- Jak się czujesz?
- Dobrze, dzięki…
- No to na czym skończyłyśmy?
– wtrąciła się Katherine.
- Mówiłyście, że jest
lekarstwo na ugryzienie wilkołaka…
- Tak, ale nie ufamy ci
jeszcze do końca.
- No tak…
- To może najpierw pokażesz
nam, co umiesz? – zapytała Kath.
- Tutaj? – zapytała oburzona
Jessica. – Wolałabym gdzieś indziej…
Jej oczy są niebieskie i widać w nich przerażenie. Bała się,
ale czego?
- Nie. Może u mnie? Kola nie
ma w domu, możemy iść – zaproponowała.
- Mówicie poważnie? –
zapytała Caroline. Czyżby też się przestraszyła?
- Wyglądacie, jakbyście się
bały – dodała Kath, wstając. – Dalej, chodźcie.
- Ja się nie boję. Po prostu
dziwię się, że ty nas zapraszasz – w
głosie Caroline było można usłyszeć niepokój.
- Nie potrzebujecie
zaproszenia, w ogóle, jestem wszędzie, gdzie się coś dzieje – uśmiechnęła się
szeroko, zadowolona ze swojej wypowiedzi.
- Nie ugryzę…
Dziewczyny spojrzały po kolei na siebie i pokiwały głowami.
- No dobra – odparła Bonnie.
Wszystkie wstały i wyszły. Na zewnątrz czuć było lekki
wiaterek. Było przyjemnie, chociaż słońce nadal grzało. Szły spacerkiem,
chociaż było widać, że Kath chciała jak najszybciej znaleźć się w domu. Po
dziesięciu minutach stały już przed drzwiami domu Katherine i Kola.
- Więc tutaj mieszkasz –
szepnęła Elena.
- Yhym. Skromny, jak na mnie,
wiem, ale… - nie dokończyła.
- Nie jest źle – dodała
Caroline.
Kath wyciągnęła klucze z torebki i o włożyła jeden z nich do
zamka. Przekręciła go dwa razy i otworzyła drzwi.
- Wejdźcie – zaprosiła je.
Gdy weszły do środka, Pierce zaprowadziła je do salonu.
- Chcecie coś do picia? Mam
krew, whisky i inne napoje – oznajmiła, wchodząc do kuchni.
- Krew? – zapytała przerażona
Jessica.
- Co w tym dziwnego, przecież
jestem wampirzycą, Kol też.
- No tak… Prawie zapomniałam,
że istnieją wampiry, wilkołaki i inne stworzenia nadprzyrodzone.
Na te słowa Katherine uśmiechnęła się podstępnie.
Jessica |
- Ja poproszę krew – wtrąciła
się Caroline.
- Ja sok – dodała Elena.
- Dobra… Jessica, Bonnie?
- Ja, dziękuję – odparła
nieufna czarownica.
- To ja wezmę sok.
- Mam tylko jabłkowy. Może
być?
Jessica i Elena pokiwały twierdząco głowami. Kath wyciągnęła
cztery kubki. Do dwóch nalała sok jabłkowy, a do reszty krew z woreczka, który
wcześniej wyciągnęła z lodówki. Kiedy już wszystkim nalała, wzięła po dwa kubki
w jedną rękę i zaniosła do salonu. Położyła na stół, przy który wszyscy oprócz
niej siedzieli.
- To, co nam pokażesz? –
zapytała ciekawska Pierce.
- Niech pokaże, to co umie.
Bez oszustw.
- Ja umiem grać czysto. Tylko
Bonnie, ty też coś później pokażesz.
- To może bitwa czarownic? –
zaproponowała brunetka chwytając kubek z krwią.
- Katherine! – krzyknęła
Elena, która do tej pory milczała.
- Elena, wiem, że chcesz mnie
chronić, ale umiem siebie obronić.
- I tak Bonnie, by wygrała –
dodała Caroline, pewna siebie.
- Co to za pewność? –
zapytała się oburzona Jessica.
- Bonnie ma większe
doświadczenie – Caroline nie dała za wygraną.
- A skąd wiesz, jakie ja mam?
Przecież mnie nie znasz.
- Dziewczyny przestańcie! –
przerwała Bonnie.
Zapadła cisza.
- A było tak ciekawie –
szepnęła do siebie Katherine.
- Ja jestem za bitwą –
oznajmiła, nadal zdenerwowana Jessica.
- A ja nie. To jest
bezsensowne.
- Mi się nie wydaję –
oznajmiła, a następnie wymamrotała coś pod nosem, jakieś słowa, których nikt
prawie nie rozumie. Było to zaklęcie.
Jessica miała zamknięte oczy, a ręku wykonała gest
w stronę stołu. Blondynka wstała i odsunęła się. Nagle stół ruszył w stronę Eleny,
Caroline i Bonnie. Katherine już dawno
stała, bo wiedziała, że coś się wydarzy.
Caroline szybko chwyciła Elenę i wyszła zza stołu wampirzym
tempem. Wiedziała, że to jej wina, ale też wiedziała, że Bonnie sobie poradzi.
Miała rację.
Bonnie w ostatniej chwili zrobiła podobny ruch, jak Jessica,
a stół się zatrzymał.
- Tylko na tyle cię stać –
zapytała się ciemnowłosa czarownica i ledwo, co okręciła rękę patrząc na
Jessicę, a przeciwniczka już była przygnieciona do ściany.
Oczy blondynki paliły się ze złości. Zaczęła się śmiać
histerycznie i wymówiła jakieś inne zaklęcie. Wtedy Elena zawisła w powietrzu.
- Niezła jest – powiedziała
Kath do Bonnie.
- I tak mało.
Bonnie opuściła rękę i Jessica spadła na półkę. Elena także
spadła, ale Caroline zdążyła ją złapać.
- Jeśli to była cała twoja
moc, to przykro mi… - skierowała się do Jessici.
- Mam jeszcze asa w rękawie –
szepnęła i popatrzyła na Katherine.
Wampirzyca chwyciła się za gardło, później za brzuch.
- Coś ty zrobiła? - zapytała z niedowierzaniem Bonnie.
- Tajemnica.
Bonnie wiedziała, że to nie jest czar, który ona wykonuje na wampirach. Było
to coś innego.
- Kath, jak się czujesz? –
zapytała Caroline bez troski w głosie.
- Werbena… - wymamrotała.
Wszyscy nagle zrozumieli, co Jessica mogła zrobić Kath.
Mogła zaczarować samą siebie. Miała w sobie werbenę, której „nie miała”. Pierce
piła jej krew. Nie czuła werbeny. Teraz czuję ją, jakby dopiero teraz wypiła
krew wymieszaną z werbeną.
Wtedy niespodziewanie do domu wszedł Kol. Był uśmiechnięty,
jednak kiedy zobaczył swoją ukochaną leżącą na ziemi i zwijającą się z bólu,
jego wyraz twarzy zmienił się. Podbiegł
do niej i zaczął krzyczeć:
- Kto to zrobił!?
Wszyscy spojrzeli na Jessicę, która leżała na podłodze,
patrząc na Kath i Kola.
- Pożałujesz tego! –
pierwotny szybko podszedł do blondynki, wziął ją za gardło i przygniótł ją do
tej samej ściany, co Bonnie wcześniej.
Druga czarownica przybliżyła się do Kath i wymówiła
zaklęcie.
- Bonnie zrób coś! – krzyknął
Kol.
- Nie mogę, jej pomóc, tylko
ona może – odparła wskazując Jessicę.
Pierwotny nie puścił jej jeszcze, już chciał ją zabić, ale
przeszkodził mu w tym, jego brat – Elijah.
- Mieliśmy umowę, bracie.
- Zobacz, co zrobiła
Katherine.
Oboje spojrzeli na Kath. Wciąż zwijała się z bólu.
- Jessica, zrób coś, bo Kol
cię zabije.
Kol puścił ją i wskazał Pierce.
- Pomóż jej.
Blondynka przewróciła oczami i powiedziała zaklęcie. Po
chwili Kath tylko szybko oddychała. Kol podbiegł do ukochanej i wziął ją w
objęcia.
Położył ją na kanapie i przysiadł się koło niej.
- Co tutaj się działo do
cholery!?
- Jessica chciała urządzić bitwę czarownic. Zaczęła. Ja nie chciałam, ale musiałam się obronić.
- Jessica chciała urządzić bitwę czarownic. Zaczęła. Ja nie chciałam, ale musiałam się obronić.
- A Katherine?
- Ona nic nie zrobiła. A
Jessica chciała wykorzystać to, że twoja dziewczyna karmiła się nią.
- Karmiłaś się Jessicą?! –
zapytał z oburzeniem Elijah.
- Sama chciałam – oznajmiła
uśmiechnięta blondynka.
- Czemu mnie nie słuchasz?
- Niech się zastanowię… Po
co? Nie jesteś moim ojcem.
- Możecie mi wytłumaczyć, o
co tutaj do cholery chodzi? – zapytała się Katherine.
- Później ci wytłumaczę, o co
chodzi.
- Zawarliśmy umowę, Kol.
- Nie widzisz, do czego już
doszło, Elijah?
- Rób, co chcesz. A ty –
skierował się do Jessici. – Uważaj, co robisz.
- Lepiej będzie, jak już
pójdziemy – powiedziała Elena.
- Racja – dodała Bonnie.
Wyszły bez pożegnania. No tak. Przecież nie lubiły Kath, a
Kola nie znali tak dokładnie jak ona.
- Zostaliśmy sami. Powiesz
mi, o co chodzi?
- Najpierw napij się. Nie za
dobrze wyglądasz – Kol sięgnął po kubek i podał ukochanej.
- Kol. To jest sok jabłkowy –
powiedziała, po czym uśmiechnęła się szeroko.
- Oops.
Kiedy sięgnął po następny kubek, upewnił się, czy jest w nim
krew. Była.
- Proszę.
- Dzięki. Wiesz, co?
- Hmm?
- Wkurzyła mnie ta Jessica.
Następna suka.
- Z tym się z tobą zgadzam.
Nie miała prawa cię skrzywdzić.
- Dobrze, że przyszedłeś.
Pomogłeś mi. Nie wiedziałam, że Jessica umie aż tak czarować.
- Ja też nie. Na początku
myślałem, że to Bonnie, ale zobaczyłem, jak na ciebie patrzy.
- Jak?
- Na pewno cię nie żałowała,
ale patrzyła tak krzywo, jakby nie mogła nic zrobić. Może myślała po prostu,
jak Jessica to zrobiła.
- Pewnie się cieszyła, jak
cierpiałam. Sama lubię zadawać ból komuś, tylko że ja jestem wampirem.
- Wróćmy później do tego
tematu, dobrze? – zapytał Kol, gładząc policzko swoją dłonią.
- Niech będzie. Teraz mi
powiedz, co tutaj robił Elijah i o jaką umowę chodzi.
Kol westchnął i zaczął:
- W tej umowie chodziło o to,
żeby wypróbować Jessicę jako czarownicę.
- Ona jest czarownicą –
dodała Kath.
- No, nie do końca.
Dokładniej to jedna z czarownic obdarzyła ją mocą, jak była mała. To
spowodowało, że umie używać zaklęć.
- I co?
- Mieliśmy ją chronić i
zawrzeć z nią sojusz. Wiesz Bonnie za nami nie przepada, a Jessica byłaby dobrą
czarownicą, jakbyśmy ją potrenowali.
- O co konkretnie chodzi?
- Potrzebujemy pomocy
czarownic.
- Co się stało? – Katherine
nie przestawała zadawać pytań.
- Nie wiem, jak to
powiedzieć…
- Prosto z mostu.
- Esther chce cię zabić.
- Esther?! Przecież ona nie
żyje!
- Właśnie o to chodzi, że
ktoś ją ożywił.
- Cholera! Już wiem po kim
masz chęć zemsty.
- No tak… Zabiłaś ją, a ona
chce zabić ciebie.
- Czyli po prostu umowa
mówiła o tym, żeby mnie chronić?
- Mniej więcej. Mieliśmy
jakoś nauczyć czarów Jessicę, żeby chroniła ciebie, a my byśmy ją zamienili w
wampira. Taka była umowa, ale chyba ją zerwałem. Jak widziałem, że cierpisz
przez Jessicę…
- Rozumiem… Na twoim miejscu
zrobiłabym to samo. Poradzimy sobie… A dlaczego Elijah tak się oburzył, jak
usłyszał, że karmiłam się nią.
- Ponieważ powiedział
Jessice, że ty o wszystkim wiesz. Ona pomyślała, że w końcu ją zabijesz, więc
ona tobie zrobiła krzywdę.
Zamilkli. W końcu Kol wziął Katherine w swoje ramiona i
pozwolił jej zasnąć. On także po chwili zasnął.
Obudzili się niemal równocześnie, równocześnie to przez
dzwonek do drzwi.
- Kol, otwórz ty –
powiedziała wstając i poprawiając włosy.
- Okej.
Pierwotny wstał i poszedł otworzyć drzwi. Był to Klaus.
- Witaj Kol.
- Klaus.
__________
No w końcu skończyłam :D
Mam nadzieję, że opłacało wam się tyle czekać na ten rozdział ;**
Piszcie w komentarzach jak wam się podoba. Przyjmę wszelką krytykę. Jak będziecie mieli jakieś pomysły, czekam na propozycje <3 Co tutaj więcej pisać? ;)
Pozdrawiam wszystkich ;*