Bonnie była zdziwiona, że tak
łatwo poszło. Wyciągnęła torebkę i schowała do niej najpotrzebniejsze rzeczy na
przypadek. Były to: księga, mapa, werbena. Walizkę włożyła pod łóżko. Zostało
jej jeszcze trochę czasu, więc poszła do stołówki.
Wzięła jedynie kromkę chleba i plaster żółtego sera oraz
herbatę z cytryną. Usadowiła się przy stoliku, samotnie jedząc. Kiedy skończyła
poszła jeszcze do łazienki.
Wracając do swojego pokoju spotkała Klausa. Był trochę
zdziwiony, ale próbował tego nie pokazywać.
- Co tutaj robisz?
- Przyszłam coś zjeść.
- Wstąpilibyśmy gdzieś po
drodze…
- Wiem, ale miałam jeszcze
czas. Pójdę jedynie po swoją torebkę i możemy wyruszać.
- Nie musisz – usłyszeli
znajomy głos. Kol. Stał już przed nimi, a w ręku trzymał torebkę Bonnie.
- Nie… Z resztą nie ważne.
Wzięła swoją torbę i wyszli z hotelu. Weszli do samochodu
zaparkowanego ulicę dalej. Klaus siedział za kierownicą.
- Klaus, wiesz gdzie jest
hotel „U Jake’a”?
- Hmm… Wiem… Dojedziemy tam w
pięć może dziesięć minut.
- Lepiej w pięć – wymamrotał
pod nosem.
- I tak nie wiem po co ja
jadę – odezwała się Bonnie.
- Po to, żebyś mogła dostać
się do Katherine. Zawsze możesz się
przydać. Jesteś czarownicą. Mówiłaś mi… - przerwał Klaus, patrząc na Kola.
Wyglądało na to, że nie powiedział mu, że wiedźmy czerpią
energię z wampirów i innych nadprzyrodzonych „stworzeń”. Nie chciał go
denerwować, że Kath mogło się coś stać, ale Bonnie się nie powstrzymała i
zapytała hybrydę.
- Nie powiedziałeś mu?
On w odpowiedzi tylko pokręcił głową.
- Kol… nie chcę cię martwić,
ale wiedźmy czerpią swoją moc z wilkołaków, wampirów, czarowników i innych
takich.
Kol obrócił głowę w jej stronę.
- Może to ich zabić? – spytał
po chwili.
- Nie wiem. Nie licząc
Jessici nie spotkałam wiedźmy. Jeszcze nie dzwoniłam do mojej mamy, żeby się
czegoś dowiedzieć, ale Kath jeszcze żyje, bo jakby było inaczej zaklęcie
lokalizujące nie zadziałałoby.
Pierwotny westchnął i sięgnął do kieszeni od kurtki. Wyjął z
niej telefon i podał go Bonnie.
- Zadzwoń i dowiedz się
czegoś. Zanim dojedziemy na miejsce może czegoś się dowiemy. Spytaj się, jak można
pokonać wiedźmy.
Czarownica skinęła głową, wykręciła numer i przyłożyła
komórkę do ucha.
- Halo? Mama?
Rozmowa trwała niecałe pięć minut, jednak oni nadal byli w
drodze.
- Czego się dowiedziałaś? –
zapytał zniecierpliwiony Kol.
- Jeśli wiedźmy będą pobierać
moc z wampirów lub z wilkołaków to mogą umrzeć. Jednak rzadko to się zdarza,
ponieważ trudno to im wykonać, bo potrzebują sporo czasu i kilku niezbędnych
rzeczy. Można je powstrzymać, ale trzeba silnego zaklęcia i w tej sytuacji
wampira, który na tym trochę ucierpi…
- Ale przeżyje? – zapytał
Klaus.
- Ten wampir, który jest
potrzebny do zaklęcia? Tak – odparła.
- A znasz to zaklęcie?
- Nie… Ale moja mama już
szuka, zadzwoni na twój numer jak już znajdzie.
- Niech się lepiej pośpieszy.
Bonnie nic więcej nie powiedziała, bo zatrzymali się.
Wyjrzała za szybę i ujrzała wielki świecący napis: „U Jake’a”. Hotel wyglądał
na drogi, ale nie aż tak. Wyszli z auta patrząc na budynek.
- To niby tutaj Jessica
przetrzymuje Kath? – zapytała w końcu.
- Ty znalazłaś to miejsce –
odparł Kol.
- Za pomocą twojej krwi –
dodała. – No to chodźmy.
Weszli do hotelu, w którym znajdowała się recepcja.
Siedziała przy niej dziewczyna o ciemnych włosach opadających jej na ramiona
oraz brązowych oczach. Ubrana była w czarną sukienkę i rajstopy. Buty miała na
wysokim obcasie.
Pierwotni wraz z czarownicą podeszli do lady. Pierwszy
odezwał się Klaus.
- Dzień dobry. Mogłaby pani
powiedzieć, gdzie możemy znaleźć ładną blondynkę o imieniu Jessica?
- A na jakie nazwisko ma
pokój?
- Niestety tego nie wiemy.
Była z nią taka brunetka o ciemnych oczach, podobnych do pani.
Kobieta westchnęła.
- Niestety nie mogę zdradzić
takich informacji.
- A może pani powiedzieć
chociaż, czy jest nadal w hotelu? – zapytał Kol patrząc jej w oczy.
- Na mnie to nie działa –
oznajmiła spokojnie.
Pierwotni patrzyli na nią osłupieni.
- Werbena?
Kobieta roześmiała się i pokręciła głową. Wtedy Kol sięgnął
po telefon, który zadzwonił. Podał go od razu Bonnie. Ona chwyciła komórkę i
wyszła na zewnątrz. Matka wyjaśniła jej jak wszystko powinno wyglądać i podała
jej zaklęcie. Kiedy się rozłączyła, czarownica weszła z powrotem do środka.
Pierwsi rozmawiali jeszcze z kobietą, która wyglądała już bardziej na
zniecierpliwioną. Bonnie wpadła na pomysł, ale nie wiedziała czy się powiedzie.
Chciała jednak zaryzykować. Podeszła do nich i zapytała recepcjonistkę:
- Można skorzystać z
łazienki?
- Hmm… No nie wiem, nie
powinna pani.
- Proszę – nalegała.
- Dobra… niech będzie. Jest
na końcu korytarza po lewej.
- Dziękuję.
Bonnie popędziła szybkim krokiem do łazienki. Była ona
średniej wielkości i miała trzy kabiny. Pewnie dlatego, że większość pokoi
miało własną łazienkę, pomyślała. Gdy upewniła się, że jest sama, wyciągnęła ze
swojej torby księgę zaklęć. Niecierpliwie przewracała kartki jedna po drugiej
aż w końcu znalazła. Było to zaklęcie, dzięki któremu mogła zobaczyć, gdzie
jest przetrzymywana Katherine.
Kiedy wypowiedziała zaklęcie, przed oczami ukazał jej się
duży pokój. Wielkie łóżko, na którym leżała Kath. Wyglądała dziwnie. W ogóle
się nie ruszała, jedynie oddychała, było widać po jej klatce piersiowej, która
falowała. Była ubrana w tym, co opisywał Kol. Musiała spać albo była
nieprzytomna. Bonnie przeraził widok związanych rąk i nóg. Usta miała zaklejone
taśmą. Domyśliła się, że Jessica rzuciła na nią niejedno zaklęcie. Spojrzała na
otoczenie. Było przyjemnie. Po jednej stronie łóżka znajdował się stolik nocny,
a na nim kubek. Unosiła się z niego para.
Czarownica postanowiła nie zwlekać i wyszła wizją z pokoju.
Przynajmniej próbowała. Chciała się dowiedzieć jaki jest numer pomieszczenia.
Wymagało to sporo wysiłku, ale udało się. 21, 21, 21, 21… Bonnie powtarzała
liczbę jak zaklęcie. W końcu odcięła się. Znalazła się z powrotem w łazience. Bolała
ją głowa. Schowała księgę do torby, podeszła do lustra i umyła ręce oraz obmyła
twarz. Była już zmęczona. Co prawda zaklęcia, które już dzisiaj wykonała nie
były trudne, ale trochę wyczerpujące.
Ruszyła do wyjścia. Doszła do recepcji. Nic się nie zmieniło.
Kol i Klaus nadal próbowali coś wyciągnąć od kobiety, ale nie wychodziło im to.
Kol najchętniej urwałby jej głowę i poszukał informacji w komputerze, ale po
pierwsze nie był pewny kim była recepcjonistka, po drugie nie znał hasła, a po
trzecie nie chciał robić awantury.
- Dziękuję – powiedziała
czarownica.
- Nikomu nie mów, bo mi się
oberwie, że kogoś wpuściłam… Musicie wyjść, nie mogę wam pomóc. A ty –
skierowała do Bonnie. – uważaj na nich.
Skinęła głową i zmarszczyła brwi. Wyszła razem z pierwszymi
z budynku.
- Są tu schody
przeciwpożarowe? - zapytał Kol. – Wejdę
nawet po ścianie, żeby patrzeć w każde okno, czy nie ma Kath.
- Poszukajmy lepiej tych
schodów. Wiem w jakim pokoju jest Katherine – spojrzała na Kola. – i niestety
nie ma tam okien.
- Skąd ty to wiesz?
- Co robiłaś w łazience? –
wtrącił się Klaus.
Bonnie westchnęła i powiedziała im, co zrobiła.
- Muszę ci przyznać, że
jesteś pomysłowa.
- Dzięki – wymamrotała.
- To chodźmy poszukać schodów
z tyłu hotelu. Obyś się nie myliła do tego pokoju nr 21.
- Nie jestem taką dobrą
czarownicą…
- Nie pleć bzdur – skarcił ją
Kol.
- Nie plotę. Po prostu nie
umiem jeszcze do końca posługiwać się całą magią. Moja babcia nie żyje… Moja
mama jest wampirem. Nie mam teraz od kogo się uczyć.
- Hmm… Trochę w tym racji,
ale twoja babka chyba zostawiła trochę ksiąg? – mówił Klaus, kiedy weszli w
zaułek. – Są schody.
Schody były, ale nie do ziemi. Znajdowały się prawie 3 metry
nad ziemią. Bonnie nie miała szans tam wejść sama.
- Jak ja mam tam wejść? Nie
jestem taka wysoka, a przede wszystkim nie jestem wampirem…
- Chwyć się któregoś z nas.
Na plecy albo przytul się – uśmiechnął się szeroko Kol.
Czarownica otwarła szeroko usta i później je zamknęła. Nie
wierzyła, że to powiedział. „Przytul się”.
- Ugh…
- Wiem, że za nami nie
przepadasz, ale to jest ważna sprawa.
- Nie lubię was – poprawiła
go. – Nawet nie wiem, czy Mystic Falls jest tego warte.
- A Caroline? Bonnie to nie
jest pocałunek! Przez te dwie, trzy sekundy ci się nic nie stanie.
Przewróciła oczami i wzruszyła ramionami.
- Dobra, niech będzie –
zatrzymała się. Który? – Hmm… Nie jestem taka lekka, jak się wydaje.
- Bonnie, jesteśmy wampirami,
pierwotnymi – przypomniał Klaus. – Chodź. Ja cię wezmę.
Czarownica zamarła. Chciała ruszyć w stronę Kola, a tu Klaus
jej sam proponuje, że ją weźmie… „Oni mają racje, to tylko trzy sekundy”,
pomyślała. Podeszła do Klausa. „Na plecy mu nie wskoczę”, dodała.
- Yyy… - jąknęła.
Klaus westchnął i objął ją ramieniem. Bonnie czuła jego
silną dłoń na ramieniu. Miała zamknięte oczy, a czoło niemal opierało się o
jego klatkę piersiową. Czuła, że on w ogóle nie jest skrępowany. Po chwili
znaleźli się na czymś.
Dziewczyna poczuła kogoś wzrok na sobie. Otworzyła oczy i
potem zorientowała się, że trzyma Klausa za kurtkę. Szybko zdjęła rękę i
spuściła wzrok.
- Sorki…
Nic nie odpowiedział, bo nagle obok nich znalazł się Kol.
Spojrzał na nich.
- Bonnie! Żyjesz! –
zażartował.
Ona tylko przewróciła oczami i weszła na pierwszy stopień.
Zatrzymał ją Klaus, który chwycił ją za ramię. Ich wzrok się spotkał, jednak
czarownica odwróciła głowę.
- Ja pójdę pierwszy. Ty
między nami – oznajmił.
- Niech będzie – wzruszyła
ramionami.
Weszli po schodach w milczeniu. Drzwi były zamknięte, jednak
poradzili sobie z nimi bez problemu. Wchodzili po cichu, starając się, żeby
nikt ich nie usłyszał. Znaleźli się na korytarzu podobnym do tego, co Bonnie na
pierwszym piętrze, tylko nie było recepcji. Winda znajdowała się naprzeciw
pokoju 12. Musieli się dostać na piętro wyżej.
Nie ryzykowali jeżdżenia windą, dlatego przeszli przez
korytarz i ponownie weszli po schodach.
Na tym piętrze korytarz wyglądał identycznie jak niżej.
Klaus ruszył szybkim krokiem, poszukując wzrokiem drzwi od pokoju z numerem 21.
Znalazł. Przywołał ich machnięciem ręki.
Stanęli wtedy przed wąskimi drzwiami, które Bonnie widziała
w swojej wizji. Myślała nad tym, co się stanie. Wiedziała, że może się jej coś
stać. Westchnęła i powiedziała:
- Co robimy?
- Wchodzimy? – zaproponował
Kol.
Sięgnął ręką do klamki, jednak odskoczył nagle.
- Cholera! Co za wiedźma.
- Nie wątpię – odparła. Teraz
ona próbowała otworzyć drzwi. Udało się bez najmniejszego problemu. – To chyba
nie działa na wiedźmy i czarownice.
- Zauważyłem – warknął.
- Oh… Chodźmy.
Pierwotni potrzebowaliby zaproszenia, ale to był pokój
hotelowy. Weszli za Bonnie do środka. Było tam czysto i trochę… pusto. Klaus
ominął Bennett i wszedł do sypialni. To był jeden z pokoi, do których jest
osobna łazienka.
- Katherine! – powiedział,
gdy ją tylko ujrzał.
Kol przebiegł koło Bonnie i poszedł do Klausa… Zatrzymał
się, gdy zobaczył, że ktoś jeszcze jest w sypialni. Była to Jessica. Była
trochę zdziwiona, ale spodziewała się, że ktoś w końcu przyjdzie.
- Bonnie nie wchodź! –
krzyknął Klaus, gdy zobaczył wiedźmę.
Było jednak za późno. Bonnie weszła do środka, a kiedy
chciała się wycofać, trafiła na niewidzialną ścianę. Przygryzła dolną wargę i
się odwróciła. Wszyscy patrzeli na nią, oprócz Kola. On patrzył na Kath. Leżała
podobnie, jak wtedy, kiedy użyła zaklęcia.
- Nie wiem jak do cholery się
tu dostaliście, ale nie powstrzymacie mnie! Katherine jest mi potrzebna.
Kochasz ją – skierowała się do Kola. – I to mi pomoże. Chcę w końcu znaleźć
sposób, by was zabić. Nie znoszę was ani żadnych wampirów. Czas, żeby się ich
pozbyć.
Bonnie pomyślała o swojej mamie i Caroline. Przypomniała
sobie wtedy o zaklęciu, które podała jej matka przez telefon.
Klaus skoczył na nią, jednak Jessica zrobiła unik i
wymamrotała coś pod nosem. Po chwili pierwotny leżał na podłodze i zwijał się z
bólu. Bonnie nigdy nie widziała, jak Klaus cierpi. Nie był to miły widok,
jednak nie aż tak zły.
Kol ocknął się i skierował się na Jessicę. Zaatakował. Kły
mu się wysunęły. Ona tylko wypowiedziała zaklęcie, a on poleciał na ścianę.
- Ostatnim razem było
podobnie, prawda? – zaśmiała się. – Jeszcze ty zostałaś Bonnie. Widzę, że nie
jesteś tak potężna jak słyszałam.
- Mówiono o mnie, że jestem
potężna? – zdziwiła się, ale wiedziała, że to głupie pytanie w tej sytuacji. –
Z resztą nieważne.
Zrobiła krok do przodu i niemalże natychmiast tego
pożałowała. Upadła na kolana, odrzucając głowę do tyłu.
Krzyknęła, ale nie dała za wygraną tak łatwo. Wstała z
trudem. Jessica była wyraźnie zdziwiona i spróbowała jeszcze raz tego zaklęcia.
Nie udało jej się. Bonnie wymawiała zaklęcia po kolei. Uznała, że czas na
finał.
Spojrzała na boki. Pierwsi nadal zwijali się z bólu, jednak
próbowali wstać. Spojrzała na nich spod włosów, które opadły jej na twarz.
Szybko je odgarnęła i wymówiła zaklęcie, które znalazła jej matka. Nie
wiedziała, którego z pierwotnych wybrać.
Wybrała Klausa. Wiedziała, że jest hybrydą i to trochę
wzmocni zaklęcie. Powtarzała cały czas te samo zaklęcie. Jessica spojrzała na
nią. Gniew i zaskoczenie było widać w jej oczach.
- Skąd znasz to zaklęcie?!
Bonnie nie zwróciła na nią uwagi. Mówiła słowa, jakby
recytowała wiersz. Niedługo potem Jessica krzyknęła z bólu. Złapała się za
głowę i upadła na kolana. Bracia już wstawali o swoich siłach. Klaus miał się
jednak trochę gorzej. Marszczył cały czas brwi.
- Kol, zabij już ją!
- Nie! – krzyknęła Jessica. –
Zostawcie mnie… - brzmiała żałośnie.
Kol podbiegł do niej i skręcił jej kark. Dopiero po chwili
wszyscy zobaczyli, że Katherine patrzała na nich. Oczywiście nie mogła nic powiedzieć,
bo nadal miała zaklejone usta. Kol podszedł do niej odlepił taśmę, rozerwał
sznury, którymi byłą związana i przytulił ją do siebie. Dawno nie czuł się
lepiej. Kath odczuwała podobnie. Spojrzała mu prosto w oczy, miała łzy w
oczach, ale od razu zamrugała, żeby się ich pozbyć.
- Oh.. – wyjąkała tylko.
- Nic nie mów, nic nie mów –
uciszył ją, głaszcząc dłonią jej włosy.
Bonnie upadła na podłogę. Była wykończona, po chwili poczuła
coś koło nosa. Ręką przesunęła po tym miejscu i zobaczyła krew. Ciekła jej z
nosa. Klaus podszedł do niej i ukucnął, wziął ją na ręce, chciała zaprzeczyć,
ale ona widziała już tylko ciemność.
Kol wziął podobnie Katherine, tylko, że ona nie straciła
przytomności. Uśmiechnęła się słabo do niego. Musiała być bardzo głodna, pierwotny
o tym dobrze wiedział i obiecał jej, że zaraz się napije. Zostawili ciało
Jessici w pokoju. Wyszli drzwiami głównymi, ale wcześniej spotkali
recepcjonistkę.
- Jak?!
- Oh… Błagam, jeśli nie
chcesz stracić głowy zamknij się. Możesz po nas też posprzątać, bo my nie
zamierzamy – warknął Klaus.
Zamilkła. Usiadła na krześle, nie wiedząc co powiedzieć.
Patrzyła na nich, jak pierwotni wychodzili z kobietami w ramionach1.
Szybko weszli do samochodu, który cały czas stał naprzeciw
hotelu. Klaus razem z Bonnie usiadł z przodu. Zapiął jej pasy i chusteczką
wytarł krew. Kol z Kath usiedli z tyłu. Nie chciał, żeby była chociaż metr od
niego i pożywiła się na czarownicy.
Ocknęła się. Obudziła się z bólem głowy. Otworzyła oczy i
zauważyła, że leży w pokoju, który Kol i Klaus wynajęli. Nie miała pojęcia, ile
już śpi. Usiadła, ale pożałowała tego. Przeszył ją ostry ból w brzuchu.
Rozległo się pukanie do drzwi.
_ _ _
1Jakby kobiety mdlały na ich widok i wpadały im w
ramiona hahah (musiałam to napisać)
________________________
No i takim sposobem skończyłam ten rozdział :)
Witam! W końcu dodałam rozdział, którego sama nie mogłam się doczekać ;)
Mam nadzieję, że się spodoba ;] A tak ogólnie Szczęśliwego Nowego Roku, trochę za późno, ale lepiej późno niż wcale :D
Czytam obecnie "Miasto zagubionych dusz" Jestem bardzo zadowolona z Darów Anioła <3 Ale wcześniej czytałam "Kroniki Krwi" i "Akademię Wampirów" i są także genialne ;] Niestety albo na szczęście zakochałam się w kilku bohaterach z tych serii ;p ;c
Film Akademia Wampirów będzie w kwietniu i nie mogę się doczekać! 7 już trzeba iść do szkoły, więc nie wiem, kiedy dodam następny rozdział, ale wiem, że będzie ciekawy :) Czytacie coś teraz? Pochwalcie się co!
Zostawiajcie po sobie komentarze, a zobaczę ile osób czyta ;*
Pozdrawiam ^^