Do pokoju weszła Caroline z
trzema kubkami z krwią.
- Proszę – powiedziała,
podając im po kubku. – Siadajcie. – wskazała krzesła naprzeciw jej łóżka, na
którym usiadła.
- Dzięki – dodał Klaus.
- Dobra. O co chodzi? –
zapytała.
- Mamy prośbę – odparł Kol.
- Raczej propozycję –
wtrącił.
- Słucham uważnie.
Kol z Klausem opowiedzieli jej wszystkie sytuacje. Czasem
robili sobie krótkie przerwy na napicie się krwi. Próbowali nie ominąć żadnego
szczegółu. Kiedy skończyli zapadła cisza.
Przerwała ją Caroline:
- Czyli chcecie, żebym
namówiła Bonnie, żeby wam pomogła w zamian za to, że?
- Pozwoliłbym Tylerowi wrócić
już jutro.
- A jeśli tego nie zrobię?
Mówiłeś, że pozwolisz mu wrócić za tydzień.
- No tak… - pomyślał Klaus.
Zamiast hybrydy odezwał się Kol.
- Wtedy tego pożałujecie. W
końcu macie pomóc nam w znalezieniu Katherine oraz pozbyłybyście się czar…
wiedźmy.
Caroline przygryzła dolną wargę. Widać było, że się
zastanawia. Nie wiedziała, co zrobić. Po namyśle, jednak odpowiedziała:
- Spróbuję namówić Bonnie,
ale niczego nie obiecuję. A co do tego, że pożałuję, Klaus się nie zgodzi.
- Pożałujesz w inny sposób.
Na przykład skrzywdzę kogoś w niedalekich kręgach twoich znajomych.
- Przypominam ci, że mi coś
obiecałeś.
- Jestem świadkiem – dodał
Niklaus.
- Oh… Pierwszy raz mam taką
sytuację… Mniejsza z tym. Najlepiej będzie, jeśli pójdziesz zaraz do Bonnie.
Tyler szybciej wróci . Inaczej kogoś naślę.
- Dobrze, dobrze. Zaraz
pójdę… - odparła poirytowana. – Najpierw
się przebiorę, nie pójdę w takim stroju.
Nie wyglądała najgorzej miała na sobie krótsze spodnie i
T-shirt. Podeszła do swojej szafy, otworzyła jedną połowę, gdzie rzeczy
poukładane były na półkach. Stanęła, myśląc, co ma ubrać.
- Ubierz czarne spodnie i
białą bluzkę z nadrukiem – powiedział Klaus.
Ona odwróciła się do niego i skarciła wzrokiem.
- Niech będzie – zmarszczyła
brwi.
Wzięła ciuchy i poszła do łazienki się przebrać. Bracia
tymczasem opróżnili swoje kubki do dna. Czekali niecierpliwie na Caroline.
Kiedy wróciła, zerknęła na obu.
- Gotowi?
- To raczej my powinniśmy
zapytać o to ciebie – rzekł Kol.
- Jest ciepło – znów wtrącił
się Niklaus.
- Okej… To jest dziwne, ale
dobra. Chodźmy już.
Nie odpowiedzieli. Po prostu ruszyli za blond wampirzycą. Oznajmiła
mamie, że wychodzi.
Szli na skróty. Nie było to daleko, ale jak Kol powiedział
„każda minuta się liczy”. Bracia odprowadzili ją prawie pod sam dom i
zawrócili. Wiedzieli, że Bonnie nie zaprosi ich do domu, więc nie ryzykowali.
Odeszli niedaleko. Usiedli na jednej z ławek niedaleko domu czarownicy.
- Czemu tak ci zależy na
Katherine? – zapytał znienacka Klaus.
- Kocham ją – powiedział
krótko.
- To się domyślam, ale
dlaczego?
- Podoba mi się. Jest ostra,
seksowna. Pociąga mnie. Lubi ryzyko.
- Jest podobna do ciebie…
Trochę. Też lubi się zemścić. Lubisz ryzyko, łamiesz zasady. Przykładem jest,
jak chciałeś zabić Matta podczas balu.
- A to… Pamiętam. Wykręciłem
mu tylko rękę, bo Damon na mnie skoczył – uśmiechnął się na to wspomnienie. –
Ciekawie było.
- Nie mogę zaprzeczyć.
- Wtedy każdy był na ciebie
zły, a szczególnie ja – dodał Kol.
Klaus spojrzał na niego pytająco.
- Za to, że mnie
zasztyletowałeś, braciszku – jego uśmiech nie zniknął z twarzy.
- No tak – odwrócił wzrok. –
To było dawno. Można powiedzieć.
- Niech będzie, zmienię
temat. Nikogo nie masz u swojego boku?
Klaus spuścił głowę i się roześmiał.
- Co cię tak śmieszy?
- Ty.
- Niby dlaczego?
- Sam już nie wiem. Zadajesz
pytania o kobietach, chociaż twoją „porwano”.
- No tak… - westchnął. – Masz
trochę racji… Po prostu nie chcę o tym myśleć. A o innych myślenie odrywa mnie
od rzeczywistości, trochę – wyznał.
- Wydusiłeś to z siebie, no w
końcu.
Zapadła długa, złowroga cisza. Przerwała ją Caroline.
Towarzyszyła jej Bonnie. Bracia jakby porażeni prądem wstali, gdy je ujrzeli.
Bonnie miała na sobie dżinsy i ciemną bluzkę. Jej twarz nie kryła, że jest
niezadowolona. Stanęła przed nimi z założonymi rękoma na piersi.
- Wszystko powiedziałam
Bonnie. W zamian musicie jeszcze coś jej obiecać.
- Co? – zdziwił się Kol.
- Nie zabijecie żadnej osoby
z Mystic Falls, ani osób, które tutaj będą przejazdem i tym podobne – była
konkretna. W końcu była czarownicą.
- Ale możemy się pożywiać,
tak? – zapytał z sarkazmem.
- W małych ilościach. Nie
możecie zabijać. Inaczej ja się z wami rozprawię – powiedziała stanowczo. - Kiedy
zaczynamy? Mam chyba wszystkie potrzebne rzeczy – wskazała swoją torbę,
zawieszoną na ramieniu.
- Najlepiej teraz, idziemy do
mnie – dodał Kol, wstając z ławki.
Klaus także wstał.
- I jeszcze Tyler wraca jutro
do Mystic Falls – wtrąciła, patrząc się na Klausa.
- Tak, zgadza się – skierował
się do Caroline. – Możesz do niego napisać lub zadzwonić. Ja jeszcze dam mu znać dzisiaj.
- Już to zrobiłam – odparła.
Klaus uniósł pytająco brew, a ona się uśmiechnęła. Wreszcie
ruszyli do domu Kola. Szli, milcząc. Prowadził Kol, a obok niego szedł jego
brat. Za nimi szły Caroline i Bonnie.
Doszli do wyznaczonego miejsca. Kiedy znaleźli się w
salonie, Bonnie usiadła wygodnie na kanapie przy stoliku. Caroline postąpiła
podobnie. Pierwotni woleli postać i popatrzeć.
- Najpierw muszę ją
zlokalizować – oznajmiła, wyciągając z torby małą mapkę i nożyk. – Daj mi swoją
rękę. Jesteś jej chłopakiem. Potrzebuję twojej krwi.
Kol podszedł do niej i podał bez wahania dłoń. Wzięła ją i
przecięła. Pierwszy złożył ją w pięść i pozwolił kroplom krwi pospadać na mapę.
- Wystarczy – powiedziała
Bonnie.
Nie patrząc na niego zwiesiła swoje ręce nad mapą. Zaczęła
wymawiać zaklęcie. Nagle krople krwi złączyły się w jedną i kręciły się po
mapce. Ostatecznie zatrzymała się na mieście, które znali dobrze.
Nowy Orlean.
- Cholera – mruknął Klaus.
- Musimy tam zaraz jechać. Bonnie
jedziesz z nami – odezwał się po chwili Kol.
- Słucham? – zapytała
zdziwiona.
- Słyszałaś. Musisz nam pomóc
uratować Katherine.
- Pomogłam wam.
- W znalezieniu jej, a nie
uwolnieniu – wtrącił Niklaus.
- Dobra, dobra. Pojadę… -
westchnęła.
- To weź z domu
najpotrzebniejsze rzeczy.
- Jak długo tam będziemy?
- Najmniej trzy dni. Sam
dojazd zajmuje parę godzin.
- Caroline, możesz mi
przypomnieć, dlaczego się zgodziłam?
- Zrobiłaś to między innymi
dla mnie i dla Mystic Falls.
Westchnęła ponownie. „Czemu jestem taką silną czarownicą?”,
zapytała się w myślach. Caroline posłała jej jedynie wymuszony uśmiech.
- Dasz radę. Jesteś silna.
- Dzięki – odparła.
Skierowała się do Klausa i Kola. – Pójdę tylko po najpotrzebniejsze rzeczy.
Pamiętajcie, że nie jestem waszą własnością. Robię to tylko dla Caroline i…
- I Mystic Falls. Tak
załapaliśmy. Idź już, poczekamy koło Mystic Grillu na ciebie. Najlepiej
wyjechać jak najszybciej.
Caroline
miała już iść, lecz wcześniej przytuliła swoją przyjaciółkę i powtórzyła:
- Pamiętaj jesteś silna, nie
daj się zastraszyć.
- Dziękuję – odwzajemniła
uścisk.
- To ja powinnam ci
podziękować.
Uwolniła ją od uścisku i uśmiechnęły się do siebie szczerze.
- Idź już… - powiedziała
Caroline.
Czarownica odwróciła się i
poszła pewnym krokiem do swojego domu, który był jakieś 15 minut drogi od domu
Kola. Szła po najpotrzebniejsze rzeczy.
Wzięła
walizkę, do której spakowała parę ciuszków, buty i bieliznę oraz kosmetyczkę
szczoteczkę do zębów i trochę werbeny, a także dwie księgi z czarami. Wcześniej
zażyła trochę werbeny, ale zawsze trzeba się zabezpieczyć. Chociaż na dworze
było ciepło, założyła skórzaną kurtkę. Podwinęła rękawy i wyszła ciągnąc za
sobą walizkę.
Gdy doszła na umówione miejsce bracia czekali. Nie mieli
żadnej walizki ani torby. Zdziwiła się, ale nie okazywała tego. Z jej twarzy,
tak jak z ich, nie było można odczytać smutku ani niechęci.
- Gotowa? – zapytał Klaus.
- Um… Tak. – westchnęła i
dodała. – Czym jedziemy?
- Autem – powiedział Kol
wskazując głową parking obok baru.
Stało tam czarne bmw.
- Że tym? – niedowierzała.
- Tak. Najszybsze auto, które
udało nam się znaleźć w tym czasie. Nie mamy chwili do stracenia – mówił Kol.
- No dobra…
Po 2 minutach wszyscy byli już w aucie. Bracia usiedli z
przodu, a Bonnie z tyłu. Walizkę schowała do bagażnika. Kiedy wyjechali,
czarownica zapytała ciekawa.
- Nie macie żadnych rzeczy?
- Nie… Załatwimy sobie coś na
miejscu, mamy wystarczająco pieniędzy – odparł Klaus.
To Kol prowadził. Siedział cicho, skupiony jedynie na
drodze. Jechał dość szybko, ale to było
zrozumiałe. Chciał uratować swoją dziewczynę przed nieprzewidywalną wiedźmą.
Pewnie cały czas o niej rozmyślał.
- Możesz się przespać, jak
chcesz, podróż będzie trochę trwała, a tobie przyda się odpoczynek. Musisz mieć
siły, gdybyś miała pokonać Jessicę. – od wyjazdu Kol pierwszy raz się odezwał.
- Może za chwilę –
wymamrotała Bonnie.
Po dziesięciu minutach drogi czarownica zasnęła oparta o
głową o szybę. Sen miała głęboki, a zarazem spokojny. W tym czasie Klaus
zagadał do Kola.
- Nie denerwuj się.
Dopadniemy ją.
- Wiesz co?
- Co?
- Kiedy dopadniemy Jessicę,
ty się nią zajmiesz. Skłamałbym, że nie chcę się zemścić, ale… - nie dokończył,
bo przerwał mu Niklaus.
- Nie mów więcej. Rozumiem.
Chcesz się zająć Katherine. Nie wiem do końca, co czujesz, ale pomagam ci, bo
jesteś moim bratem. Moją rodziną – uśmiechnął się.
Kol nie wiedząc, co powiedzieć, pokiwał głową i dodał tylko:
- Dzięki.
Zapadła cisza. Towarzyszyła im do końca drogi. Obudzili
Bonnie. Zatrzymali się przed Motelem „New Orlean”. Bardzo pomysłowe, są w
mieście i w motelu o nazwie Nowy Orlean. Nie było chyba łatwiejszej nazwy do
zapamiętania.
- Dostanę osobny pokój?
- Jeśli chodzi ci konkretnie
o pokój to tak. Tak jakby mieszkamy razem.
- Ahaa… Chyba rozumiem. Można
powiedzieć, że to jest mieszkanie, w którym ja mam swój pokój.
Klaus potwierdził i ruszyli do recepty. Za ladą siedziała
piękna blondynka o brązowych oczach. Miała na sobie obcisłą bluzkę i spódnicę,
sięgającą jej do połowy ud.
- W czym mogę pomóc?
- Chcemy zarezerwować „jakieś
mieszkanko”.
- Rozumiem, że mają być dwa
pokoje.
- Najlepiej trzy – dodał Kol
pośpiesznie.
- Już szukam – spojrzała się
w monitor komputera i napisała coś na klawiaturze. Po chwili uśmiechnęła się i
dodała. – Jest wolne na drugim piętrze. Można powiedzieć pierwsza klasa.
- Dobrze. Można zapłacić
później?
- Hmm… Powinniście zapłacić
od razu – ugryzła dolną wargę.
- Zapłacimy później –
zahipnotyzował ją hybryda.
Ona jedynie posłusznie przytaknęła i podała im klucz do
pokoju numer 9. Ruszyli w stronę schodów.
- Ugh… Nie zabrałam walizki –
powiedziała Bonnie.
- Przyniosę ci ją później –
oznajmił twardo Kol.
Chciała zaprzeczyć, ale Klaus spojrzał na nią ostro. Westchnęła.
Gdy znaleźli się na drugim piętrze, zaczęli rozglądać się, poszukując mieszkania
z numerem 9 na drzwiach. Znalazła je Bonnie. Zawołała braci i otworzyli drzwi.
Kiedy weszli do środka, ukazał im się przestronny salon z
dwoma fotelami oraz kanapą, stolikiem i telewizorem. Po bokach znajdowały się
drzwi. Łącznie było ich troje.
- Zaklepuję ten po lewej –
odezwała się bez wahania. To był jeden pokój po tej stronie.
- Niech będzie – dodał Klaus.
- Bonnie – zwrócił się do
niej Kol.
Oparła się o ścianę i założyła ręce na piersi. Zmarszczyła brwi.
- Co?
- Zaraz przyniosę ci walizkę…
Możesz rzucić jeszcze jakieś zaklęcie, żeby dowiedzieć się, gdzie dokładnie
znajduje się Kath?
- Hmm… Chyba tak. Będzie
wyglądało podobnie, ale potrzebuję mapkę Nowego Orleanu i znów twojej… krwi. I
innego zaklęcia użyję, bo zakładamy, że są blisko.
- Dobrze. Zaraz wrócę.
Kol wyszedł z pomieszczenia. Bonnie chciała wejść do pokoju,
ale nagle koło niej znalazł się Klaus.
- Wiem, że wiedźmy używają
czarnej magii… Ty jesteś czarownicą, nie? To czym się różnicie, nie licząc
magii?
- My czerpiemy moc z
żywiołów. A one… No z ludzi, wilkołaków i… wampirów też.
- Ah… Pierwotnych też?
Bonnie wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Nigdy nie
poznałam wiedźmy, no nie wliczając Jessici.
- A co się stanie, jeśli
wezmą moc z wampirów? Na przykład z Katherine?
- Tego też do końca nie wiem,
ale może się dowiem, jeśli zadzwonię do mojej mamy. Będę próbowała się czegoś
dowiedzieć. Nie myślcie tylko, że robię to dla was.
- Tak, wiem. Robisz to dla
Caroline i Mystic Falls.
- Właśnie. Zadzwoń lepiej do
Tylera. Albo daj mu znać, że może wrócić do Caroline.
- Niech będzie, a ty się
zajmij lokalizacją.
Czarownica pokiwała głową i weszła do swojego pokoju. Wtedy
Klaus sięgnął po telefon i wybrał jakiś numer.
- Garrett? Tu Klaus. Przekaż
wiadomość Tylerowi, że może wracać do Mystic Falls to swojej dziewczyny. No i
jak zawsze, daj znać, że ode mnie ta wiadomość.
- Mówisz poważnie, chcesz,
żeby wrócił do Mystic Falls?
- Tak… Nawet nie pytaj,
dlaczego – powiedział stanowczo Klaus.
- Dobra. Już go łapię i
mówię.
- Na razie.
Rozłączył się. Właśnie wszedł Kol. W ręce trzymał walizkę
Bonnie.
- Podam jej walizkę – jego
głos był spokojny i opanowany, ale było słychać też rozpacz.
- Okej. Ja pójdę do tego
pokoju – wskazał pierwszy. Na pewno było mu to obojętne.
Nie odzywając się więcej, zniknął za drzwiami. Kol skierował
się do drzwi pokoju Bonnie. Zapukał.
- Wejdź – zaprosiła go.
Pierwotny posłusznie wszedł. Ujrzał średniej wielkości
pokój. Było tam łóżko, stolik nocny, biurko oraz mała lodówka, a także półka.
Czarownica siedziała przy biurku z księgą zaklęć.
- Widzę, że nie tracisz
czasu.
- Chcę jak najszybciej wrócić
do domu.
- No tak… Możemy zaczynać?
- Hmm… Myślę, że tak. Masz
mapę?
- Tak. Nie musiałem długo
szukać.
Bonnie pokiwała głową i powiedziała Kolu, żeby usiadł na
krześle. Wcześniej podał jej mapę.
- Daj mi rękę.
Stało się podobnie, jak wcześniej. Kilka kropel stało się
jednością i znów wędrowała po mapie.
Zatrzymała się na jakimś hotelu. Nazywał się „U Jake’a”.
- Wyruszamy za dwadzieścia minut.
Przygotuj się – powiedział, wstając.
Westchnęła i pokiwała twierdząco głową.
- Wcześniej pójdę jeszcze na
dół do stołówki, muszę coś zjeść.
- Nie. Kupię ci coś po drodze.
- Nie. Mam prawo sobie zjeść,
co chcę i gdzie chcę – powiedziała stanowczo.
Kol patrzał na nią ostro, ale wiedział, że nie może jej
rozkazywał. Pokręcił głową i wychodząc powiedział tylko.
- Dobrze.
___________________
Zacznę ponownie przeprosinami. Miałam ostatnio dużo na głowię. Zastanawiałam się nad usunięciem blogów, ale koleżanka wybiła mi to z głowy. Jednak, będę o wiele rzadziej dodawała następne rozdziały na blogach. W święta powinnam pisać więcej :) W ferie także. Nie jestem jednak pewna... Bardzo mało osób obecnie czyta te blogi. Chyba tylko jedna - Katherine. Dziękuję ci :* Bez ciebie ten blog chyba, by nie istniał.
Mam małą nadzieję, że ten rozdział się wam spodoba ^^