poniedziałek, 7 lipca 2014

ROZDZIAŁ XXVIII

To była Jessica. Przynajmniej wyglądała jak ona. Wszyscy stali jak wmurowani. Co mieli powiedzieć lub zrobić?
         Pierwszą osobą, która zareagowała był Kol. Puścił rękę ukochanej i w błyskawicznym tempie znalazł się na zewnątrz. Pchnął Damona jedną ręką, aż upadł na ziemię. Widać było, że Salvatore nie wiedział, co się stało. Musiał być niedoinformowany.
Pierwotny chwycił blondynkę za szyję i przycisnął do ściany. Jej głowa uderzyła o ścianę. Każdy człowiek straciłby przytomność. Jednak ona tylko pisnęła. Już wiedział, że to wampirzyca.
- Kim jesteś do cholery!? – krzyknął przez zaciśnięte zęby.      
         Ona jednak nie odpowiedziała. Spojrzała za plecy Kola. Damon przybywał już z odsieczą. Kiedy on ją poznał?! Nie udało mu się jednak dostać do pierwotnego, gdyż do akcji wkroczył Klaus, który pojawił się znikąd. Złapał czarnowłosego za rękę i wykrzywił ją. Można było usłyszeć pękającą kość i wrzask Damona. Pierwotny nie chciał, by sprawiał im więcej kłopotu, dlatego skręcił mu kark. Salvatore upadł na ziemię. Na zewnątrz wyszła Caroline, gdy usłyszała, że coś się dzieje.
- Zamknijcie drzwi i zasłońcie okna! – poleciła Bonnie, przypominając sobie, że właśnie wyszła z imprezy.
         Przecież w środku było mnóstwo ludzi. Nie mogliby zobaczyć, co tu się dzieje. Matt zrobił to, co kazała czarownica. Ona nie miała zamiaru się przyglądać. Wyszła przed posiadłość Mikaelsonów i skierowała się w stronę blondynki.
- Kim jesteś? – zapytała.
- Pieprz się! – odparła zadowolona z siebie.
- To była misja samobójcza, wiesz? – warknął Kol.
- Nie… Jeśli mnie zabijecie, pożałujecie tego! – krzyknęła. – Nie jestem Jessicą!
         Wszyscy spojrzeli na siebie zdziwieni.
- Nie wiecie o mnie nic! – krzyknęła. 
- Kim jesteś do cholery?! – powtórzył Kol, ściskając jej gardło jeszcze mocniej.  
- Powiem wam wszystko, jeśli pójdziemy gdzieś, gdzie jest przytulniej. Długo by wyjaśniać, a nogi mnie już zaczynają boleć.  
- Chodźmy do naszego domu – powiedziała Katherine, która stała obok Bonnie.
         Przybrała groźny wyraz twarzy, choć tak naprawdę nie wiedziała, co czuje.
         Nikt się nie sprzeciwiał. Jedynie Matt, który musiał zostać, chciał im towarzyszyć. Nie miał innego wyboru. W końcu to był jego dom… Tymczasowo. Nie zamierzał nikomu opowiadać o zajściu. Nawet Elenie.
         Gdy doszli do domu Kola i Kath, przywiązali mocno blondynkę do jednego z krzeseł.    Nie mieli zamiaru ryzykować jej ucieczką. Kol na przypadek uszykował jeszcze werbenę.
- Możesz opowiadać. Zacznij od tego, kim jesteś – zaczął Klaus.
         Dziewczyna przewróciła oczami.
- Jestem siostrą bliźniaczką Jessici. Mam na imię Nathalie. O świecie wampirów, czarownic, wilkołaków i innych dowiedzieliśmy się od rodziców. Zmienili się w wampiry po naszym urodzeniu. Mogli to ukrywać, ale do czasu. Mieli jeden pierścień. Tylko.
- Mówisz o nich w czasie przeszłym… - Bonnie nie zdążyła dokończyć.
- Wyrwano im serca. Na moich oczach – westchnęła. – Jessica nie chciała być taka jak oni. Brzydziła się krwi i wyrzekła się ich, kiedy wyjawili nam, że są wampirami. Ale kochałam Jessicę… W końcu była moją siostrą – przerwała.
- Mówiłaś, że nie chciała być tacy jak oni… Co to znaczy?
- Rodzice uznali, że powinniśmy wybrać: życie wampira albo śmierć. Ja wybrałam życie wampira. Nie tylko dlatego, że mi kazali. Chciałam dowiedzieć się, jak to nim być. Jessica oznajmiła im, że potrzebuje więcej czasu… Wiedziałam, że i tak się nie zgodzi… Niedługo potem do naszego mieszkania wtargnęli jacyś mężczyźni. Ja szybko się schowałam… Chwilę później widziałam jak rodzicie się bronią. Następnie ich serca lądują na podłodze – po jej policzku spłynęła łza. Nie przejęła się tym. – Nie zdążyli mnie zmienić w wampira, więc sama to zrobiłam. Poznałam jednego w klubie. Zakochałam się w nim – uśmiechnęła się na samą myśl o nim. – Przystojny brunet. Czarujący. Uprzejmy. Co najważniejsze, nie uważał się za lepszego od ludzi. Wyznałam mu, że chcę się zmienić. Zgodził się. Pierwszą noc spędziliśmy po dwóch miesiącach znajomości. Wtedy wymieniliśmy się krwią. Nie zostawił mnie wtedy…
- Historia dość smutna, ale powiedz mi, co on ma z tym wspólnego? – zapytał Kol.
         Blondynka spojrzała na niego ostro.
- Gdyby był bezpieczny, mnie tu by nie było. Jessica mnie w to wciągnęła. Jej nie ma i muszę wykonywać polecenia innej wiedźmy – twarz Raven wyrażała złość.
- Dobra. To co ma wspólnego ten brunet? – zapytał Klaus.
- Jessica wraz z inną wiedźmą go porwała – łzy spływały po jej policzkach strumieniami. – Nie wiem, dlaczego mi to zrobiła. Kazała mi wykonywać polecenia… Groziła mi śmiercią moją i mojego chłopaka – Petera. Własna siostra! Ta druga wiedźma…
- Czego ona od nas chce?
- Waszej śmierci – odparła. – Wie, że nie uda jej się samej. Dlatego połączyła Petera z jakimś duchem. Może go przywrócić do życia jeżeli wykona zaklęcie i go zabije.
- Kim jest ten duch? – zapytała Katherine.
- Nie wiem… Nie mówiła mi nic o nim.
- Wie, że tu jesteś?
         Nathalie pokiwała przecząco głową.
- Ale dowie się. Pewnie pomyśli, że będziecie próbować ją znaleźć. Mówiła coś o zemście. Jessica za życia też o niej wspominała. Musieliście naprawdę coś im zrobić. Nie mściłaby się bez powodu.
- Dlaczego mnie porwała? – odezwała się Kath.
- Chciały was zwabić, ale przyszliście za wcześnie. Zdążyliście ją zabić. Na początku byłam zła, że to zrobiliście, ale rozumiem dlaczego. Pewnie podobnie bym zrobiła na waszym miejscu. I pewnie potrzebna jest jakaś osoba do zaklęcia…
- Czyli po to byłaby potrzebna jej czarownica lub wampirzyca – powiedziała Caroline.
- Kazała ci nas zastraszyć listem? Postrzeliłaś moją przyjaciółkę! – powiedziała Bonnie.
- Jaki list? Nic o tym nie wiem… - jej twarz wyrażała zdziwienie. - Musiała sama to zrobić albo posłać kogoś innego.
- To była chyba kobieta… Powiedziała: Przekaż im wiadomość. To dopiero początek. Możecie to zakończyć, oddając nam czarownicę lub wampirzycę. To powiedziała osoba, która nas zaatakowała – powiedziała Caroline.
- Czyli prawdopodobnie potrzebuje kogoś do zaklęcia. Możliwe, że chce kogoś poświęcić…
         Wszystko układało się w całość. Wiedzieli niemal wszystko. Powód, do którego Nathalie tutaj przyszła. Ale jaki jest powód zemsty? I kogo chcą przywrócić z drugiej strony?
- Możesz nam powiedzieć, gdzie obecnie się znajduje tamta wiedźma?
- Nie mogę powiedzieć… Rzuciła na mnie zaklęcie…
         Bonnie dała znak, żeby Klaus spróbował ją do tego zmusić.
- Gdzie znajduje się druga wiedźma?
         Blondynka podała adres.
- Najwyraźniej to zaklęcie nie było takie silne. Ruszajmy – powiedziała Bonnie.
- Co robimy z Nathalie? – zapytała Caroline
- Jadę z wami! – odparła. – Tam jest Peter. Ona nie może go zabić! – Była zdeterminowana, co można było zobaczyć gołym okiem.
- Dobra… Zwiążemy Ci ręce mocno. Nie możesz nam uciec – stwierdziła twardo Caroline. – Może rozwiążemy ci je na miejscu.
         Dziewczyna potwierdziła, że rozumie, skinieniem głowy.

         Klaus wiedział, gdzie była podana ulica. Była oddalona kilkanaście kilometrów od posiadłości Mikaelsonów. Musieli wziąć dwa samochody. W pierwszym jechała Bonnie z Klausem i Caroline, która pilnowała Nathalie. W drugim Kol i Katherine. Jechali od razu za nimi.
- Wiesz o jakiego ducha chodzi? Jakiego chcą przywołać? – zapytała nagle Katherine.
- Chciałbym to wiedzieć. Jest dużo osób, które pragną śmierci pierwotnych. Głównie to łowcy wampirów – wyjaśnił patrząc na drogę.
- Moim zdaniem to nie oni. Znałam takich kilku… Nie mieli takiego toku myślenia. Nie umieli planować – pokręciła głową. Przygryzła dolną wargę i zmarszczyła brwi. – A w ogóle wszystkim kieruje jakaś wiedźma. Łowcy ich nie cierpią.
- Racja – skinął głową.
         Skręcił w prawo, tak jak Klaus.
- Ale nie mówi nam to, o kogo chodzi.
- Nie muszę tego wiedzieć, ale chcę, żebyśmy byli bezpieczni. Chciałabym się w końcu zabawić.
- Wczoraj na imprezie się nie bawiłaś? – Kol uniósł wyniośle brew i ukradkiem spojrzał na ukochaną.
- Nie chodzi mi o taką zabawę – spojrzała na niego, po czym uśmiechnęła się szeroko. – Wolałabym mieć ciebie tylko dla siebie.
         Pierwotny roześmiał się.
- Też o tym marzę, Katherine. Nie było jednak okazji… Twoje porwanie, obecna sytuacja…
- Rozumiem to – odparła.
- Wiem.
         Resztę drogi siedzieli w milczeniu. Nie przeszkadzało im to. Na miejsce dotarli po niespełna godzinie jazdy. Budynek, przed którym się zatrzymali był ruiną. Jedynie ściany zbudowane z cegieł się jeszcze trzymały. Miejsca, gdzie powinny znajdować się okna, były zabite deskami. A dach? Wcale go nie było. Drzwi wejściowe trzymały się dzięki jednemu zawiasowi.
- Co za rudera… - stwierdziła Caroline, kiedy stanęli przed nią.
- Przynajmniej dwie osoby muszą tutaj zostać. I muszą umieć się bronić… Może Katherine i Caroline? – zaproponowała Bonnie.
- Z blondi? – Kath uniosła brwi.
- Z suką? – odegrała się Caro.
         Po wymianie zdań niechętnie zgodziły się zostać. Pozostali weszli do środka, o ile można to tak nazwać. Hol wyglądał niemal tak samo jak od zewnątrz. Nie czekając, skierowali się na schody, które jakimś cudem jeszcze istniały. Szybko je pokonali i znaleźli się na piętrze. Wyglądał jeszcze gorzej niż parter, a na dodatek miał ogromną dziurę w suficie. Nie musieli jednak wchodzić na drugie piętro…
         Na końcu korytarza zauważyli nieznaną im kobietę. Brązowe, krótkie włosy okalały jej twarz, a cera podkreślała jej zielone oczy. Ubrana była w shorty i zwiewną białą bluzkę.
         Koło niej na krześle siedział związany młody chłopak. Z opisu wszyscy domyślili się, że jest to Peter. Był nieprzytomny. Jego policzki były pokryte krwią, a po ranach już nie było śladu. Nathalie już miała zamiar biegnąć w stronę bruneta, ale zatrzymał ją Klaus. Rozwiązał jej ręce, ale nadal trzymał.
- Wiedziałam, że prędzej czy później ich tu przyprowadzisz –odezwała się kobieta.
- Kim jesteś? – zapytał Kol.
- Pytania… Po co wam na nie odpowiedzi? I tak zginiecie. A zaczniemy od tego chłopaka – wskazała na Petera, który właśnie odzyskiwał przytomność. Otworzył oczy i rozejrzał się. Jego wzrok spoczął na Nathalie.
- Zostaw go!  - krzyknęła zdesperowana. W jej oczach pojawiły się łzy.
- Nathalie… Wiesz, że musi umrzeć – odparła kobieta.
- Nie, jeśli ty zginiesz pierwsza! – krzyknęła i usiłowała się wyrwać. Nie miała jednak tyle siły, by wyrwać się hybrydzie.
         Kobieta roześmiała się. W jej ręce pojawił się nagle kołek, który musiała wyciągnąć zza paska. Nathalie krzyczała i szarpała się. W końcu udało jej się wyrwać. Biegła już w stronę brunetki, która stanęła przed Peter’em z zamiarem wbicia w niego kołka. Nie pozwoliła też na to Bonnie, która wyszeptała jakieś zaklęcie. Sprawiło to, że kołek trzymany przez kobietę, wyleciał jej z rąk w stronę ściany.       
         Wiedźma odwróciła się w stronę przybyłych i posłała im jadowite spojrzenie.
- Co ci zrobiliśmy, że chcesz nas wykończyć? – zapytał Kol.
- Nie pamiętacie mnie? Lena, a Carmen Pellow była moją córką z 1920 roku?
         Klaus stał teraz jak wmurowany. Spojrzał na Kola, który zareagował identycznie.
- O co chodzi Klaus? – zapytała go Bonnie.
- Z jej powodu masz wyrzuty do nas?
- Tak. To była moja córka… Mała córeczka, miała zaledwie szesnaście lat! – krzyknęła.
         Nathalie męczyła się tymczasem ze sznurami, które były przesiąknięte werbeną.
- Możecie mi powiedzieć, o co chodzi z tą Carmen? – zapytała zniecierpliwiona czarownica.
- Zabili ją!
- Nieprawda! – sprzeciwili się. – Zamieniliśmy ją w wampira, a to nie to samo! Sama o to prosiła. Błagała.
- Bezsensowny powód… - wyznała Bonnie.
- Bezsensowny?! Carmen wiedziała, że nie znoszę wampirów, a sama się zamieniła w tego potwora. Rok po przemianie przyszła do mnie. Kiedy jej powiedziałam, że nie kocham jej i uważam, że jest potworem, zabiła mojego drugiego męża! Mężczyznę, którego kochałam, jej ojczyma!
         Nie chciała nic więcej dodawać. Odwróciła się w stronę Petera i Nathalie. Brunet był prawie wolny…
- Nathalie uważaj! – krzyknął Kol, kiedy kobieta wyciągnęła nóż z pochwy.
         Jednak blondynce nie udało się w porę uniknąć obrażeń. Nóż nie trafił w jej serce, ale w plecy. Poczuła ostry ból i próbowała sięgnąć po sztylet, który przed chwilą rozdarł jej skórę.
         Do akcji wkroczyli Klaus i Kol, a Bonnie próbowała odwiązać Petera. Chciała się jakoś przydać, a w walce nie była zbyt dobra. Sznury były straszne. Całe mokre i grube. Przypomniała sobie o nożu, który teraz miała Natalie. Szukała jej wzrokiem, co nie zajęło jej długo. Leżała parę metrów od niej i próbowała wyjąć z pleców ostrze.
- Nathalie! – zawołała ją.
         Dziewczyna spojrzała na nią i szybko zrozumiała. Przysunęła się bliżej, by Bonnie mogła wyciągnąć sztylet. Chwyciła rękojeść i zręcznie wysunęła narzędzie z ciała blondynki. Tamta jęknęła, ale chwilę później poczuła ulgę.
- Dziękuję – wyszeptała.
- Nie ma sprawy. Teraz spróbuję przeciąć sznury.
         Czarownica ukradkiem spojrzała w stronę Klausa, by sprawdzić, czy nic mu nie jest. Dawał radę. Widziała, że kobieta, której imienia nie znała, była już zmęczona, ale nadal wymawiała zaklęcia, które dawały jej niewielką przewagę.
         Zajęła się przecinaniem sznurów. Gdy jej się w końcu udało, zrzuciła z Petera więzły, które wydawały się jej ciężkie.
- Dasz radę się nim zająć? – zapytała czarownica.
         Nathalie skinęła głową na potwierdzenie.
         Bonnie wstała i ruszyła w stronę grupki, a raczej w stronę Leny. Postanowiła, że wykończy ją tak, jak Jessicę.
         Mówiła wyrazy, które wcześniej zapamiętała. Zerwał się wiatr, który rozwiewał jej włosy. Klaus spojrzał na nią z troską i z dumą. Wiedźma, która do tej pory była pewna siebie upadła na kolana i krzyknęła. Głowę odchyliła do tyłu, jednak nie był dla niej to koniec. Przy pasku, z którego wcześniej wydobyła już kołek i sztylet teraz wyciągnęła pistolet. Nie widziała Bonnie, dlatego strzelała na ślepo. Pierwsze kule mijały „cel”. Czarownica przez odgłosy strzelania i unikanie kul nie mogła skupić się na zaklęciu. Uskoczyła w bok, słysząc jeszcze kilka wystrzałów.
         Pierwotni nie zwracali już uwagę na wiedźmę, która powoli wstawała i zamierzała uciec. Skierowali się w stronę Bonnie, która leżała nieruchomo na podłodze.


_______ 

     Tak, wiem dawno mnie tu nie było i bardzo was przepraszam... Koniec roku szkolnego, wystawianie ocen i inne... Jednak wróciłam, by kończyć pisać tego bloga. Pociągnę jeszcze kilka rozdziałów i napiszę epilog ;) Może później zacznę coś nowego, ale nie mam jeszcze pomysłu... Mam nadzieję, że będę widziała wasze komentarze, które mnie motywują i cieszą. 
Co do rozdziału, czekam na wasze opinię ;)

P.S. cieszycie się z mojego powrotu? 

6 komentarzy:

  1. Jejejejejejejejj! *.*
    Nowy, świetny rozdział! <33
    Mam nadzieję, że szybko dodasz nową notkę, bo ta naprawdę mnie zaciekawiła :D
    Weny :*

    Naomi S. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję! Postaram się szybko dodać nowy rozdział ;) Jeśli dobrze mi pójdzie dodam go za tydzień :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszyć, chyba skakać z radości. Ubóstwiam Ciebie i Twojego , bloga. Jezu jak mi brakowało tego opowiadania!
    Pisz dalej, czekam niecierpliwie na następny.
    Pozdrawiam życzę weny, pomysłów i wspaniałych wakacji!
    Julia
    sistersofwolfs.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest megga *o* Nawet nie wiesz jak długo czekałam na nowy rozdział. Ponad 3 miesiące, ale było warto bo jest bardzo wyrazisty i pełen akcji :3 Mam nadzieje że kolejny pojawi się szybciej :3 Pozdrawiam Cię oraz życzę dużo weny oraz udanych wakacji :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczywiście że się cieszę *.* W końcu wróciłaśśś..Aww cudowny rozdział :D Kocham twoje opowiadania ale to już bardzo dobrze wiesz ^^ Mam nadzieję że jak skończysz te opowiadania to zawitasz do drugiego twojego blogu .Pozdrawiam :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję wam ;* Nawet nie wiecie, jak wasze pozytywne komentarze na mnie działają. Cieszę się, że czekałyście ;) Bardzo mi zależy, żeby ktoś czytał moje wypociny... Nowy rozdział powinien pojawić się wkrótce, jestem na etapie "tworzenia". Może w weekend. A jeśli nie, to w poniedziałek :3 Również pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń