na podłogę.
         Z przymkniętych powiek widziałam, jak Klaus wyrywa serce Leny z jej ciała i opuszcza je na ziemię. Nie wiem, co mi się stało. Wiedźma musiała rzucić we mnie sztyletem. Chwilę później znalazłam się w ramionach Klausa, który z czułością pocałował mnie we włosy
- Bonnie, patrz na mnie. Błagam, Bonnie… Nie umieraj, proszę, nie teraz… - jąkał się. Umierałam? Najwidoczniej.
- Klaus – wyszeptałam. Nie miałam już siły. Większość straciłam na zaklęcia, jednak chciałam mu powiedzieć kilka rzeczy. 
Spojrzałam na niego, ale widziałam tylko zamazaną twarz. Poczułam, że płacze. Tak jak ja.
-Klaus – powiedziałam jeszcze raz – Opiekuj się… moimi przyjaciółmi – każde wypowiedziane słowo stawało się dla mnie coraz większym problemem.
- Będę, Bonnie, będę… Nie umieraj, nie teraz. Nie gdy cię potrzebuję, gdy stałaś się dla mnie całym światem. Proszę… - słyszałam żal w jego głosie. Powiedział, że jestem dla niego całym światem. Cieszyłam się, że mam dla kogo umrzeć. Uśmiechnęłam się słabo.

         Zdobyłam się na ostatni oddech i wyszeptałam.
- Kocham cię…

- Ja ciebie też! – krzyknął z rozpaczą, a mój ból znikł...


_______________________

Udało mi się wyrobić z nowym rozdziałem :)
Co sądzicie? Sama nie byłam pewna, czy dobrze robię, ale już się stało...
Proszę was o szczere opinie ^^
Co do waszych ostatnich komentarzy, było mi bardzo miło, kiedy je czytałam. Cieszę się, że ktoś nadal czyta tego bloga.
Co do tego, czy będę pisała opowiadanie o Klausie i Katherine to jeszcze nie wiem. Nie jestem do tego przekonana. Obecnie pracuję nad innymi opowiadaniami :) Jeśli miałabym zakładać nowego bloga, myślę, że zrobiłabym to na święta. Może zaliczyłoby się to jako prezent świąteczny dla was?
Więc nie martwcie się, powrócę!
Myślę, że napiszę jeszcze do tego bloga epilog, który podzielę na dwie części :3
Pozdrawiam Was wszystkich <3

Zapraszam was na bloga mojej koleżanki! Zależy jej na obserwatorach! :3
Never Give Up

4 komentarze:

  1. Jak zwykle genialnie, chociaż mam ochotę Cię udusić! Jak mogłaś zabić Bonnie?!?!?!?!?! ;-; To nie fair. -.-

    Cieszy mnie to, że pomimo wszystko udało Ci się wcisnąć tutaj Damona. Te jego teksty <333 *-*

    Ale i tak jestem na Ciebie zła. Mam nadzieję, że śmierć Bonnie przyniesie chociaż jakieś POZYTYWNE skutki w epilogu c:

    Czekam na następną notkę, a jednocześnie mam nadzieję, że jej dodanie trochę się opóźni... Nie mogę uwierzyć, że to już koniec... Będę tęsknić za tym opowiadaniem, ale póki co czekam na epilog. :*:*

    Weeeeny <3

    Naomi Stark :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wielkie wow. Dlaczego zabiłaś Bonnie?! I jeszcze ta muzyka mnie zdołowała :( Uwielbiam Bonnie, dlaczego akurat ona musiała umrzeć? Teraz Klaus będzie cierpiał. I Caroline. I Elena. Również cieszy mnie fakt, że Damon się pojawił. Kocham te jego riposty.

    Pozdrawiam i czekam na NN
    Julia <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Bonnie nie żyje ;( dlaczego? biedny Nik ;/ wolałaby żeby to był ktoś inny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Co z Bonnie ? Szok że Bonnie i Klaus. są razem ?

    OdpowiedzUsuń