- Nigdy nie pomyślałam o tym,
że mogłoby się to zdarzyć – przyznała.
- Ja też. Ale nie żałuję
tego. Od jakiegoś czasu coś mnie do ciebie ciągnie. Od jakiegoś czasu, czuję
się przy tobie swobodnie – szepnął i przejechał opuszkami placów po jej
policzku.
Bonnie wydawała się zamyślona. Musiała przestudiować każde
słowo, wypowiedziane przez Klausa, by zrozumieć całość. Co miała o tym
wszystkim myśleć? Ostatnia noc była jednorazowa? Co czuła do pierwotnego?
- Spróbujemy – oświadczyła w
końcu.
- Spróbujemy – potwierdził i
pocałował ją w czoło.
Bonnie czuła się dziwnie. Nie znała takiego Klausa:
opiekuńczego, kochającego i dającego szansę. Znała go jako okrutnego,
bezlitosnego oraz nie mającego uczuć potwora.
- Powinniśmy się ubrać –
dodał pierwotny. – Mamy szczęście, że do tego pokoju jest przydzielona
łazienka.
- Tak? Pozwolisz, że pójdę
pierwsza? – zapytała, patrząc na niego.
- Już myślałem, że weźmiemy
wspólny prysznic – powiedział smutno.
Czarownica zaniemówiła. Może i spędzili noc razem, ale żeby
na następny dzień brać prysznic razem?
- Nie ma mowy – odparła w
końcu. – Nie dzisiaj – dodała po chwili zamyślenia.
- Dobra…
- Mógłbyś się odwrócić.
Chciałabym…
- Przecież cię widziałem! –
głos Klausa nie był surowy. Raczej trochę rozbawiony.
- Wiem, ale proszę cię o to.
Hybryda posłusznie przewróciła się na drugi bok, pozwalając
Bonnie się okryć. Sięgnęła po jedną pościel, owijając się nią. Wstała i
wyciągnęła z walizki kosmetyczkę i ubrania, które zamierzała dzisiaj na siebie
włożyć.
- Wyjdę za piętnaście minut –
powiedziała i znikła za drzwiami.
- Nie musisz się śpieszyć –
wymamrotał uśmiechnięty Klaus.
*
* * * *
Gdy Katherine się obudziła, nadal leżała w objęciach ukochanego.
Spojrzała na niego spod przymrużonych oczu i uśmiechnęła się. Kol nie spał. Już
od dłuższego czasu się jej przyglądał i nie ukrywał tego. Czy wszyscy
Mikaelsonowie lubią przyglądać się swoim dziewczynom, kiedy te śpią?
- Czemu się tak na mnie gapisz?
- Obserwuję.
- Dlaczego?
- Bo jesteś piękna? –
pocałował ją w czubek głowy.
- Co za miły komplement od
rana – oznajmiła. – Trzeba wstawać – dodała, siadając. – Muszę się odświeżyć.
Powiedz mi, że mamy pokój z łazienką.
- Niestety nie. Klaus z Bonnie
tylko mają.
- Ohh… Trudno, pójdę do
łazienki na dole. Nie mam zamiaru zastać Caroline i czekać na swoją kolej.
Katherine wstała i założyła na bose stopy buty. Sięgnęła do
walizki po jakieś rzeczy i kosmetyczkę. Wyszła na korytarz i zeszła na dół.
Szybko znalazła łazienkę. Rozebrała się i weszła pod prysznic. Odprężyła się.
Krople ciepłej wody spływały jej po ciele. Nałożyła na włosy szampon i wyczyściła
je dokładnie. Następnie sięgnęła po żel pod prysznic i umyła każdy skrawek
swojego ciała.
Kiedy była już ubrana, uświadomiła sobie, że nie wzięła do
łazienki ze sobą suszarki do włosów. Przeklęła pod nosem, zabrała ze sobą
rzeczy i wróciła do pokoju. Nie zastała w nim Kola, więc pewnie był w łazience
na piętrze. Wygrzebała z torby suszarkę, szczotkę i poszła do łazienki. Tym
razem na górę. Zastała w niej Caroline, która stała przed lustrem i się
malowała. Słyszała wodę cieknącą z prysznica. Wiedziała, że to Kol.
- Hm… Hej – zaczęła Caroline
nerwowo.
- Hej. Pozwolisz, że narobię
trochę hałasu – pokazała jej suszarkę.
- Jasne. Ja już narobiłam –
uśmiechnęła się krzywo i kontynuowała malowanie oczu.
Pierce podłączyła suszarkę pod prąd i włączyła na pełną moc.
Hałasu robiła, ale w ten sposób szybciej wysuszy włosy.
Po kilku minutach z kabiny wyszedł Kol. Miał na sobie
jedynie ręcznik. Caroline spojrzała na niego i odruchowo odwróciła się z
powrotem.
- Już ubrana? – zapytał Kol.
– Szybko ci poszło – mówił głośniej, żeby było go słychać. Pocałował Katherine
w policzek i wyszedł.
Gdy pierwotny opuścił łazienkę, Kath zachichotała. Włosy
miała już prawie suche, dlatego przełączyła urządzenie na minimum.
- Z czego się śmiejesz? –
zapytała blondynka.
- Odwróciłaś głowę tak,
jakbym miała cię zaraz zabić z zazdrości.
Caroline nie wytrzymała i roześmiała się cicho.
- Masz rację, ale to z
przyzwyczajenia. Widać niemal gołego faceta? I to jeszcze, który ma dziewczynę?
Uciekać – przewróciła oczami i sięgnęła po błyszczyk.
- Ja mu ufam i wiem, że mnie
nie zdradzi. Patrzenie nikomu jeszcze nie zaszkodziło – dodała, uśmiechając
się.
Caroline posłała jej uśmiech i nic nie powiedziała. Wyszła
wcześniej, bo Katherine musiała jeszcze się uczesać. Przeczesywała dokładnie
włosy i na końcu ułożyła je starannie.
Wyszła z łazienki i wróciła do pokoju. Kol był już ubrany, a
jego włosy nie poukładane, dzięki czemu wyglądał jeszcze seksowniej.
- Już myślałem, że nie
wrócisz – powiedział, podchodząc do niej.
Przyciągnął ją do siebie i objął ręką jej talię. Odnalazł
jej usta i pocałował ją. Katherine nie odpychała go. Lubiła przebywać razem z
nim, czuła się przy nim bezpiecznie.
- Czy tylko mnie rozśmieszyła
mina Caroline, kiedy wyszedłeś w samym ręczniku spod prysznica? – zapytała, gdy
już ich wargi się nie stykały.
Kol zachichotał. Najwyraźniej także go to śmieszyło.
- Dziewczyna się spłoszyła,
bo zobaczyła mnie w samym ręczniku. Dziwisz się? Bała się, że wydłubiesz jej oczy…
- Nie jestem o ciebie
zazdrosna! – zaprzeczyła. – Ufam ci, tak jak ty mi – spojrzała mu w oczy.
- Rozumiem – uśmiechnął się,
ukazując przy tym śnieżnobiałe zęby. – Idziemy na dół po małą przekąskę? –
zapytał.
Brunetka przytaknęła i zeszli na dół. Kuchnia była jedna,
ale naprawdę duża. Dużo miejsca zajmował blat. Lodówka stała niedaleko okna, a
z drugiej strony było kilka szafek i półka, na której były poustawiane
przyprawy.
- Macie tu jedzenie? –
zapytała Katherine.
- No tak. Czasem Elijah miewa
gości. Ludzkich.
Pierce nie odpowiedziała. Podeszła do lodówki i otworzyła
ją. Jej oczom ukazały się warzywa, różne sery i inne produkty.
- Gdzie jest krew?
- Przyniosę – powiedział
tylko Kol, posyłając jej uśmiech.
- Będę w jadalni –
powiadomiła go, gdy już znikał za drzwiami.
Nie spiesząc się, ruszyła w stronę jadalni. Rzadko bywała w
posiadłości Mikaelsonów. Była ona duża. Niektórzy za pierwszym razem mogliby
się tu zgubić.
Zanim weszła zobaczyła, że przy długim stole siedzą już
Bonnie i Klaus. Było widać, że są szczęśliwi, bo śmiali się i patrzeli sobie
głęboko w oczy. Siedzieli obok siebie i trzymali się za ręce pod ławą. Przed
czarownicą leżał już pusty talerz. Kath stała jak wryta do momentu, kiedy Kol
nie dotknął jej ramienia.
- Czemu nie weszłaś? – spytał
się i spojrzał w stronę stołu. – Aha…
- Chodźmy. To nie tylko ich jadalnia – szepnęła.
Jej korki wydały głośny odgłos, który rozszedł się echem po
pomieszczeniu. Klaus i Bonnie spojrzeli w ich stronę. Bennett odruchowo puściła
rękę pierwotnego, a jej policzki nabrały koloru.
- Można się dosiąść, prawda?
– zapytała Katherine i uśmiechnęła się.
- Jasne – potwierdził Klaus.
Kol i Katherine usiedli naprzeciw ich. Brunetka miała ochotę
coś powiedzieć, ale do środka weszli Matt, Elijah, Caroline i Tyler. Blondynka
widząc hybrydę i Bonnie, siedzących koło siebie, nie wytrzymała.
- Jak się spało? – zapytała.
- Dobrze – odparł Mikaelson.
Bonnie czuła, że jej twarz robi się jeszcze bardziej
czerwona. I tak prędzej, czy później się dowiedzą.
- No wiecie. My się wieczorem
świetnie bawiliśmy. Chcieliśmy się po was wybrać, ale słyszeliśmy dźwięki,
które wskazywały na jedno… - mówiła spokojnie Kath, a na jej twarz wkradł się
mały uśmieszek.
- Mamy nadzieję, że nie
robiliśmy dużego hałasu.. – dodała pośpiesznie Caro.
- Dobra, dobra! – powiedziała
poirytowana Bonnie. – Ja z Klausem zrobiliśmy to. Uprawialiśmy seks. Coś
jeszcze?
Wszyscy umilkli. Klaus spojrzał na czarownicę z uśmiechem.
- Jesteśmy razem – oznajmił.
– Jeżeli wam to przeszkadza, to nie nasza sprawa.
Szepnął coś do ucha Bennett, aby tylko ona to słyszała.
- Jeśli będziecie czegoś
chcieli, jesteśmy u siebie w pokoju – dodał, wstając z Bonnie.
Wyszli już nic nie mówiąc. Wszyscy patrzeli jak wychodzą w
lekkim osłupieniu. Kol i Katherine upili kilka łyków krwi ze swoich woreczków.
- No cóż… - zaczął Elijah.
- Jeszcze pogadam z Bonnie –
przerwała mu blondynka.
- Oni wolą chyba być teraz
sami – dodał Matt.
- Nie teraz – spojrzała na
niego. – Na imprezie z nią porozmawiam.
- Niech ktoś do nich idzie i
przypomni o tej imprezie. – powiedziała Katherine.
Wszyscy spojrzeli na nią.
- Że to mam ja iść? –
zapytała, otwierając szeroko oczy. Wzruszyła ramionami. – Niech będzie. –
Wypiła jeszcze kilka łyków krwi, by opróżnić woreczek.
Wstała i zdecydowanym krokiem wyszła z jadalni. Przeszła
przez korytarz i zatrzymała się przed drzwiami sypialni Bonnie i Klausa.
Zapukała i nie czekając na odpowiedź weszła do środka. Pierwotny z czarownicą
siedzieli na łóżku i patrzeli na Kath.
- Hm… Miałam wam przypomnieć
o tym, że mieliśmy dzisiaj imprezę zorganizować. Trzeba załatwić alkohol i
takie tam.
- Zajmiemy się tym –
odpowiedziała Bonnie spokojnym już głosem. Nawet udało posłać się w jej stronę
cierpki uśmiech. – Rzucę zaklęcie na Klausa. A wieczorem na resztę.
- Dobra – odwróciła się, by
wyjść. Zawahała się i spojrzała na nich. – Następnym razem róbcie mniejszy
hałas, dobra? Matt nie słyszał tego tak dobrze jak my… - mrugnęła do nich i
wyszła.
Gdy wróciła do jadalni, wszyscy wyznaczali sobie jakieś
zadania.
- Muzyką zajmie się Matt,
tak? Dekoracja Caroline, napoje i jedzenie Klaus z Bonnie.
- Ja będę zapraszała ludzi –
powiedziała Katherine, siadając koło ukochanego.
- To ja pomogę ustawiać stoły
i będę pokazywał, gdzie co jest. Zamkniemy niektóre pokoje… - mówił Kol.
Katherine nudziły te sprawy. Nie lubiła organizować imprez.
Postanowiła powiadomić niektórych o dzisiejszej zabawie.
Kilka godzin później
Przed osiemnastą goście już zaczęli się schodzić. Ludzie
najczęściej przychodzili parami. Dziewczyny w sukienkach lub w obcisłych
spodniach, a do tego ładne, długie tuniki. Chłopacy zazwyczaj w dżinsach i
koszulach. Parę osób przyszło samo. W końcu przed domem stali też Elena i
Stefan, a za nimi Damon. Nie mogli oni wejść. Teraz właścicielem był Matt.
Kiedy tylko ich zauważył podszedł do nich i przywitał ich. Zaprosił najpierw
Elenę i Stefana.
- Ja później wpadnę. Czekam
na kogoś – powiedział Damon.
Poszedł w stronę drzew i zniknął w ciemnościach. Stefan był
wyraźnie zdziwiony, ale nie miał zamiaru się tym przejmować. Trzymając Elenę za
rękę, przeszedł przez próg.
- Gdzie jest Bonnie? –
zapytała Elena Matta.
- Pewnie u siebie. Korytarzem
prosto i ostatnie drzwi po prawej.
Posłała mu wdzięczny uśmiech i poszła, zostawiając Stefana w
towarzystwie Donovana. Zgodnie z jego wskazówkami dotarła do pokoju. Zapukała w
drzwi i weszła. To co ujrzała, bardzo ją zszokowało. Bonnie siedziała na
kolanach Klausa. Nachylała się ku nie mu, ale szybko odwróciła się, gdy
usłyszała, że ktoś wchodzi. Przygryzła dolną wargę i wstała.
- Bonnie? – wydusiła z siebie
tylko Elena.
Nie wiedziała, co o tym myśleć. Ona i pierwotny? Ten Klaus
Mikaelson? Wręcz niemożliwe… A jednak. Co miała jeszcze powiedzieć?
- Chodź pogadamy –
powiedziała do niej przyjaciółka.
Posłała
pierwotnemu ostatnie przepraszające spojrzenie i wyciągnęła ze sobą Elenę na
korytarz. Wyzna jej wszystko.
- Chodźmy do góry, żeby nikt
nas nie podsłuchiwał – oznajmiła.
Do czasu, kiedy nie znalazły się w jednym z pokoi, nie
odezwały się ani jednym słówkiem. Pokój ten musiał należeć do Caroline oraz
Tylera, rozpoznać to można było po jej różowej dużej walizce.
- Bonnie, czemu całowałaś się
z Klausem? – zapytała na poważnie Elena, gdy usiadła na łóżku.
Bennett westchnęła.
- Opowiem ci wszystko od
początku.
I opowiadała. Opisała całą sytuację z porwaniem, z
Katherine. Jak nieraz zemdlała. Co musiała robić… Co przeszła Caroline i Tyler.
Skąd wzięli pomysł na A na koniec, co
ostatnio zrobiła z Klausem.
- Przespałaś się z Klausem?!
– Elena była zaskoczona. – Nie wiedziałam, że coś do niego czujesz…
Bonnie już chciała odpowiedzieć, ale do pokoju weszła
Caroline.
- Oh. Hej – przywitała się. –
Przyszłam po telefon, ale skoro już jestem, mogę pogadać z wami? Znaczy, jeśli
Elena już wie.
- O Klausie? Właśnie się
dowiedziałam. A ty..
- Skąd wiem? Słyszałam jak to
robili. Wiesz… Słuch wampira.
- Aha… Tylko, że nigdy nie
widziałam, żebyś obdarzała go szczególnym uczuciem.
- Tylko nienawiścią – dodała
szybko Caroline.
- Ja sama o tym nie
wiedziałam! – tłumaczyła się Bonnie. – Odkąd porwali Katherine, czułam się przy
nim inaczej… I łączy nas jedno. Ojcowie. Przez nich cierpieliśmy.
- Bonnie… - zaczęła Elena.
- Wiem jak to wygląda. Wiem,
że coś czuję do niego! Ale jeszcze nie wiem co. Ona ma podobnie. Wyznał mi to.
Postanowiliśmy spróbować.
- Nie uważasz, że on jest
niebezpieczny,… - zaczęła znowu.
- Okrutny i bezlitosny? –
dokończyła za nią. – Przy mnie taki nie jest. Żartujemy, rozmawiamy swobodnie
na różne tematy…
Wpatrzyła się w jakiś punkt.
- Czuję się przy nim
bezpieczna. Mogę być przy nim sobą. Nie muszę tak często używać magii. Czasem
chcę, ale to dla niego nic takiego – uśmiechnęła się. – Nie żałuję ostatniej
nocy. W jego oczach też to widzę. Wiem, że on jest nieśmiertelny. Ale chcę
korzystać z życia. Nawet jak nie będę z nim na zawsze, jak ktoś z nas ze sobą
zerwie…
- Ona bredzi jak zakochana –
szepnęła Caroline do Eleny.
Ta tylko pokręciła twierdząco głową.
- Oh Bonnie… - powiedziała
Elena, przytulając ją do siebie.
Bonnie uśmiechnęła się i przytuliła obie przyjaciółki. Po
jej policzku spłynęła samotna łza. Ale nie ze smutku, tylko z szczęścia.
Cieszyła się, że ma takie przyjaciółki jak one.
- Dziękuję – wydusiła.
Dotarło
do niej, że brakowało jej w Nowym Orleanie przyjaciółek, choć długo tam nie
przebywała. Potrzebowała zrozumienia, które u nich zawsze znajdowała.
- Nie rycz, mała! –
powiedziała blondynka, kiedy zauważyła łzę. – To miała być impreza! Dalej
idziemy na dół.
Wszystkie wstały i wyszły z pokoju.
- Elena, nie mów Stefanowi o
tej sytuacji, dobrze? – zapytała.
- Nie ma sprawy…
- To jest niebezpieczne.
Kiedy będziemy miały chwilę, wrócimy na górę i rzucę zaklęcie.
- Jakie zaklęcie? – Bonnie
musiała pominąć ten szczegół.
Czarownica w skrócie wytłumaczyła je. Schodząc po schodach
śmiały się już z innych tematów.
Impreza rozkręciła się. Ludzie tańczyli lub stali przy
stołach z alkoholem i rozmawiali. Nadal jednak nie było widać Damona. Na kogo
on czekał? Tylko on to wiedział…
- Zatańczymy? – zapytał głos,
który dobiegał zza pleców przyjaciółek.
Odwróciły się i ujrzały Stefana. Było już wiadome, że zwraca
się do Eleny. Na jego twarzy gościł uśmiech, który Bonnie tak rzadko widywała.
Była zadowolona, że widzi ich razem.
- Stefan Salvatore chce
tańczyć – Elena uśmiechnęła się szeroko. – Nie mogę takiej okazji przepuścić.
Zostawiła Caroline oraz Bonnie, posyłając im szczęśliwe
spojrzenie. Dziewczyny spojrzały na siebie i podeszły do jednego ze stolików.
Napełniły swoje kubki piwem i wypiły kilka łyków.
Po chwili doszła do nich Katherine.
- Gdzie macie swoich facetów?
– zapytała, nalewając sobie piwa.
Bonnie wzruszyła ramionami.
- A ty gdzie masz Kola? –
zapytała Caroline.
- Porwała go jakaś sztuczna
blondynka. Była strasznie pomarańczowa… - kubek sięgnęła do ust i wypiła połowę
zawartości.
- Idę poszukać Tylera –
oznajmiła po niespełna minucie Caro.
Czarownica posłała jej jedynie słaby uśmiech i wypiła resztę
piwa.
- To ja idę potańczyć z
pierwszym lepszym facetem – Kath uśmiechnęła się uwodzicielsko i zostawiła
Bonnie samą.
Ona nie wiedziała, gdzie jest Klaus i na razie ją to nie
obchodziło. Nie miała zamiaru się dzisiaj dręczyć tymi myślami, dlatego nalała
sobie jeszcze piwa i wypiła w błyskawicznym tempie, jak na człowieka. Po chwili
znalazła sobie miejsce, gdzie mogła usiąść.
Tymczasem Katherine bawiła się świetnie. Przetańczyła
przynajmniej trzy piosenki, każdą z innym chłopakiem. Piła wódkę i piwo.
- Katherine, zatańczysz? –
zapytał znajomy głos.
To był Kol. Mogła rozpoznać ten głos wszędzie.
- Oczywiście – wzięła go za
rękę i pociągnęła na środek pomieszczenia.
Piosenka z energicznej, zmieniła się na spokojną. Chłopacy
zapraszali dziewczyny, które z chęcią się zgadzały.
Pierce przysunęła się bliżej i zarzuciła mu ręce na szyję.
On natomiast objął ją w tali. Kołysali się do rytmu muzyki.
- Jesteś pijana – stwierdził
pierwotny w końcu.
- Nie wypiłam jeszcze tak
dużo.
- Wierzę ci, ale pamiętaj, że
niedawno ledwo chodziłaś… Powinnaś dzisiaj nie przesadzać.
- Dobrze… - powiedziała ku
zdziwieniu Kola. – Ale pozwolisz mi na ostatni kubek piwa? – szepnęła mu do
ucha.
Mikaelson zaśmiał się cicho i pokręcił głową.
- To chodźmy razem.
Przecisnęli się przez pary, które nadal tańczyli i
skierowali się do jednego ze stołów. Chwilę później Katherine i Kol opróżnili
do połowy swoje kubki.
- Bonnie i Klaus się świetnie
dogadują – zauważył pierwotny i wskazał swojego brata, który tańczył z Bonnie.
- Dziwnie ich widzieć razem –
odparła opierając się o swego lubego.
- Tak… Ich życie – wzruszył
ramionami.
- Kol, przyniósłbyś mi
woreczek z krwią? Zyskam trochę energii i znowu będę mogła pić alkohol…
- Katherine… - szepnął
zrezygnowany.
Patrzała na niego smutnymi oczami. Zatrzepotała rzęsami i
zrobiła uroczą minę.
- Chodź ze mną – uległ w
końcu.
Tyler tymczasem tańczył z Caroline. Co prawda nie przepadał
za wolnymi piosenkami, ale robił to dla blondynki. Lubił jej sprawiać
przyjemność. Jeśli ona była szczęśliwa to on też.
- Jak się bawisz? – zaczęła
Caro.
- Z tobą? Świetnie – szepnął
jej do ucha.
To jej wystarczało. Oparła głowę na jego ramieniu i kołysali
się do rytmu muzyki.
Dochodziła godzina dwudziesta trzydzieści. Damona jeszcze
nie było. Może przyjdzie koło dziewiątej? Nie wiedział o tym Stefan ani Elena.
Postanowili żyć własnym życiem i tańczyli.
Matt siedział przy stole i puszczał muzykę. Przy laptopie
miał kubek z piwem i jakieś chipsy. Nie przeszkadzało mu to, że musiał tu
siedzieć. Czasem musiał odchodzić od stołu, by sprawdzić, czy Damon już nie
przyszedł. Jednak nie przychodził… W końcu około dwudziestej pierwszej stanął
przy drzwiach i ujrzał Damona w towarzystwie jakiejś blondynki.
- Donovan zaproś nas.
- Damon we…
- Nas idioto – Damon
przewrócił oczami.
Matt podejrzliwie spojrzał na dziewczynę, która ubrała ładną
koszulę do spódnicy z paskiem. Ukazała swoje długie nogi i w dodatku wydłużyła
je, zakładając szpilki.
Donovan rozglądnął się, czy nie widzieć gdzieś Kola, Klausa
i Bonnie oraz Katherine. Kiedy ich zauważył, zawołał szybko.
Bonnie ujrzawszy, kto towarzyszy Damonowi, niemal się nie
przewróciła. Spojrzała najpierw na Damona, a później na resztę. Również byli
zszokowani. Na twarzy Kola widać było wściekłość, a na Katherine… zdziwienie,
wymieszane ze strachem?
To była Jessica. Przynajmniej wyglądała jak ona.
_________________
No i rozdział dodany :3 Jestem trochę zadowolona z niego, choć wiem, że mógłby być lepszy :p
Miło by było, gdyby ktoś komentował :3 Każdy komentarz naprawdę motywuje!
Jak się podobało? Wszystko było do przewidzenia, ale cóż... :/
Dziękuję wszystkim, że czytacie to, co piszę, ale mam nadzieję, że was przybędzie :)
Pozdrawiam wszystkich :*
P.S. Mikael ma nie wracać do The Originalas!!